Rozdział XVII

68 10 5
                                    

* Tego dnia omal nie zemdlałam.
Dziś był piątek, dzień wizyty z Wojtkiem.
W toalecie byłam tylko dwa razy i miałam nadzieję, że mój żołądek nie zmusi mnie by iść ponownie w trakcie podróży.
Mama postanowiła zawieźć mnie na komisariat.
Ubrałam ciepłe legginsy i cienki biały sweter na to zwykła skurzana kurtka a na nogi trampki.
Zazwyczaj się tak ubierałam.

Strasznie sprzeczne emocje mną targały.
Z jednej strony szczęśliwa, bo Wojtek.
A z drugiej strony rozprawa za niecały tydzień.
To było dobijające.
Za to w poniedziałek mam kolejną wizytę u lekarza, a w środę u psychologa.
Gdyby ktoś mi rok temu powiedział że tak będzie wyglądać moje życie.
Nigdy bym nie uwierzyła.

Zeszłam na dół gdzie czekała moja mama.
Uśmiechnęła się do mnie i jak tylko pojawiłam się koło niej uściskała mnie mówiąc:
- Tak się cieszę, że w końcu jesteś w domu.
- Ja też się cieszę mamo - odwzajemniłam uścisk.
Weszłyśmy do samochodu zajęłam miejsce z tyłu za kierowcą.
Nie lubiłam siadać z przodu.

Jadąc przez miasto nie mogłam uwierzyć jak przez ten czas się pozmieniało.
Nowe place zabaw dla dzieci.
Otworzyła się nowa restauracja w centrum.
A mój ulubiony sklep z ciuchami padł.

Byłam niepocieszona.
Przejeżdżając koło szkoły dotarło do mnie jedno z istotnych pytań :
- A co ze szkołą?
- Będziesz mieć nauczanie indywidualne.
Nie odpowiedziałam.
W sumie się cieszyłam.
Ludzie prędzej czy później dowiedzą się o ciąży, ale przynajmniej nie będą mnie krytykować czy współczuć prosto w twarz.

Będąc już pod komisariatem moje serce biło jak szalone.
Odnalazłyśmy z mamą komisarz Annę która nam wyjaśniła,że do czasu procesu Wojtek przebywa w areszcie.
Zaprowadziła nas wieloma korytarzami do pomieszczenia w którym znajdował się stół i krzesła a na ścianie wielka ciemna szyba będąca jak lustro.
Wtedy zrozumiałam, że wizyta z Wojtkiem odbędzie się w pokoju przesłuchań.
Komisarz wyjaśniła mi że za chwilę go przyprowadzą, jednakże nie zostaniemy tu sami.
Będzie nas pilnować.

W przeciągu kilku minut trwających niczym wieczność, w końcu drzwi się otworzyły i dwóch policjantów wprowadziło Wojtka.

Dostałam szoku.
To nie był mój Wojtek!
Zarośnięty, zgarbiony z rozczochranymi włosami.
Gdy usiadł na przeciwko dostrzegłam, że ma podbite oko.
Co to do cholery ma znaczyć?!

Spojrzałam z przerażeniem na niego i spytałam :
- Co ci się stało.
- Też miło cię widzieć - starał się zażartować.
- Wojtek..
- To nic takiego nie przejmuj się.
- Jak mam..
- Ponoć chciałaś mi coś powiedzieć? - przerwał mi.
Trochę się bałam, w głowie układałam już sobie chyba z tysiąc scenariuszy o tym jak mu to powiem.
W końcu wydusiłam z siebie.
- Jestem w ciąży - powiedziałam prawie szeptem.
Spuściłam głowę.
Wtedy usłyszałam brzęk kajdanek i Wojtek ujął moje dłonie.
Podniosłam wzrok na niego był wyraźnie zaskoczony, lecz z jego oczu biła sympatia.
Trochę mi ulżyło.
- Wiesz kto jest ojcem?
- Tak, wiem.
- Kto?
- Ty - odpowiedziałam patrząc mu w oczy.
Jego twarz zmieniła wyraz.
Puścił moje dłonie.
- Kurwa mać - zaklął łapiąc się za głowę.
- Myślałam, że się ucieszysz.. - łzy napłynęły mi do oczu.
- W  tej sytuacji najlepiej by było jakby twój ojciec był ojcem dziecka..

Zamarłam.
Ścisnęłam dłonie w pięści.
- Jak możesz tak mówić?!
Spojrzał na mnie jakbym była głupia.
- Nic nie rozumiesz!..
- Nie, nie rozumiem wyjaśnij mi! - również mnie poniosło.
- Gdyby on był ojcem przedłużyli by mu wyrok, za gwałt, dziecko, przetrzymywanie cię tam, porwanie i tak dalej. Dostał by pewnie z dwadzieścia kilka lat. A teraz gdy okazuje się, że to ja nim jestem, oprócz zarzutów o pomoc dostanę do wyroku jeszcze seks z nieletnią!

Wybałuszyłam oczy.
Nie zdawałam sobie z tego sprawy.
Spojrzałam na komisarz Annę stojącą w rogu, która lekko pokiwała głową przyznając Wojtkowi rację.
- To ile będzie trwał twój wyrok?
- Teraz to pewnie gdzieś z 10 lat...

Boże.. To nie dzieje się na prawdę.
Nasze dziecko będzie mieć dziewięć lat gdy wyjdzie tatuś z więzienia..
Nie tak to miało wyglądać.
W głowie zaczęły pojawiać się coraz gorsze myśli.
Przestałam chcieć tego dziecka.

Podniosłam się.
- Chcę już iść.
- Dobrze - rzekła komisarz.
Po chwili weszło dwóch policjantów i zabrali go.
Nawet się nie odezwał.
Wyszłam chwiejnym krokiem na korytarz.
Mama widząc moją zapłakaną twarz podeszła bliżej.
Rzuciłam się jej w ramiona i zaczęłam płakać.
Komisarz opuściła nas na moment.
Chciałam by to był sen.
Moje życie z dnia na dzień stawało się coraz gorsze.
Zaczęłam pałać nienawiścią do tego co rośnie w moim brzuchu.
Nie chcę już być w ciąży.
Nie chcę! *

__________________________________
The end!
Nie no żartuję.
Jeszcze parę rozdziałów się tu pojawi.
Po dłuuuugiej długiej przerwie wracam.
Obyście nie mieli mi za złe takiego obrotu spraw. :)
Pozdrawiam!
Autorka :)

Porwana we śnie Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz