||V||

314 32 41
                                    

Tego dnia było wyjątkowo przyjemnie. Nie było tak źle, jak Natalya przypuszczała. Ptaki cicho ćwierkały, jakby nie chciały nikogo denerwować swoim świergotem, a gwar ulicy znikł w ogóle z okolic budynku personifikacji ZSRR. Z tego wszystkiego Białorusinka odsłoniła na jakiś czas stare rolety, aby promienie słoneczne mogły na spokojnie przedostać się do jej pokoju i gdzieniegdzie pozostawiając cienie po meblach. 

Nie, ten dzień nie mógł się tak od razu pogorszyć. Dzisiaj będzie wszystko idealnie.

Jasnowłosa w konkretnym momencie usłyszała ciche postukiwanie do drzwi. Z pewnością osoba pukająca nie chciała być w tym miejscu, w którym się znajdowała w tamtej chwili. 

- Czego znowu? - powiedziała zrezygnowana przewróciwszy oczami, gdy po otworzeniu dojścia do pokoju zauważyła nikogo innego, jak Łotysza.

Raivis czuł, że zaraz wyzionie ducha. Panienka Natalya była dla niego niesamowicie straszna! Odmówił w myślach kilka zdrowasiek, pożegnał się z posadą i wziął głęboki wdech, jakoby mu to miało pomóc.

- Pan ZSRR prosił o to, aby panienkę wezwać do niego. - odparł po krótkiej chwili.

- Ah tak? Świetnie, nawet mogę powiedzieć, że wyśmienicie!

W dziewczynie obudziła się dawno skrywana u niej euforia. Ba, co więcej; obdarzyła Raivisa delikatnym uśmiechem, przez co młodzieniec poczuł się niezręcznie, bo po pierwsze - to Natalya; po drugie - ona się uśmiechała; a po trzecie - zaraz Ivan miał ją wygnać, a ta się cieszy jakby Toris przewrócił się i rozwalił sobie twarz!

Niepewnie ukazał jej gestem ręki, aby szła za nim i pospiesznie zaczął iść w stronę gabinetu dowodzącego tego całego zamieszania.

W międzyczasie pan Rosja właśnie rozmawiał z Litwą. Żaden z rozmówców się nie uśmiechał. Toris właśnie przeżywał wewnętrzną walkę o to, czy wybuchnąć czy nie, a Ivan? On w głębi duszy poczuł ulgę, że nie będzie musiał więcej obchodzić się z tą jego psychodeliczną młodszą siostrą. 

- Towarzyszu Litwo, musisz zrozumieć to, że na tym polega życie. Najsilniejsi muszą przetrwać, ci słabi nie, da? - przerażający był sposób, w jakim to mówił. Nie miał swojego dziecinnego, melodyjnego głosu, kompletnie go zamienił na głos przepełniony obojętnością.

A ludzi w takich sytuacjach najbardziej przeraża obojętność ludzka na krzywdę innych. 

- Nie mogę się nie zgodzić, ale czy my na pewno tego chcemy? - wstał z krzesła i odgarnął swoje brązowe włosy do tyłu. - Jeśli USA wypatrzy okazję, to przygarnie ją i może to się obrócić przeciwko nam. Poza tym...

- Litwo, nie rozśmieszaj mnie. - przez uszy Laurnaitisa przeszedł kpiący chichot Rosjanina. - Ten idiota Alfred nic nie skorzysta z takiej miernoty, jaką jest niestety moja siostra. Wykopię ją z tej rezydencji, czy tego chcesz, czy nie.

Natalya to słyszała.

Reszta usłyszała jej serce, które pękło, a potem po pokoju rozniósł się szloch.

 To koniec. A niech to szlag, tyle chciała osiągnąć! Chciała mieć kochającego ją brata i akceptację, a co jej zostało? Wygnanie i niechęć. 

- Dobra, to teraz posłuchasz mnie. - dodał ostrzej Litwin. Wiedział, że to kompletnie nie w jego stylu i sam oberwie za to, co powie, ale serce kazało mu zareagować. Zacisnął dłonie w pięści i kontynuował dalej. - Nie wiem, za kogo się uważasz, mam to gdzieś. Nie jesteś już pieprzonym panem wszystkiego, ZSRR już dawno nie istnieje, a ty jesteś jakimś tam krajem z dziwnym rządem. Powinieneś się cieszyć, że k t o k o l w i e k dalej cię podziwia i chce dla ciebie dobrze. Jesteś cholernym szczęściarzem, że taka osoba jak Natalya zwraca na ciebie uwagę, ale ty tą informację przepuszczasz przez palce jak piasek. Wiesz co? Jak ona musi odejść, to ja też! Nie będę więcej znosił takiego komunału jak ty!

"... o matko, nie żyję" pomyślał szatyn. Czyli tak wyglądała wielka czystka...



Nie umiem pisać, przepraszam :(((

Dlaczego mi to robisz? || LietBel ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz