Prolog

157 12 10
                                    

Rok później...

Biegałam po pokoju w jedną i drugą stronę poddenerwowana. Dlaczego zawsze w takich momentach musiałam coś gubić?! Dobra, spokojnie. Stanęłam próbując się opanować. Wdech i wydech... wdech i wydech. Nagle drzwi do pokoju się otworzyły.

- Galene? -  usłyszałam głos koleżanki. - Tego szukasz? - odwróciłam się i zobaczyłam, że Tauriel trzyma moją czerwoną, dość wyrazistą szminkę. Otworzyłam szeroko oczy i uśmiechnęłam się. 

- Gdzie ona była?! - zapytałam szybko ją zabierając. 

- W łazience na dole. Zgaduję, że szukałaś tylko na górze, prawda? - uśmiechnęła się patrząc na mnie. Przerwałam na chwilę malowanie ust, żeby odpowiedzieć.

- Na dole jest Kalos. Nie zejdę tam przecież w tej sukni - kontynuowałam malowanie. Niezbyt dobrze mi to szło. Ręce mi się okropnie trzęsły. Patrząc na okoliczności, to nie było w tym nic dziwnego. Ślubu przecież nie bierze się codziennie.  

Rozległo się pukanie do drzwi. Poprawiając jeszcze fryzurę, kontem oka zauważyłam w lustrze, jak Tauriel wpuszcza do środka Nonę. Szczupła blondynka, zazwyczaj w rozpuszczonych włosach, dzisiaj uczesana w kitkę w pięknej, pomarańczowej sukience. Na szyi oczywiście miała aparat. Od samego początku wiedziałam, kogo wybrać do robienia zdjęć. Dziewczyny rozmawiały w rogu od czasu do czasu dręcząc mnie pytaniami czy w czymś pomóc. Nie zostało już wiele. Usiadłam na krześle uważając na suknię i założyłam kremowe, skromne buty na obcasie. Zerknęłam na zegarek. Piętnaście minut. Coraz bardziej się denerwowałam. Wdech, wydech, wdech, wydech... Czemu tym razem to nie pomaga?! Spojrzałam w lustro. Wyglądałam idealnie. Każdy szczegół dopracowałam z pomocą koleżanek. 

- Wyglądasz cudownie - usłyszałam zachwycony głos Nony zza aparatu. Oby jej słowa były prawdą. Mój wzrok znowu powędrował na zegarek. Dziesięć minut. Chyba pora schodzić na dół.

Zeszłam powoli po schodach uważając na długą suknię i ciągnący się za nią welon. Stanęłyśmy we trzy przed drzwiami. Niedługo się zacznie, niedługo się zacznie... wdech, wydech, wdech... nie pomaga! Ten ślub to chyba najbardziej stresująca sytuacja w moim życiu. 

- Dwie minuty - powiadomiła mnie brunetka.

- Nie pomagasz mi - nie odwracając się do tyłu i przebierając nogami w miejscu odpowiedziałam koleżance. 

Dalej wszystko działo się tak szybko, że zanim się obejrzałam, stałam już uśmiechnięta od ucha do ucha przed Kalosem. Ślubu zgodził się udzielać Lord Protector. Zdecydowaliśmy się wziąć go sposobem czarodziejów.  Nie słuchałam za bardzo co mówi czarodziej. Patrzyłam jak zaczarowana w jasne, przenikliwe oczy Kalosa. Chwilę później poczułam dookoła nas magię. Bardzo silną magię. Cały czas utrzymywałam kontakt wzrokowy z miłością mojego życia. Jakby za mgłą słyszałam zdumione głosy gości,  którzy nie interesowali się starożytną magią i pewnie dlatego nie mieli pojęcia o tym sposobie zawierania małżeństwa. Miałam wrażenie, że czas stanął w miejscu. Poczułam lekki ból na palcu. Obrączka. Zaklęcia wypowiadane przez Lorda Protektora działały podobnie do wieczystej przysięgi. Decydując się na taki ślub, jesteśmy zobowiązani być razem do końca życia. Inaczej będą konsekwencje w postaci... no właśnie, śmierci. Na naszych palcach właśnie formowała się obrączka, która wygląda podobnie do tatuażu. 

Po pewnym czasie magia opadła. Kalos odwrócił wzrok w stronę gości. Kąciki jego ust drgnęły. Powstrzymywał się od uśmiechu. Spojrzałam w tą samą stronę. Zrozumiałam. Każdy miał otwarte usta i wpatrywał się na zmianę w Lorda, albo w nas. 

- No... to ten. Możecie się pocałować - powiedział lekko zmęczony magią starszy czarodziej. 

Odwróciłam się znowu stając twarzą w twarz z Kalosem. Uśmiechnął się po czym złączył nasze usta w pocałunku.

Tajemnice Róż | KaleneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz