— Panie Rosjo, jak pan to sobie wyobraża...? — Estończyk nagle oderwał wzrok od swojego komputera. — Jak to „Wyrzucić Białoruś”…? Ona wpadnie w furię!
Ivan z poważnym wyrazem na swojej bladej twarzy wpatrywał się w duże, szklane okno z widokiem na panoramę jakże potężnej Moskwy.
— Tak to. — oznajmił po dwóch, jakże wtedy długich minutach grobowej ciszy. — Musi sobie poradzić jako kraj, personifikacja. Świat jest za mały na taką zakochaną w swoim bracie, którym jestem ja, psychopatkę.
Toris tylko siedział w bezruchu, powoli czując, jakby jego cały świat się zawalił. Wygnać Natalyę? Była jego jedynym powodem, aby znosić tą przeokropną pracę u niegdyś ZSRR. Wróć.
On był częścią ZSRR.
Miał ochotę wstać, wyjść przez dębowe, ogromne drzwi i uciec. Chciał tego i próbował do tego dążyć.
Jednakowoż nie chciał być sam.
Jasno włosa była jego priorytetem. Słońcem, światłem, które oświecało mu drogę i dawało nadzieję, że może ma jeszcze szansę na zdobycie jej delikatnego, ale zimnego serca, które według Arloskyavy było przeznaczone tylko dla Ivana. Nikogo innego.
Za każdym, cholernym razem brunet wyciągał w jej stronę pomocną dłoń.
Pragnął wyciągnąć z dołka, uzależnienia.
Uzależniona była od chorobliwej miłości. Nie widziała nikogo idealnego niż jej starszy brat.
Łapczywie chwytając po kolejne sposoby na uznanie u Rosjanina traciła grunt pod nogami.
Ryzykowała samotnością.
A jedyną przeszkodą, która stała jej na drodze do szczęśliwego panowania i życia, była ona sama.
Jej przepiękne oczy niczym u najurodziwszej, porcelanowej lalki były przysłonięte obsesją.
I dlatego się z każdym dniem zamykała w sobie.
Zamknięta w pokoju na trzy spusty i wyglądająca przez cały czas jak siedem nieszczęść.
Tak wyglądała jej rutyna. Szara, nieszczęsna i obdarta z resztek nadziei na lepsze jutro. A jakoś dziewczynie nie było siebie żal.
Usychała. Jak niezadbana róża, która była niegdyś tą powalającą swoją urodą, jednakże nadal ostrymi niczym brzytwa kolcami, powodujące za jednym dotknięciem ukłucie i spłynięcie parę kropelek szkarłatnej krwi na posadzkę.
— Raivis. — Braginsky pstryknął palcami przed nosem wystraszonego Łotwy. — Zawołaj Natalyę, już. Nie każcie mi tego przedłużać.
— T... tak jest, p... Panie Rosjo! — zająknąwszy cichutko poderwał się z miejsca i wyszedł z pomieszczenia tak szybko, jak mógł.
— ZSRR... — Litwin nerwowo przełknął głośno ślinę. Nienawidził tego słowa, ale aby uspokoić szefa przed swoją sugestią musiał to z siebie wydusić. — Jest pan pewny o wyrzuceniu panienki Białoruś? Zawsze może to pójść na naszą niekorzyść, a panienka skorzysta z pomocy USA?
Po pokoju rozległ się cichy, z lekka dziecinny śmiech. Każdy się go bał. Nie zwiastował nic dobrego, a wręcz przeciwnie.
— Ah, Litwo...
CZYTASZ
Dlaczego mi to robisz? || LietBel ||
Fanfiction🌸O Litwinie, który pragnął tylko uśmiechu Białorusinki.🌸