Rozdział drugi - Sen się sprawdził

27 12 2
                                    


Ten huk był przeokropny - zagłuszył wszystko, nawet spodziewane krzyki ludzi, które nastąpiły dopiero po trzydziestu sekundach.

– Co do cholery?.. – Kasjerka zmarszczyła brwi, szybko odwracając głowę i kierując swój wzrok na kolę ognia, która była dosłownie kilkadziesiąt metrów od nas. Jej mina szybko się zmieniła, kiedy zrozumiała co się właśnie stało. Szybko wygramoliła się z pomieszczenia kasy i stanęła jak wryta w ziemie tuż obok nas, ,,podziwiając" wybuch.

Nogi się pode mną ugięły, nie wiedziałam co mam robić. Od razu przez myśl przemknął mi wcześniejszy sen.

– Uciekajmy! – wrzasnęła instynktownie kobieta i zwróciła się do gromady ludzi za nami. – To nie są żadne efekty specjalne!

Wybuch... potem nastąpi kolejny! – przypomniałam sobie ze zaszklonymi oczami, nasłuchując tylko kolejnego huku. Śmierć była nieodwracalna i zabierała wszystko co najlepsze, dając jedynie rozpacz dla bliskich zmarłych osób. Moje granice się rozszerzyły. – Zginą ludzie, masa niewinnych ludzi...

– M...me..gan! – Sara złapała mnie za rękę, nachalnie każąc wyjść ze sfery myśli. Była wyraźnie zaślepiona przez światło. Swoją dłoń miała spoconą, a wargi jej dygotały i tańczyły niczym taniec w stylu starej, modnej piosenki gangnam style.

Tak jak myślałam w tej chwili nastąpił kolejny wybuch. Huk, światło, ciepłe powietrze... krzyki ludzi. Było to oczywiste, że są ofiary, możliwe było nawet to, iż mniejszość da rade sobie poradzić.

– Kiedy będzie policja? – zapytałam się Sary, niczym idiotka wbiłam wzrok w jej przerażoną minę.

Sara jednak nie miała odpowiedzi na moje pytanie, milczała wytrwale.

Ale dlaczego by miała wiedzieć? Jest tak samo ciemna jak ja – pomyślałam panicznie. Wyglądało na to, że mój sen nie był zwykły. Teraz zrozumiałam, że przekazał mi cenne informacje dotyczące tego ataku terrorystycznego. Jednak doszło już do tego momentu, kiedy trupem leżałam na ziemi ze wrakiem ciała, a raczej - obudziłam się. Co mogło nastąpić dalej? Byłam winna temu, że nie powstrzymałam tego koncertu, a wiedziałam co się mogło stać. Czułam się odpowiedzialna, niezwykle przerażona tym, iż za moją sprawą mogą zginąć ludzie.

– Megan, szybko!.. – Sara mocniej ścisnęła moją dłoń, wbijając w skórę paznokcie.

Ale ja nie mogłam uciekać, zignorowałam przyjaciółkę słowami:

– Bomby nie wybuchną za murami, tutaj nic nie postawiono... – Sama byłam zdziwiona skąd mam informacje, a nawet bałam się, że jest to tylko przeczucie. Lecz postanowiłam choć raz zaufać mojemu instynktowi, kiedy tego ostatni raz nie zrobiłam doszło do tego.

– Nie pieprz, skąd masz wiedzieć! – Przyciągnęła mnie do siebie niemal płaczliwie.– Terroryści są w środku, mogą wyjść... Nie pobiegnę bez ciebie!

W moim duchu pojawiła się dziwna energia, lekka siła woli i pewność siebie. Nie mogłam tego zaprzepaścić.

...

– Nikt stąd nie wyjdzie! Nikt nie ma prawa, rozumiemy się! – wrzasnął mężczyzna wspierany przez kilka innych z bronią palną i kamizelką kuloodporną. Dla potwierdzenia powagi swych słów strzelił w losową osobę, która upadła automatycznie na ziemię i dostała drgawek, a z jej ust wychodziła czerwona wydzielina krwi.

Zacisnęłam wargi, przemieszczając się bezszelestnie. Kręciło mi się w głowie, ledwo przeszłam przez paradujący tłum. Szłam tak, jak coś mi nakazywało, jak przykładowe rozmieszczenia miały sens.

Trzy bomby wybuchły po kolei. Obok linki dla Vip'ów, przy scenie i w wejściu ewakuacyjnym. Na dodatek została tu zrobiona rzeź.

Wzięłam głęboki wdech, nie byłam przerażona - już nie.

A może to jest kolejny sen? – pomyślałam automatycznie, nie bojąc się tego co się dalej wydarzy. Chciałam rozgonić strach, który ze mnie już wyciekał. – W końcu się obudzę.

Nie musiałam długo rozmyślać, abym sprawdziła to, co podpowiadało mi serce - pokoje dla piosenkarzy.

Popędziłam zza scenę, gdzie prawie nikogo nie było oprócz płaczącej kobiety w ciąży, całej ubranej na czarno. Była bardzo blada i osłabiona psychicznie. Nie można się było temu dziwić, każdy tak się zachowywał. Tylko nieliczni zachowali zimną krew, aby nie siać paniki.

Niewinna, nienarodzona istota zginie w łonie swej matki... – odczułam niespodziewany uścisk w sercu i zawahanie się przed podjęciem decyzji. Mogłam przecież pokazać jej skróty na wyjście z tego... Sama przecisnęłam się przez lukę w murze jak i kilka innych osób (antyterrorystów, którzy wlali się w tłum).

Zatrzymałam się i spojrzałam z litością na kobietę.

– Będzie dobrze – oznajmiłam, choć nie wiedziałam co się dalej wydarzy. Wiedziałam, że złożyłam obietnicę na ślepo.

– Za miesiąc Nick miał się narodzić... – wymamrotała słabo, niespodziewanie otwierając się przede mną.

Klepnęłam kobietę po ramieniu, próbując dodać jej otuchy.

– Zobaczy pani, że Nick będzie doskonale wyglądał, śpiąc w kojcu. – Uśmiechnęłam się może i nie szczerze, ale przekonująco. – Wiem, gdzie możemy się przecisnąć. Musi tylko pani wstać i... – przypomniałam sobie o bombie jak i pilnujących zamach terrorystów. Jedne wyjście mogło prowadzić w tej chwili przez pusty pokój piosenkarzy, a raczej okno - o ile by było. Ale żeby tam się dostać trzeba by było poczekać na wybuch, a wtedy wyjście byłoby już zastawione.

Jaka jest szansa, że nie wybuchnie w tej chwili? Trzydzieści, dwadzieścia procent? Chyba warto zaryzykować, przecież jeszcze nic się nie dzieje w tamtym kierunku – skończyłam przemyślenia, wiedząc już o mojej podjętej decyzji. Miałam zaprowadzić kobietę do wyjścia, próbując jednocześnie rozbroić bombę (to znaczy w moim rozumieniu zniszczyć), żeby choć jeden terrorysta zorientował się, że coś nie gra, a ona nie wybucha na czas. Wtedy miałam zamiar poinformować o tym wszystkim antyterrorystów, aby kryminaliści powpadali w pułapkę.

Nim zrobiłam krok na przód, poczułam, jak lecę w dół. Spojrzałam na swoje nogi, mocno rozstawione na ziemi. Wirowałam, ale nie ciałem. Coś się ze mną działo, lecz nie mogłam wiedzieć co, nie było mi to dane. Zlękłam się, kiedy mogłam zauważyć to, iż tracę siły. Próbowałam się oprzeć temu czemuś, podpierając ręką o ścianę, ale byłam za słaba. Przyjrzałam się z ironią na moje odbicie w zegarku kobiety, moja cera zbladła, jak nigdy dotąd.

– Hej, wszystko dobrze? – zapytała się mnie kobieta w ciąży, równie blada jak ja. Złapała mnie za plecy, kiedy tylko poczułam, że osuwam się na ziemię.

Otworzyłam usta, żeby coś powiedzieć, ale w tym czasie powieki mi opadły i wszystko się rozmyło... (zemdlałam)

...

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Wiem, że ten rozdział jest bardzo krótki, ale chcę zobaczyć wasze opinie, co sądzicie o tym opowiadaniu.

*Dla tych, którzy nie wiedzą - Megan znała rozmieszczenie bomb, dlatego postanowiła się poświęcić i spróbować uratować garstkę ludzi, gdyż prawdopodobnie większość by zginęła przy takiej ilości terrorystów.

Ach... ta dziewczyna :___:

(Opowiadanie co jakiś czas będzie rozszerzane, a błędy zostaną po chwili likwidowane)

Narkotyk pochodzący z niebaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz