I

503 52 2
                                    

Alexander z niepokojem obserwował terytorium, na którym właśnie się znajdował. Doskonale wiedział, że należy do innej i do tego bardzo silnej watahy. Mimo tego, jego stado wtargnęło tutaj celowo i z zimną krwią. Leonardo ich tu poprowadził, więc nie mogli się sprzeciwić. Był ich alfą. To on bezkompromisowo wydawał polecenia i rozkazy, których musieli się słuchać. A kim był Alex? Jedną z tych nic nieznaczących omeg brutalnie pomiatanych przez innych członków. Był nikim.
Jego wataha nie była duża.
Liczyła dziewięć osobników. Przywódcę, trzy bety (w tym Harrego, bardzo silnego i dobrego wilka) i pięć omeg. Był jedynym męskim osobnikiem swojego stanu więc oprócz obelg,nie raz otrzymywał razy od Alfy. Nazywał go przypadkiem,a że mimo wszystkiego był mężczyzną, mógł wyżywać  na nim swoją niechęć do innych omeg. Ale Alexander był już przyzwyczajony i znosił to ze spokojem. Przecież tak miało być, prawda ?

-Tutaj zrobimy postój. Bety wraz ze mną pójdą po jakiś posiłek. Reszta zostaje. Ukryjcie się w krzakach i nie wychylajcie się. Jeszcze nikt tu nie przyjdzie, więc jesteście bezpieczni. Dopiero za kilka godzin szykujcie się do starcia.- Leo mówił to władczym i pewnym sobie tonem. Nie bał się zostawić też bezbronnych członków stada na pastwę losu i królującej tu watahy. Tylko Harry podszedł do jednej z omeg-waniliowego wilka o imieniu Astrid, gładząc ją uspokajająco po łbie. Alex nie chciał przyznawać tego, że poczuł w sercu ukłucie niezdrowej zazdrości. Westchnął jednak cichutko, wczołgując się pod rozłożysty krzak i zwijając się w kuleczkę. Jego czarne futerko oprószył śnieg, a od podłoża doskwierał mu przeszywający chłód. Nie mógł jednak dołączyć do pozostałych omeg, które tuliły się do sobie,dając ciepło. Nie był tam chciany. Poza tym, gdyby jednak panujące tu stado wywęszyło ich wcześniej i tu dotarło, czterem szarym wilkom o wiele łatwiej jest się ukryć samemu niż z czarną ofermą u boku.
Alexander ponownie westchnął przeciągle, wpatrując się w duży księżyc na bezlitosnym niebie. Niedługo miało nastąpić zaćmienie. Magiczny czas w życiu wilkołaków. Podczas tej tajemniczej nocy wszystkie ich ukryte zdolności i siły wychodziły na jaw.
To takie błogosławieństwo od księżyca.
W pewnym momencie Astrid poruszyła się nerwowo, przybierając pozę gotową do ucieczki. Jej towarzyszki pospiesznie poszły w jej ślady jednak po chwili cała trójka z ulgą opadła na śnieg,obserwując zbliżające się stado z Leonardem na przedzie. Każdy z dużych wilków trzymał jakąś zdobycz w pysku z nieukrywana radością w ślepiach. Przebyli bardzo długą drogę, więc to normalne, że byłi bardzo głodni i zmęczeni.
Alfa jadł pierwszy. Upolował dużego jelonka i nie zamierzał z nikim się dzielić. Reszcie musiały straszyć króliki i bażant. Najważniejsze, by to on był najedzony.
Alexander nieśmiało wysunął się z kryjówki ,obserwując pobratymców. Bał się jednak podejść,mimo że jego żołądek boleśnie domagał się posiłku.
Stał on jednak na samym dole w hierarchii i to właśnie jemu przypadały resztki. Dokładniej mówiąc, miłosierdzie jego towarzyszy pozwalało mu,chodź posmakować jedzenia. Tak było i tym razem. Po dwudziestu minutach wpatrywnania się,czarny wilk wygłodniale rzucił się na pozostawione mu kostki i trochę drobiu. Nie zapełni tym żołądka, ale przynajmniej przetrwa do rana.
Gdy zjadł już wszystko,ponownie schował się do swojej kryjówki tak, by być oddalonym od watahy o metr. Nie mógł dalej,więc taka odległość musiała mu starczyć. Wbił wzrok w swoje śnieżnobiałe łapki. Wyglądały jakby były w skarpetkach, co zawsze go śmieszyło. Tak samo końcówka jego ogonka była jasna. Jak zmoczona w farbie. Jego ludzka forma była również brzydka. Tak przynajmniej twierdził Alfa i stado. Był bowiem niskim i chuderlawym chłopaczkiem o czarnych oczach i białych włosach. Przez jego klatkę piersiową przechodziła duża i szeroka blizna, która kiedyś zrobił mu Leonardo za nieposłuszeństwo i lekkomyślne zachowanie. Alex brzydził się jej, jak i samego siebie.
- Możecie się teraz przespać i nabrać sił. Za kilka godzin idziemy dalej. Musicie być silni i gotowi na starcie.- Ryk alfy był złowrogi i ostry.
Wataha jednak z wdzięcznością ułożyła się do snu. Marząc o lepszej rzeczywistości,która została im obiecana.

>>>>>>>>>>>>>>>>><<<<<<<<<<<<<<<
BUM.
POWRACAM.
Tak jak obiecałam oto jest pierwszy rodział.
Kolejne będę publikować często, ze względu,że mam teraz wolne.
Do następnego 😍
Dziękuję,że jesteście.
Kocham.💗💗💗💓💓

ZAĆMIENIE Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz