Rozdział V.

1.8K 130 10
                                    

        Zamek w Monsalvat był zbudowany z czarnego kamienia. Miasto, przez które przejeżdżali, by do niego dotrzeć, sprawiało wrażenie dobrze prosperującego. Na dziedzińcu już czekała rodzina królewska wraz ze strażą żeby powitać przyszłą księżniczkę. Lohengrin i Morgana złapali się za ręce, gdy powóz stanął w miejscu. Kiedy Morgana wyszła na brukowany chodnik, rodzice księcia nie kryli zachwytu jej osobą.
Merlin zsiadając z wozu pomyślał, że to chyba pierwsza para szlachciców do której absolutnie nic nie ma.
Gwen trzymała pelerynę Morgany uśmiechając się szeroko.
- Morgana przeszła samą siebie - powiedziała do Merlina. - Ta suknia przyjechała do niej z drugiego końca świata - zachichotała.
Merlin uśmiechnął się jeszcze raz obserwując jak młoda para podchodzi do rodziców chłopaka. Jasnowłosa dziewczyna stojąca po prawicy ojca Lohengrina pozwoliła wziąć się Arthurowi pod rękę ku poirytowaniu czarodzieja.
- Co ci jest Merlinie? - spytała Gwen.
Chłopak momentalnie rozpogodził się.
- Mnie? Nic mi nie jest, zagapiłem się na tą dziewczynę, którą Arthur właśnie sprzątnął mi sprzed nosa.
Gwen parsknęła rozbawiona.
Niedługo potem wszyscy weszli do zamku. Merlin dostał własną komnatę dla służącego. Od razu się do niej udał, podobnie jak wszyscy inni do swoich. Mył się w niewielkiej bali, gdy ktoś zapukał do drzwi.
- Kto tam? - zawołał.
- To ja Arthur.
Merlin przerażony próbował znaleźć jakiś ręcznik, ale zanim to się stało, Arthur już wszedł do środka widząc nagiego chłopaka, gdzie mała balijka zakrywała jedynie jego stopy. Stojący tyłem Merlin przyciągnął zaklęciem ręcznik, który sam owinął się wokół jego bioder. Na policzkach obu wyszły bordowe rumieńce.
- Przepraszam za najście - powiedział Arthur.
Merlin był bliski omdlenia, jego twarz paliła go niemiłosiernie, podobnie jak uszy, które były całe czerwone. Żałował, że faktycznie nie ma skłonności do mdlenia.
- Potrzebuję cię Merlinie - mówił. - jako służącego rzecz jasna, na przyjęciu, gdzie siostra Lohengrina, delikatnie mówiąc, przykleiła się do mnie.
- To może wyjdziesz! - krzyknął Merlin.
- A no tak, jasne. - Po czym zatrzasnął za sobą drzwi.
Chłopak ubrał się szybko i dołączył do Arthura na korytarzu. Książę udawał, że wszystko po staremu, aż Merlin sam poczuł się tak, jak przed pocałunkiem. Kiedy książę szedł przed nim w swoim czerwonym kaftanie chłopak przyglądał się mu, tak jak miał to w zwyczaju robić gdy tamten nie patrzył. Po za tą całą sytuacją, zachowanie Arthura wiele się nie zmieniło.
        - Moja córka niedługo wychodzi za mąż - mówił z dumą król Monsalvat do jasnowłosej dziewczyny, która wcześniej kleiła się do Arthura. Siedzieli razem przy stole, podczas gdy Morgana stała przy bufecie wraz z druidem. Arthur podszedł do nich by pogratulować przyszłym nowożeńcom.
Merlin zaś obserwował jak księżniczka odchodzi od stołu. Swoją drogą musiała być bardzo niewierna skoro niedługo wychodzi za mąż , a ugania się za Arthurem, pomyślał. Kiedy go mijała zobaczył, że ma dużo piegów i usta pomalowane na wściekłą czerwień.
- Dzień dobry - usłyszał za plecami. Początkowo myślał, że to do trójki jego przyjaciół.
- Szczupły młodzieńcze, hej! - zawołała.
- Tak? - Odwrócił się do źródła tego głosu. Księżniczka patrzyła wprost na niego. Miała blond włosy upięte częściowo z tyłu, a dwa kosmyki opadały luźno na jej piersi. Merlin ukłonił się nisko.
- Witaj pani, potrzebujesz czegoś?
- W istocie - zaśmiała się - jesteś sługą księcia Arthura racja?
- Tak.
Dziewczyna zastanowiła się jeszcze przez chwilę po czym znów przemówiła przybliżając się do niego nieco.
- Byłbyś w stanie załatwić mi wieczór sam na sam z twoim gorącym panem?
Merlin skrzywił się i przytaknął.
- Tak, mogę mu o tym napomknąć, choć nie gwarantuję, że się zgodzi.
- W porządku, my czarodzieje mamy też inne sposoby nieprawdaż?
Merlin wytrzeszczył na nią oczy.
- Nie radziłbym.
Księżniczka spojrzała na niego zaskoczona jego nagłą zmianą postawy.
- Na waszym miejscu nie czarowałbym teraz, Uther nie znosi, jak jego syn jest celem takich czarów. On nienawidzi magii zresztą.
Księżniczka zmarszczyła brwi i na moment otworzyła usta ze zdziwienia.
- Mój Boże! - krzyknęła. - Czy ty chcesz mi powiedzieć, że wasz król nie toleruje magii?!
Merlin przeraził się, myślał, że wiedzieli o tym.
- Więc ślub odwołany! - Księżniczka podeszła szybko do swojego ojca i wzięła go na stronę. Sądząc po minie władcy, on również nie miał o tym pojęcia. Chłopak pobiegł szybko w stronę Arthura i powiedział mu o rozmowie z księżniczką. Arthur nachmurzony spojrzał w stronę zakochanych.
- No tak... Czemu wcześniej tego nie przewidziałem - powiedział blondyn.
- Trzeba sprawić żeby ten ślub się odbył! - Poirytowany czarodziej gorączkowo szukał jakiegoś rozwiązania w głowie.
- Niby jak chcesz to zrobić? - Arthur się skrzywił.
- Pogadaj z nimi! Jako przyszły król tolerujący magię.
- A co z Morganą?! - spytał książę. - Przecież nie można jej wydać za rodzinę czarodziejów bez jej wiedzy.
Merlin uważał, że dziewczyna i tak nie będzie miała nic przeciwko. Z Gajuszem podejrzewali, że sama jest czarodziejką.
- I dopiero teraz się nad tym zastanawiasz Arthurze?
- Fakt. Ale przecież nie chciałem wyjawiać sekretu Lohengrina. Dziwne, że sam nie powiedział o tym rodzicom... To nieodpowiedzialne z jego strony. Co jakby mój ojciec chciał z nami tu przyjechać? Wystarczyłaby jedna rozmowa z kimś z ich rady i zaraz byłaby katastrofa.
- Musimy z nimi porozmawiać.
- Ale gdzie oni zniknęli? - Arthur gorączkowo rozglądał się po sali, do której napłynęła masa gości.
Wyszli pospiesznie na zewnątrz. We wnęce, w korytarzu i na osobności stała Morgana, Lohengrin, król i jego córka. Merlin zakradł się bliżej wraz z Arthurem by podsłuchać o czym rozmawiają.
- Morgana również ma dar - wyszeptał Lohengrin - nie możecie zostawić jej z tym tyranem w jednym zamku.
Arthur spojrzał na Merlina wielkimi oczyma.
- Niby jak to sobie wyobrażasz? - odezwała się blondynka. - Uther zaraz o wszystkim by się dowiedział. Ślub miał być w Camelocie. To byłoby dla nas niczym wkroczenie do jaskini lwa. - Zwróciła się do Morgany - Wasz król zechce wojny, kiedy się dowie, że jesteśmy czarodziejami.
Lohengrin się nachmurzył, podobnie jak Morgana.
- Musimy coś wymyślić na waszego księcia - zaczął król - żeby przyspieszyć powrót do Camelotu.
- Nie ma takiej potrzeby. - Arthur wyszedł zza kolumny ujawniając się. Przerażony Merlin wyszedł za nim postanawiając mu zaufać. - Ja będę  królem, który zaprzestanie gnębienia czarodziejów.
Lady Morgana zdawałoby się pobladła jeszcze bardziej. Przez chwilę tych dwoje wpatrywało się w siebie.
- Arthurze błagam. Jeśli to kolejny podstęp ojca... Nie rób mi tego. - Po policzkach dziewczyny popłynęły łzy.
- Morgano zmieniłem się! - podszedł bliżej próbując ją do siebie przekonać. - Chcę twojego szczęścia.
Kobieta spojrzała na niego powątpiewająco.
- Arthurze - przemówił król - wiedz, że ryzykowałbym wojnę z Camelotem gdybym zgodził się na ten ślub. Jeśli przyrzekniesz tu i teraz, że zostaniesz królem pozbawionym jakichkolwiek uprzedzeń co do magii, to obiecuję przyjąć was do rodziny.
Książę bez zastanowienia uklęknął uderzając się w pierś.
- Uroczyście przysięgam, że moje królestwo będzie domem dla wszystkich czarodziejów pragnących być wiernymi Camelotowi i jego sojusznikom.
- Wydaje mi się, że mówi szczerze. - Morgana podeszła do niego i objęła Arthura kucając przy nim.
Król położył rękę na jego ramieniu w geście pojednania.
- Będziesz wspaniałym sojusznikiem Arthurze. Zanim te czasy nastaną muszę jednak zawiesić decyzję o ślubie. - Arthur wstał. Wszyscy popatrzyli po sobie. - Nie mogę wysłać syna oraz Wielkiej Rady Czarodziejów w takie warunki do Camelotu. To zbyt ryzykowne. Poczekamy aż obejmiesz władzę. Mój syn zataił fakt o tym, że Uther jest tyranem, który gnębi czarodziejów. To dlatego pozwalałem mu przebywać w Camelocie. Miał nadzieję, że uwolni twoją siostrę od strachu, jaki przeżywa od dziecka przebywając razem z nim w jednym zamku... Nie chcemy wojny Arthurze, tak będzie najlepiej dla nas  wszystkich.
Morgana trzymała ukochanego za rękę. Arthur pokiwał głową zawiedziony.
- Mój syn zachował się nieodpowiedzialnie sprowadzając was tutaj.
- To prawda. Szkoda, że tak wyszło. Ale i tak się cieszę, że Morgana zostanie żoną twojego syna w przyszłości. Będziemy musieli wymyślić jakiś powód żeby odwołać ślub.
- Zajmę się tym - powiedział król i odszedł w pośpiechu.
- Jesteś bardzo honorowy książę - zachwyciła się księżniczka po czym złapała Arthura za ramię.
Merlin przewrócił oczami. Kiedyś musiał to znosić z myślą, że Arthur go nie lubi w ten sposób. Teraz było łatwiej, bo wiedział, że jest górą.
- Morgano - odezwał się Arthur. Delikatnie zsunął dłoń jasnowłosej dziewczyny ze swojego ramienia. - Chciałbym z tobą pogadać. Ty też Merlin - rzucił idąc w stronę swojej komnaty. Chłopak poszedł za nimi. Zamknął drzwi, kiedy wszyscy już weszli do pokoju Arthura. Morgana spuściła wzrok.
- Dlaczego ukrywałaś, że masz dar? - spytał z wyrzutem. - Nie! Nie odpowiadaj. Wiem dlaczego. Bo jestem do dupy. Już raz to przechodziłem.
- Nie! Arthurze, pomagałeś uciec Mordredowi! Powinnam była ci powiedzieć...
Merlin przełknął ślinę znów bojąc się, że kobieta się dowie o jego bezczynności tamtej nocy.
- A nie powiedziałaś, bo byłem głupi. Ale już nie jestem. Wiedz, że cię nie wydam. Już wiem, że nie każdy kto ma dar chce wojny i krzywdy innych. Znam cię, masz dobre serce, choć często mnie wkurzasz. - Morgana zaśmiała się.
Zarzuciła mu ramiona na szyję, a on objął ją delikatnie.
- Morgano - zaczął Merlin - też muszę ci coś powiedzieć. Ja również jestem czarodziejem.
Kobieta odsunęła się od Arthura patrząc na chłopaka z niedowierzaniem.
- To ja jestem tą osobą, o której wcześniej mówił Arthur. On wie o tym od dwóch tygodni.
- Ty? Jesteś czarodziejem? Dlaczego więc służysz mojemu bratu? Mógłbyś być kimś więcej na dworze u Lohengrina.
Arthur spojrzał na niego dziwnie smutny.
- Camelot to mój dom. Pragnę służyć Arthurowi, nawet jako zwykły sługa.
- To się zmieni, obiecuję - powiedział książę.
- Jesteś jego prawdziwym przyjacielem. - Przytuliła Merlina.
Jako, że jego ręce lepiły się od potu, darował sobie odwzajemnienie uścisku, bo bał się, że ubrudzi jej suknię. Niedługo po tym wyszła z komnaty i zostali sami z Arthurem.
Merlin podszedł do Arthura i wtulił się w niego nieśmiało. Książę odwzajemnił gest i oparł brodę na jego głowie.
- Wiedz Merlinie, że kiedy zostanę królem będziesz drugą, najważniejszą osobą w królestwie.
Chłopak uśmiechnął się pod nosem zaciskając materiał kaftana na jego plecach.
- Zobaczysz, jeszcze zatęsknisz za praniem moich skarpet.
Merlin parsknął.
- Śmiej się! - kontynuował. - Bycie drugą, najważniejszą osobą w królestwie to ciężka praca Skarpety możesz uprać za pomocą magii, ale magia za ciebie nie pomyśli, gdy w królestwie zrobi się źle. A wiem, że u ciebie z myśleniem idzie powoli.
Merlin zmarszczył nos i oderwał się od niego spoglądając mu w oczy.
- Mógłbyś chociaż mówić zgodnie z prawdą. Oboje wiemy, że od myślenia jestem ja - powiedział chłopak.
Arthur, jakby ignorując jego słowa, pogładził wierzchem dłoni jego policzek. Źrenice bruneta rozszerzyły się, a wyraz twarzy spoważniał.
- Z biegiem lat ludzie zaczną gadać - zaczął Arthur. Pogładził kciukiem usta chłopaka. - Będą się zastanawiać czemu nie mam żony. Nie przedłużę mego rodu...
- Ale Morgana przedłuży. Jest jak córka dla Uthera. A jeśli chodzi o ludzi to oni zawsze gadają i pieprzyć ich.
Książę uśmiechnął się delikatnie mierzwiąc mu włosy. Powoli zbliżył twarz i złożył pocałunek na ustach chłopaka. Pociągnął go w stronę łoża zastanawiając się do czego dąży. Położył się na łóżku ciągnąc chłopaka za sobą. Merlin usiadł na nim podpierając dłonie na jego dłoniach. Arthur patrzył na niego oddychając głęboko. Jego włosy częściowo opadły na pościel. Znów pociągnął Merlina za ręce, które spletli ze sobą. Przesuwał ramiona w górę, nad głowę tak, że twarz chłopaka znalazła się tuż przy jego twarzy. Poczuł ciepły oddech chłopaka, przypomniał go sobie stojącego nago w swoim pokoju. Zaczął go całować, najpierw powoli, coraz bardziej przyspieszając.
- Kocham cię... - powiedział Merlin pod wpływem emocji.
Arthur objął go mocno. Przecież to widać głupi, pomyślał.
- A ja ciebie... - wyszeptał bardzo cicho. - Cholera zapomniałem zamknąć drzwi.
- To nie problem - powiedział brunet i spojrzał na klamkę, a zamek w drzwiach szczęknął cicho.
- Nigdy nie myślałem, że powiem komuś coś takiego - zaczął Arthur - ale kiedy czarujesz wyglądasz strasznie pociągająco.
Gdyby sytuacja była inna, Arthur nigdy by tego nie powiedział, lecz teraz nawet się nie zawstydził i patrzył mu wyzywająco w oczy. Merlin natomiast, pomimo podniecenia zaróżowił się lekko.
Arthur usiadł łapiąc go za talię, położył bruneta na plecach, rzucił się na niego wciąż całując. Wsadził palce za pas jego spodni i zsunął je w dół dysząc mu do ucha.
Merlin spojrzał w sufit zamglonym spojrzeniem.

        Przez moment leżeli obok siebie, przykryci tak cudownie miłą w dotyku kołdrą i Merlinowi na myśl, że musi wrócić do swojego domu zrobiło się tak strasznie źle. Nie miał tam nawet w malutkiej części takich wygód.
Na dworze niemalże świtało.
- Merlinie pomóż mi się umyć, czeka nas długi dzień i nie zamierzam śmierdzieć.
Weszli za parawan, gdzie stała wanna. Merlin napełnił ją nosząc wiadra do studzienki. Zagrzał wodę i Arthur wszedł do niej. Brunet przyglądał się mu i zdecydowanie uwielbiał widok jego nagich, umięśnionych pośladków. Przed ich pierwszym pocałunkiem Arthur nieświadomy jego uczuć rozbierał się przy nim tak jak teraz, a on musiał jakoś wytrzymać napięcie.
Arthur namoczył ściereczkę w mydlanej wodzie i przybliżył ją do ramienia, a woda spłynęła po jego skórze. Merlin spojrzał na niego, jakby poirytowany. Arthur uśmiechnął się tym swoim słynnym uśmiechem przystojnego księcia.
- Na co czekasz? - powiedział. - Dołącz.
Chłopak speszony podszedł bliżej, Arthur pociągnął go łapiąc za pas jego spodni i pocałował w usta, kiedy brunet się zachwiał i nachylił nad nm. Spodnie Merlina opadły w dół, zdjął koszulę, a książę, udając poirytowanie, wciągnął go do wody, tak, że chłopak wylądował tyłem do niego.
- Przestań się guzdrać.
Merlin poczuł gorącą szmatkę na szyi, kąpiel w wannie to kolejna rzecz, jakiej nigdy by nie uświadczył w swoim domu. Zaczęło mu się podobać.
Ku ich przerażeniu ktoś zapukał i od razu wszedł.
- Arthurze? - zawołała Morgana.
Książę objął chłopaka i przerażony patrzył na parawan, który był jego jedyną obroną.
- Czego chcesz - krzyknął - kąpię się. Poza tym drzwi były zamknięte, jak ty...
- Magia - odparła zbywając go i przechodząc od razu do sedna.
- Chciałam cię tylko o coś zapytać - powiedziała - usiądę dosłownie na moment.
Lepszego momentu na rozmowę wybrać nie mogła, pomyślał.
Merlin złapał go za rękę, nie mogąc wytrzymać napięcia, jakie narosło w pokoju.
- Nienawidzę twojego ojca - wypaliła. Oboje z Merlinem zrobili zdziwione miny do siebie. - On wiecznie gnębił takich jak my. Ile jeszcze moich braci ma zginąć zanim umrze?
- Morgano to mój ojciec! - krzyknął Arthur.
Usłyszeli ciche skrzypnięcie fotela.
- Wiem... Przepraszam... Ale nie możesz zaprzeczyć, że jest okrutny. Czemu mają ginąć niewinni? Arthurze przejrzyj na oczy, jesteś jedynym, który może coś zrobić.
Książę odchylił głowę do tyłu. Był bardzo zdenerwowany.
- Proponujesz żebym przyczynił się do jego śmierci? Chyba żartujesz.
- Masz rację, niepotrzebnie z tym do ciebie przychodziłam. - Usłyszeli skrzypnięcie i kroki.
- Zaczekaj! - zawołał. - Mój ojciec jest już w pewnym wieku, niech umrze godnie, jak król.
- To się nie stanie... Tacy jak on niechętnie umierają. Widziałam to w moim śnie. Jeśli on niedługo nie umrze, Camelot upadnie.
- Twierdzisz, że twój sen może decydować o przyszłości królestwa? - zironizował.
- Te sny nie są zwyczajne. Męczą mnie od bardzo dawna i zawsze się sprawdzają. Ten był wyjątkowy, miałam wrażenie, że śmierć Uthera to klucz do równowagi. Jakby coś już wcześniej nią zachwiało. Niczym zmienianie biegu wydarzeń. Teraz stanie się coś co idzie tym odgałęzieniem. Stanie się, albo my musimy to spowodować, bo inaczej zadzieje się bardzo źle.
Tak jak Arthur nie miał pojęcia o czym ona mówi, tak Merlin doskonale zdawał sobie sprawę, że chodzi o śmierć Mordreda, której nie zapobiegł. To wtedy bieg wydarzeń wkroczył w inne odgałęzienie.
- Jeśli mam wybierać pomiędzy upadkiem Camelotu, a zabiciem własnego ojca to wybieram to pierwsze. Niech Camelot upadnie skoro tak - powiedział władczym tonem. - Jeśli mi się sprzeciwiasz, lepiej powiedz to teraz, a oszczędzisz mi późniejszego zawodu. Spróbuj nie posłuchać tego rozkazu, a nie wybaczę ci tego nigdy.
Morgana wypuściła powietrze z płuc, cała drżąc ze złości.
- Wciąż jesteś głupi - rzuciła i wyszła trzaskając drzwiami.
Merlin podparł brodę na kolanie.
- Czy ona nie rozumie, że to złe?! - krzyknął do niego. - Niby jak miałbym zgodzić się na coś takiego?!
- Martwi mnie to - powiedział Merlin. - Ona jest uparta i nie pozwoli by któryś z niewinnych czarodziejów zginął z jego ręki.
- Pamiętam jak zawzięcie broniła tego chłopca, Mordreda - powiedział Arthur. - Ona na pewno nie pozwoli by znów umarł jakiś czarodziej.

Merthur w świecie alternatywnymOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz