Lucas:
Po wyjściu Lili i jej kolegi z biblioteki musiałem chwilę głęboko oddychać żeby się uspokoić.Postanowiłem pobiegać, to zawsze działa na zdenerwowane wilkołaki.
Wyszedłem ze szkoły i skierowałem się w stronę lasu. Na szczęście miasteczko było nimi otoczone, więc ja i moi bracia mogliśmy wyżywać się do woli. Ale tęskniłem już za znajomym polem treningowym należącym do mojej watachy. Tam nie było żadnych ograniczeń. Tęskniłem już za całą moją watachą. No ale cóż. Są rzeczy ważne i ważniejsze. A moja malutka mate jest w tej chwili dla mnie najważniejsza.
Gdy byłem już dość głęboko między drzewami rozebrałem się i zmieniłem w wielkiego, czarnego wilka.
Zacząłem szybko biec aż moje myśli wypełnił tylko odpowiedni oddech i poruszanie łapami.
Dwie godziny i jedną upolowaną sarnę później wróciłem przed budynek szkoły.
Akurat w tym momencie wyszła z niego Lili. Widziałem jak się trzęsła w swoim sweterku. Przecież może zachorować. Już miałem do niej podejść kiedy Sebastian ją dogonił. Zaczęli cicho rozmawiać ale ja dzięki mojemu wilczemu słuchowi wszystko słyszałem.
Gadali o jakimś teście z chemii. Nagle on zdjął swoją bluzę i dał jej. Zacisnąłem dłonie w pięści. Zostawi na niej swój zapach. Chciałem żeby Lilianna pachniała mną i żeby wszyscy to czuli. Miałem ochotę tam podejść i go po prostu odpędzić. Powstrzymała mnie jednak myśl, że mogę wystarszyć moją malutką. I przynajmniej teraz jest jej ciepło. A jej dobro jest najważniejsze.
Śledziłem ich aż do jej domu. Przecież nie mogłem zostawić jej z nim samej. Nie ufałem mu.
Kiedy pod płotem ona oddała mu bluzę już myślałem, że to koniec, ale Lili nagle stanęła na palcach i pocałowała blondyna w policzek.
Z mojego gardła wydobył się głośny warkot. Straciłem nad sobą panowanie. Teraz chciałem tylko go zabić i pokazać do kogo naprawdę Lili należy. Moje kości już zaczęły się łamać żeby stać się wilczymi.
Nagle dwie pary silnych rąk przywołały mnie do porządku. Moi dwaj młodsi braci złapali mnie za ramiona i rzucili o ziemię. Mało delikatnie ale tego było mi trzeba. Od razu zrozumiałem co się stało. O mało nie zabiłem przyjaciela Lili. Ona by mi tego nie wybaczyła.
-Stary ogarnij się! - krzyknął Steven.
-Właśne, ogarnij się! - dorzucił Matt.
Moi młodsi bracia są bliźniakami i wszystko po sobie powtarzają. Dla nieprzyzwyczajonych może to być bardzo denerwujące ale ja słyszę to już dwadzieścia lat. Tylko rodzina teraz potrafi ich rozróżnić, kiedy byli mali umiała to tylko mama więc nam wszystkim robili różne kawały
Obaj mają czarne włosy jak ja, po tacie. Ja mam jeszcze po nim ciemne oczy a oni niebieskie odziedziczyli po mamie.-Już jestem spokojny - uspokoiłem ich i starałem się nie myśleć o ustach mojej Lili na policzku tego padalca bo znów krew mnie zaleje.
-To była nasza Luna? - zapytał Matt.
-Właśnie, to była nasza Luna? - powtórzył oczywiście Steven.
-Tak to ona. A ten blondyn to jej przyjaciel.
Usiadłem pod najbliższym drzewem. Muszę coś wymyślić. Nie zniosę tego jak moja królewna będzie przebywała w pobliżu tego padalca. Albo jakiegokolwiek innego samca.
Najchętniej to zamknął bym ją w naszej sypialni żeby była tylko moja ale wiem, że nie mogę tego zrobić.
Trudno. Chciałem żeby mnie najpierw poznała i pokochała ale nie mogę tak. W końcu komuś stanie się krzywda a naprawdę tego nie chcę.
Równie dobrze może mnie pokochać na terenie mojej watachy.

CZYTASZ
Tylko moja mate
WerewolfPrzystojny i zaborczy wilkołak + zwyczajna i cicha dziewczyna = ta historia Jest to moja pierwsza opowieść więc proszę o wyrozumiałość i korygowanie wszystkich błędów jakie ktoś zauważy. (O ile ktoś to przeczyta :P )