Nad Lamma Ar zbierały się deszczowe chmury, które wprowadzały mnie w niezbyt ciekawy nastrój. Stałam na środku klasy i tłumaczyłam uczniom zaklęcie. Aretes był bardzo przyjaznym domem, ale strasznie rozgadanym. Biorąc pod uwagę okoliczności ta lekcja nie należała do najlepszych. Dzieci niczego nie świadome chodziły uśmiechnięte od ucha do ucha. Ja za to z całych sił starałam się skupić, ale coś mi nie szło, bo z każdym zdaniem coraz bardziej przypominała mi się sytuacja z poprzedniego wieczoru. Podeszłam do dziewczynki w szarej bluzce i pomogłam jej z zaklęciem obronnym. Postanowiłam wprowadzić Salvio Hexia w każdej klasie. To zaklęcie przyda się każdemu.
W końcu nadszedł upragniony koniec zajęć. Młodzi czarodzieje powoli zaczęli wychodzić z klasy dyskutując na temat lekcji, obiadu, swoich własnych różdżek, a nawet konsystencji sporządzonej dzisiaj herbaty. Patrzyłam na nich z lekkim uśmiechem. Pamiętam, kiedy to ja byłam na ich miejscu i dopiero zaczynałam się uczyć magii. To były wspaniałe czasy pełne uśmiechu i beztroskiej radości. Wspaniałe by było poczuć to znowu. Westchnęłam odrzucając swoje niemożliwe do spełnienia marzenia. Położyłam na stole kartkówki i zaczęłam je sprawdzać. Przy piątej z nich musiałam poprawiać zapisaną ocenę trzy razy. Ciągle wracałam myślami do poprzedniego wieczoru...
- Widziałam ją wczoraj...
- I wtedy zapytałam...
- Korytarz był pusty...
- Kalos wyszedł...
- Dlatego wróciłem...
- Stop! - Ambasadorka krzyknęła tym samym przerywając nasze barwne opisy z sytuacji związanych z tą kobietą. Westchnęła, kiedy w końcu zapanowała cisza. - Po kolei, proszę was. Inaczej będziemy tu siedzieć do rana i nikt nic nie zrozumie, a zakładam, że macie dużo do powiedzenia - przymknęła na chwilę oczy, a gdy je otworzyła wskazała ręką na Nonę.
Każda z sytuacji była inna i z każdą kolejną miałam wrażenie, że gorzej już być nie może. Nona widziała, jak ją nazywamy, Czerwoną Damę wczoraj, kiedy wyszła przed zamek po szatę, którą zostawiła po zajęciach na trawie. Tauriel miała okazję wpaść na nią podczas wieczornego spaceru po błoniach. Zapytała czego ona od nas chce, ale podobno nie odpowiedziała tylko pobiegła w stronę lasu. Mies słyszał kogoś śpiew na korytarzu, ale wygląda na to, że to zaklęcie zwodzące, bo na korytarzy ponoć nikogo nie było, więc wrócił do komnat. To wszystko było straszne. Najpierw pojawia się list, ktoś chce ukraść rdzenie, blondynka atakuje nas na korytarzu po czym bardzo pokrętnie zarywa do Kalosa podczas jego spotkania ze mną. Analizując sytuację... musimy czekać. Chyba, że...
- Dionatarre, pisałaś o tym do Lorda Protectora? - zapytałam mrużąc oczy w zamyśleniu.
- Pisałam. Odpowiedź powinna przyjść jutro. Tak sądzę. Do tego czasu każdemu z was nakazuję szczególną ostrożność. Nona, wybierz jakiegoś ucznia, żeby pomagał ci rozszyfrowywać listy przychodzące z ministerstwa. Dodatkowo zwracaj uwagę na to, żeby uczniowie zapamiętali trucizny. Mies, wspominaj na lekcjach dużo o roślinach trujących. Galene - podniosłam głowę wpatrując się w ambasadorkę wyczekująco - Kładź ogromny nacisk na zaklęcia obronne. Nie tylko te związane z pojedynkami.
- Co zamierzasz zrobić z Kalosem? - zapytał Mies opierając się o swoją, jak to kiedyś nazwał opiekun Gravitasu, dzidę. - Bo coś mi się zdaje, że on nie jest świadomy tego co się dookoła niego dzieje. Nie licząc tych listów, oczywiście - po tych słowach poprawił szatę i zaczął intensywne wpatrywać się w Dionatarre.
- Na razie musimy traktować go tak, jakby nic się nie stało. To chyba tyle na dzisiaj. Możecie iść.
Siedziałam tak chwilę zastanawiając się nad tym. Mój wzrok błądził po białym suficie i pastelowych, żółtych ścianach ozdabianych w królewskim stylu. Spojrzałam na kominek w którym lekko tlił się ogień i delikatnie oświetlał salę dodając jej przytulności. Wiatr za oknem świszczał od czasu do czasu dając znak, że jesień powoli się zbliża. Popatrzyłam w stronę szyby. Kołyszące się w drzewa sprawiały wrażenie tańczących z powietrzem tancerzy, a opadające liście dodawały krajobrazowi kolorów i szczegółów. To wszystko wydawało się takie beztroskie, wolne od zmartwień. Czyste. Potrząsnęłam głową. Spakowałam kartkówki do teczki, a pióro wraz z atramentem włożyłam do półki. Wyciągnęłam różdżkę i jednym ruchem zgasiłam płomień. Pomieszczenie wypełniło się mrokiem.
Idąc korytarzem w stronę swoich komnat rozglądałam się co jakiś czas dookoła wypatrując Czerwonej Damy. Co on w niej w ogóle widzi?! Też jestem blondynką, mam czerwoną sukienkę w szafie i jasne oczy! Nagle na moje nieszczęście wpadłam na pewną osobę, która wyrwała mnie z zamyślenia. Kalos otwierał już usta, ale mnie nagle przepełniła fala złości. Podniosłam wyżej głowę i omijając go zgrabnie poszłam dalej. Raz, dwa, trzy... zarumieniłam się. Niech to! Przeklęty czarodziej!
- Będziesz mnie teraz unikać? - usłyszałam za sobą.
- Nie mamy o czym rozmawiać, Kalos - popatrzyłam na niego starając się, żeby wyjść na jak najbardziej obojętną w tej sytuacji. Czarodziej pokręcił głową i poszedł w drugą stronę.
Szłam dalej zachowując ciągłą czujność. Wtedy usłyszałam płacz. Spojrzałam w kąt, a tam siedziała mała, drobna, skulona, ciemnowłosa dziewczynka. Rozpoznałam w niej uczennicę z pierwszego roku Gravitasu. Podeszłam do niej.
- Coś się stało? - ukucnęłam przy niej. Dziewczynka podniosła głowę i pokazała mi swoją rękę. Krwawiła. Przeraziłam się. Szybko chwyciłam różdżkę i po chwili rana zniknęła.
- Masz - podałam jej chusteczkę siadając obok niej. Poczekałam chwilę aż się wypłacze i uspokoi. - Opowiesz mi jak to się stało? - popatrzyłam na nią.
- Szłam z biblioteki do pokoju - podciągnęła kilka razy nosem. - I wtedy spotkałam jakąś panią. Wysoka, blondynka, ładna, czerwona sukienka. Powiedziałam jej dzień dobry, ale ona zamiast mi odpowiedzieć rzuciła na mnie jakieś zaklęcie i wtedy... - zaczęła płakać. Podałam jej drugą chusteczkę. - ...i wtedy zniknęła - spojrzała na mnie, a kiedy zrobiłam to samo przytuliła mnie płacząc jeszcze bardziej. Uspokoiłam ją i zaproponowałam, że odprowadzą ją do dormitorium. Kiedy tam weszłyśmy wszystkie jej koleżanki już spały. Poczekałam aż ciemnowłosa również zaśnie i cicho zamykając drzwi ruszyłam do swoich komnat. Ona napada już nawet na dzieci, pomyślałam. Kiedy ten koszmar dla wszystkich w końcu się skończy? Weszłam do pokoju.
- Gdzieś ty była tak długo? Twoje lekcje skończyły się dobre dwie godziny temu, Galene - przywitała mnie Tauriel, która w tym momencie siedziała na łóżku i przygotowywała się do zajęć na jutrzejszy dzień.
- Po lekcji musiałam sprawdzić kartkówki, ale nie szło mi to najlepiej, więc trochę się zasiedziałam i...
- Trochę? - brunetka popatrzyła na mnie znacząco.
- Daj mi dokończyć. W końcu wyszłam z klasy po drodze wpadając na pana Jestem-Szaleńczo-Zakochany - prychnęłam na co Tauriel parsknęła śmiechem. - Później musiałam pomóc jakiejś pierwszorocznej. Spotkała Czerwoną Damę. Słuchaj to się robi coraz bardziej niebezpieczne - zmartwiona usiadłam przy stoliku ledwo unikając kolejnego potknięcia się o rzeczy na podłodze, których ciągle nie miałam czasu sprzątnąć.
- Jakby w tej szkole cokolwiek było bezpieczne - rzuciła Tauriel. - Coś cię gnębi. Widać to - podniosłam głowę i spojrzałam na koleżankę. Chyba jej powiem, nie ma sensu tłamsić tego w sobie. Westchnęłam.
- Byłam z Kalosem umówiona, ale on później wyszedł z tą jędzą, co już zresztą wiesz. Myślałam, że traktuję go jak kolegę, ale jak zobaczyłam ich razem coś mnie w środku ścisnęło. Sama nie wiem co o tym myśleć - czarodziejka po wysłuchaniu mnie westchnęła teatralnie i przewróciła oczami.
- Laska, ty zawsze byłaś taka silna i niezależna, a teraz co? Jeden facet niszczy ci humor na cały dzień?
- No wiem, wiem. Muszę odpocząć. Jutro będzie lepiej - mówiąc to złapałam pidżamę i poszłam do łazienki. W tym czasie Tauriel zgasiła światło i położyła się już.
Leżąc w łóżku próbowałam zasnąć, ale ciągle mi to nie szło. Dlaczego teraz, kiedy dzieją się takie rzeczy w szkole moje serduszko postanowiło narobić mi jeszcze bałagan w głowie? Muszę udawać, że wcale mnie to nie obchodzi, że sobie z nią poszedł. Od jutra zacznę go traktować tak, jakby nic się nie wydarzyło... eh, Galene co ty robisz ze swoim życiem.
W końcu po długim rozmyślaniu o wszystkim, co się teraz działo, udało mi się zasnąć.
-------------------------------------------------
Chciałam tylko dodać, iż jestem bardzo dumna z tego rozdziału. Mam nadzieję, że spodobał się on nie tylko mnie. Trochę melancholijny, ale bogaty w końcu w dłuższe opisy. Słów wszystkich teraz jest 1328, a bez tej notatki 1284. Tak na wypadek jakby to kogoś zainteresowało.
CZYTASZ
Tajemnice Róż | Kalene
FanfictionByła piękna, idealna Mowę odbierała I chodź była zbyt nachalna Nadzieję mu dawała Patrzył na nią nieświadomy Co dokładnie czuje Skąd miał wiedzieć, że to piękno Aż tak bardzo go ukłuje Wiersz napisany przeze mnie na potrzebę tego fanfika, dlatego...