6

58 9 0
                                    

- No dobra. Tylko szybko - wyszliśmy z sali. Chwilę później usłyszałam coś, czego w życiu bym się nie spodziewała. Otworzyłam szeroko oczy.

Powoli zaczęłam analizować słowa Kalosa. Kiedy w końcu zrozumiałam ich sens uśmiechnęłam się krótko. No nieźle.

- Więc? Spotkamy się? - brunet oparł się o ścianę. Pokiwałam głową w odpowiedzi. - To super. Jutro, dwudziesta, przed zamkiem - wróciliśmy razem do sali.

Następnego dnia obudziłam się z uśmiechem na twarzy. Zapowiadał się bardzo ciekawy dzień mimo wczorajszej sytuacji. Usiadłam na łóżku.

- Wstawaj szybiej. Śniadanie niedługo - Tauriel mieszała, jak zwykle, kawę.

- Spokojnie. Jak za szybko wstanę to zakręci mi się w głowie.

- To będziesz miała darmową karuzelę. Wstawaj - wzięła łyk kawy.

W końcu się ruszyłam i poszłam do łazienki potykając się po drodze o leżące na ziemi rzeczy. Umyłam się, ubrałam, zabrałam chleb i wyszłyśmy razem na śniadanie. Byłam w bardzo dobrym humorze i nawet przez chwilę miałam wrażenie, że nic nie może go zepsuć. Uczniowie siedzieli już i zajadali rozmawiając o Quidditchu, dzisiejszych lekcjach, a nawet o tym, że dzisiejsze bułki są jeszcze bardziej twarde od wczorajszych. Jeśli to w ogóle było możliwe. Kalos siedział już przy stole i rozmawiał z Miesem. Chciałam do nich podejść i przyjemnie zacząć dzień, ale na mój widok ambasadorka zerwała się z krzesła jakby nagle wyrosły na nim igły.

- Co się stało? - zapytałam.

- Potrzebuję Twojej wersji wydarzeń wczorajszego wieczora, Galene. Nona i Tauriel już mi powiedziały - westchnęłam. Miałam taki dobry humor, a teraz przez cały dzień będę się zamartwiać.

- Chciałam coś przekazać dziewczynom, więc odeszłyśmy od grupy. Tauriel w pewnym momencie zobaczyła blondynkę w czerwonej sukni. Najprawdopodobniej wila. Zaczęła nas atakować. broniłam, ale w pewnym momencie nie przewidziałam kiedy rzuci zaklęcie. Trafiła nas. Dalej nic nie pamiętam. W tym wypadku uczniowie wiedzą lepiej - popatrzyłam z tęsknotą w stronę stolika. Naprawdę zrobiłam się głodna.

- Dobrze, rozumiem. Jakby coś ci się jednak przypomniało, wiesz co robić - odeszła. Podeszłam do stolika i odłożyłam swój chleb.

- Dobry dzień - Mies przywitał się ze mną smarując drugą już bułkę.

- Dobry, dobry - uśmiechnęłam się krótko smarując chleb masłem.

Popołudnie minęło jak zwykle. Lekcje, przerwa, lekcje, obiad, lekcje. W końcu nastała upragniona chwila po kolacji. Chwila bez lekcji, bez stresu. Weszłam do pokoju i spojrzałam na zegarek. Pół do ósmej... co?! Mam tylko trzydzieści minut, żeby się ogarnąć na spotkanie z Kalosem! Szybko podbiegłam do szafy. Czerwony, czerwony, zielony, żółty... ja mam tutaj żółty? Dobra, nieważnie. Szary, bordowy... no, może być. Ta bluzka nie wygląda najgorzej. Spódniczki... Czarna, jest! Szybko się ubrałam i potykając się o różnego rodzaju rzeczy na podłodze po pobiegłam do łazienki. Poprawiłam usta i rzęsy. Spojrzałam na zegarek. Za dwadzieścia ósma. Dałam radę. Uspokoiłam się i wyszłam z pokoju mijając po drodze Tauriel, która widząc mnie prawie zakrztusiła się kawą. Przed zamkiem czekał już na mnie brunet.

----------------------------------------------

Dzisiaj nieco dłuższy rozdział z racji tego, iż dopadła mnie niesamowita wena i postanowiłam ją wykorzystać. Mam nadzieję, że się podobało.

Tajemnice Róż | KaleneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz