7 • Who would have thought •

426 77 229
                                    

Nie wierzę w to, że za chwilę znajdę się w stajni królewskiej i będę mieć zaszczyt oglądania tych wszystkich koni, które się w niej znajdują. To naprawdę nie mieści mi się w głowie i sprawia, że mam ochotę podkoczyć do samego błękitnego nieba, zawieszając się wysoko na pierzastych chmurach. Od dzieciństwa kocham konie i je podziwiam, jednak nigdy jeszcze nie miałem okazji na nich jeździć. Jedyną styczność z nimi, miałem obserwując je przez okno z domu i wtedy kiedy przesiedliliśmy się z ojcem karocą do Londynu. Był to tak naprawdę pierwszy raz kiedy dotknąłem konia. Pamiętam to, jakby było to dzisiaj. Z resztą takich rzeczy się nie zapomina.

Od kilku godzin siedziałem podekscytowany na murku przed domem, bawiąc się z psem, Nelly. Byłem już spakowany, a moja skromna walizka leżała mi na kolanach. Wiatr swobodnie rozwiewał moje włosy, a ja zaciskałem mocno powieki, myślami odpływając do tego, co już niedługo miało mnie spotkać.
Rozkoszowałem się jego podmuchem, który muskał moją skórę swoim chłodem, roznosząc ze sobą zapach zboża, rozsnącego nieopodal mojego domu. Nie dorównywało to jednak zapachowi, który mogę teraz wąchać na codzień. Ale o tym już za chwilę.

Nagle usłyszałem rżenie koni i natychmiast zerwałem się na proste nogi, zrzucając z nich niesfornie walizkę. Nelly zaczęła podskakiwać i szczekać, a ja szybko podniosłem ją z podłogi i postawiłem obok siebie. Moje serce zaczęło bić szybciej, a szczęka mi opadła, gdy na horyzoncie pojawiła się czarna karoca prowadzona przed dwa, śniade i bardzo dostojne konie. Ich grzywy były długie i czarne, które latając w te i wewte, przysłaniały im trochę pole widzenia. I zrobiło mi bardzo smutno, kiedy kierowca uderzył jednego z nich batem, a ten stanął jak wryty, zatrzymując się tuż przed naszym domem. Wiem, iż było to konieczne, ale nie chciałem, aby czuły one ból, na które były zmuszone. Na ich miejscu byłbym bardzo nieszczęśliwy, żyjąc w tak okrutnej niewoli.

- Dzień dobry. - Mówię, lekko się kłaniając w stronę niskiego woźnicy, który z niej zeskoczył. Był trochę pulchny. Na jego głowie widniała łysina,
a jego ciało przyodziane było w fioletową szatę. W dłoni trzymał kapelusz z czerwonym piórkiem, na którego z uwagą się przyglądałem. Wtedy jeszcze nie wiedziałem co on oznacza, jednak od samego początku bardzo mnie zaciekawił.

- Nie taki dobry ten dzień, ale nie wszystko jeszcze stracone! Musimy się śpieszyć! - Oznajmił podniesionym tonem i wyminął mnie, znikając gdzieś w moim domu. Uniosłem wysoko brwi i wzruszyłem ramionami.

I wtedy uświadomiłem sobie, że zyskałem okazję.
Wtedy jeszcze myślałem, że tę jedyną w swoim życiu. To śmieszne, jak bardzo się myliłem.

Rozejrzałem się do okoła, a na moich ustach pojawił się uśmiech kiedy zorientowałem się, że nie ma nikogo w pobliżu.

- Cicho Nelly. - Wyszeptałem, do niej, a ona natychmiast przestała warczeć, co robiła wcześniej z niewiadomo jakiego powodu.

Zacząłem zbliżać się bliżej i bliżej do koni. Stanąłem bardzo blisko, ponieważ mimo tego, że trochę się bałem, postanowiłem obdarzyć je całkowitym zaufaniem, skoro miał być to pierwszy i ostatni raz kiedy je dotykam. Zanurzyłem powoli swoją dłoń w grzywie jednego z nich i zacząłem delikatnie go głaskać. Serce biło mi niesamowicie szybko, kiedy słyszałem jego potulne parskanie i zadowolenie. Uważałem tą chwilę poprostu za piękną i w tym momencie pragnąłem tylko tego, aby nigdy się nie skończyła. Poczułem bowiem z tym zwierzęciem jakąś bliskość i więź, która mnie z nim połączyła. Spojrzałem głęboko w jego duże, brązowe oko, w którym ujrzałem swoje odbicie i w tym momencie uznałem, że jesteśmy dla siebie stworzeni. Koń był gniady, a na przodzie swojego łba miał charakterystyczną białą plamę w kształcie przypominającym serce. Naprawdę miło mi się go głaskało i miałem w głębi duszy skrytą nadzieję, że to nie pierwszy raz kiedy się widzimy.

Renaissance in love • Larry Stylinson [ZAWIESZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz