2. • Three wishes •

583 91 515
                                    

Do moich oczu dobiegają jasne promienie słońca, rażące mnie swoim blaskiem. Przymróżam je lekko, usilnie patrząc przed siebie, aby nie stracić z pola widzenia stada owiec pędzącego po polanie. Ich białe, wełniane futerko kojarzy mi się z kłębiastymi chmurami na niebie, na które zerkam, porównując je do siebie.
Nie mogę stwierdzić, który widok jest piękniejszy dla moich oczu i chciałbym móc równocześnie przyglądać się jednym i drugim, aby nie umknął mi żaden, choćby najmniejszy detal.

Wzdycham głęboko, gdy czuję, że podmuchy chłodnego wiatru rozwiewają mi włosy. Próbuję je przygładzić, ale na marne, bo latają one we wszystkich możliwych kierunkach. Po chwili jeden kosmyk wpada mi do oczu. Natychmiat go wyjmuję i zakładam za ucho. Niestety w momencie ponownie zaczyna on wirować i sytuacja się powtarza. Marszczę czoło w grymasie i odsuwam się od okna, które niezwłocznie zamykam.

Do głowy przychodzi mi myśl aby zwiedzić okolice, bowiem jestem tu już od tygodnia, a nie miałem jeszcze okazji być na owej polanie, którą tak codziennie podziwiam. Podchodzę do wieszaka, z którego zdejmuję dziurawy płaszcz, aby nie zmarznąć. Zakładam go na siebie nie podchodząc do lustra. Wolę się nawet w nie nie patrzeć, bo jedyne co mogło mi to dać, to zły chumor i przykrość. Moje włosy napewno wyglądają teraz nieciekawie, z resztą jak cały ja.

I to nie było tak, że miałem kompleksy. Racja, może i nie sądziłem, że grzeszę urodą, lecz nie przywiązywałem do tego większej uwagi. Patrząc w lustro za każdym razem widziałem małego smarkacza, którym tak bardzo nie chciałem być. W mojej urodzie nie było nic nietuzinkowego. Wydawałem się być mały, szary i zwyczajny. Od dzieciństwa wiedziałem, że mam artystyczne podejście do piękna i aby coś mi się podobało musiało to być kuriozalne i niebagatelne. Mówiąc szczerze, w ogóle nie pasuję do tego opisu, ale głęboko teraz wzdycham na samą myśl o tej osobie.

Książe Harold. Delikatne rysy twarzy, z ostro zarysowaną żuchwą i ze zgrabnym nosem. Szmaragdowe oczy błyszczące się niepowtarzalnym blaskiem, w których można odnaleźć swoje wszelkie pragnienia, po czym zagubić się w nich niczym w ciemnym gąszczu, nie mogąc się już nigdy odnaleźć. Długie, brązowe loki zakręcone w urocze spirale, opadające mu na ramiona. I jeszcze to piękne ciało okryte kolorowymi, ekskluzywnymi szatami, wykonanymi z miękkiego jedwabiu, otulające jego nagą skórę...

Karcę się w myślach kiedy po raz kolejny przyłapuję się na myśleniu w ten sposób o księciu, bowiem wiem, iż jest to niestosowne i nieodpowiednie. Nie jestem tego godzien i doskonale potrafię zdać sobie z tego sprawę.
Jest to dla mnie przykre, że nie mogę spełnić żadnego ze swoich marzeń, będąc tak bardzo do niczego.

Mijam ojca w drzwiach oznajmiając mu tylko, że wychodzę i że wrócę na czas, aby spotkać się z księciem i usłyszeć swoją nową ofertę pracy. Mężczyzna dopytuje się gdzie idę, a ja mówię mu, iż jeszcze nie wiem, ale że napewno zajrzę na polanę, co jest zgodne z prawdą.
Nie miałem w końcu jeszcze ustalonego planu wycieczki, pozatym, że wyznaczyłem sobie, iż może ona trwać nie więcej jak dwie godziny, aby być w domu na czas.

Wybiegam z mieszkania rozkładając szeroko ramiona. Staję na środku ścieżki i zamykam oczy, czując jak wiatr otula moje ciało swoim powiewem. Zamykam oczy i wyobrażam sobie, że daje się mu ze sobą ponieść. Tak bardzo pragnę w tym momencie móc wzbić się w powietrze i odlecieć... Żałuję, że nie jestem ptakiem i zazdroszczę im, iż mają takie piękne, ciekawe życie, mogąc oglądać świat z dwóch, zupełnie różnych od siebie perspektyw. Tak bardzo chcę się wzbić i popatrzeć z góry na księcia Harolda, widąc go nisko pod sobą...

Stop. Ponownie karcę się w myślach, kiedy mój umysł posuwa się za daleko. Moją twarz spowija rumieniec, a mi odechciewa się latać.

Składam ramiona i decyduję się, aby pójść najpierw na polanę.
Skręcam w lewo, ścieżką wyłożoną kamieniami i biegnę przed siebie. Mijam po drodze kilka drewnianych domków i jak się domyślam mieszkają w nich pozostali rzemieślnicy króla, bowiem wyglądem przypominają ten nasz. Rozglądam się do okoła, patrząc czy nie ma w moim pobliżu nikogo z niższej półki społeczeństwa, do której sam należałem, kto byłby w moim wieku i mógłbym się z nim zaprzyjaźnić. Niestety mijam jedynie dwóch kłócących się mężczyzn w podeszłym wieku i staruszkę wywieszającą przed domem pranie.

Renaissance in love • Larry Stylinson [ZAWIESZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz