Rozdział XXI

53 9 6
                                    

* Obudziłam się koło 8 rano w poniedziałek. Spojrzałam na ekran telefonu widząc setną wiadomość od tego samego numeru, tylko westchnęłam po chwili odkładając go na poduszkę obok.
Wyszłam niechętnie spod kołdry i zawlokłam się do łazienki.
Po kilku minutach wyszłam schodząc po schodach na dół. W głowie miałam wciąż wczorajszą rozmowę z psychologiem przez telefon. Nauczanie indywidualne załatwione.
Tak będzie lepiej.
Dla mnie.
I dla innych.

Idąc słyszałam rozmowę mojej mamy przez telefon.
Gdy mijałam próg kuchni usłyszałam tylko :
- Dobrze, rozumiem, dziękuję za telefon.
Miała dziwną minę, ni to smutek, powaga czy strach.
- Coś się stało?
Nie sądziłam, że to pytanie zapoczątkuje wydarzenia, które na zawsze zmienią moje życie.
- Madziu.. - zaczęła nie patrząc mi w oczy, to był zły znak - dzwoniła Pani komisarz.. - moje serce zaczęło przyspieszać. - Wojtek trafił do szpitala z licznymi obrażeniami, zaatakowano go w więzieniu...

Otworzyłam szeroko oczy, po chwili zakrywając dłonią usta by stłumić szloch.
Mama zaczęła podchodzić bliżej, wtedy się odezwałam.
- Musimy tam jechać!
- Pani komisarz już tu jedzie, obiecała, że cię tam zabierze..
- O matko.. - moja wyobraźnia zaczęła działać, czarne myśli wtargnęły swobodnie tworząc chaos w mojej głowie.

Dzwonek do drzwi wyrwał mnie z zamyśleń. Mama zdążyła już pójść otworzyć drzwi.
Po chwili poczułam dłoń na ramieniu. Bez słowa poszłyśmy do samochodu.
Jechałyśmy w ciszy, a po mym policzku leciały pojedyncze łzy.
Będąc pod szpitalem, zanim wysiadłam z auta komisarz Anna zwróciła się do mnie.
- Nie wiem, czy uda mi się ciebie do niego dopuścić, Nie wiem czy operacja już się skończyła, dlatego chcę byś była tego świadoma.
- Rozumiem - rzekłam krótko.
Wysiadłam.
Ruszyłyśmy w stronę głównego wejścia do szpitala.
Windą pojechałyśmy na drugie piętro.
Od razu wiedziałam gdzie leży, przy drzwiach stało dwóch policjantów.
Przy drzwiach było duże okno, przez które mogłam go zobaczyć.
Leżał podpięty do urządzeń, jego twarz oplatał bandaż. Miał złamany nos to pewne. W gipsie również ręka i noga. I Bóg wie co jeszcze mu zrobili.
Miał zamknięte oczy.
Komisarz podeszła do mnie.
- Niedawno wrócił, jeszcze się nie obudził, niestety nie mogą cię wpuścić.
Nie odpowiedziałam.
Popatrzyłam ponownie.
Jego powieki drgnęły.
Ruszył głową.
Komisarz zawołała pielęgniarkę.
Ta po chwili weszła do środka.
Przebadała go.
Stała przy kroplówce gdy moje i jego oczy się spotkały. Nie trzeba było słów. Jego wzrok wszystko mi powiedział. Do moich oczu napłynęły łzy.
Miałam dość płaczu.
Lecz nie potrafiłam z tym walczyć.
Nagle zamknął oczy, a maszyna w środku zaczęła donośnie pipczeć.
Pielęgniarka podeszła do niego po chwili wzywając pomoc.
Przybieli inni. W środku sali zrobił się chaos.
Przez szok, stałam nie ogarniając co się dzieje.

Dotarło do mnie, że go reanimują.
Jego serce stanęło.
Patrzyłam na to wszystko, łzy leciały, rzeczywistość spowolniła, poczułam dłonie komisarz Anny na moich ramionach ,które miarowo ściskała z emocji coraz bardziej. Głosy wokół były jakby odległe, ledwo słyszalne.
Jedyne co słyszałam to głośny bit mojego serca.
Sekundy trwały jak minuty.
Gdy chaos w środku ustał.
Maszyna już nie pipczała.
Wydawała z siebie jednostajny dźwięk.
Nogi pode mną się ugieły.
Poczułam silniejszy ucisk rąk pani komisarz.
Lecz na próżno.
Upadłam na ziemię mdlejąc.

Gdy mnie ocucili jedyne czego chciałam to powrót do domu . Chciałam wrócić do swojego łóżka i nigdy nie wychodzić. Bez zbędnych pytań wróciłyśmy. Więcej nie widziałam już Wojtka.

W domu od razu zamknęłam się w swoim pokoju.
Szloch sam wyrywał się z moich ust.
Miałam nikłe nadzieje gdy tam jechałam.
Lecz one pękły niczym bańki mydlane.
Świat postanowił po raz kolejny być wobec mnie okrutny.
Usłyszałam dźwięk sms-a.
Telefon wciąż leżał na poduszce.
Wzięłam go do ręki.
Spojrzałam na ekran.
" proszę odpisz wreszcie, ja nie odpuszczę"

To był Michał.
Jeszcze zanim to wszystko się zaczęło, byliśmy dobrymi znajomymi, może i nawet przyjaciółmi..
Odkąd wróciłam do domu dostaje od niego sms-y nie potrafię zebrać się w sobie, by mu odpisać. Nie chciałam z nikim utrzymywać kontaktów. Lecz teraz bardzo brakowało mi naszych rozmów. 
Otworzyłam wiadomość i chwilę się wachając, w końcu odpisałam.
" spotkajmy się w moim ulubionym miejscu, dziś o 20"

Niewiele później dostałam odpowiedź :
"ok :)"

*
____________________________________
Może jednym z was może się to nie podobać jak potoczyły się losy Wojtka..
Jednakże wreszcie napisałam ten rozdział..
Mam nadzieję że jeszcze komuś się to podoba i to czyta :)
Pozdrawiam :)

Porwana we śnie Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz