Rozdział 1
Wczesnym porankiem, gdy promienie słoneczne zajrzały do niemal wszelkich okien, gromady sów opuściły duży budynek przy podekscytowanych, radosnych okrzykach pracujących tam ludzi. Tego dnia każdy czarodziej na świecie został obudzony przez uporczywe stukanie w okno; otworzył poranne wydanie Proroka Codziennego, by po chwili również krzyknąć i zaszlochać w podobnym uniesieniu.
Wkrótce czarodzieje zaczęli wybiegać na ulice i strzelać w niebo iskrami ze swoich różdżek, nie patrząc na wczesną godzinę. Wszyscy byli podekscytowani. Jedni machali wysoko gazetami, inni zaś ruszali do barów, by uczcić zwycięstwo. Każdy rozmawiał tylko i wyłącznie o nagłym upadku Czarnego Pana.
Jak inne puby, Dziurawy Kocioł pełen był stłoczonych czarodziejów i czarownic. Wszyscy dyskutowali o najnowszym wydaniu Proroka i artykule na pierwszej stronie, który był dla nich zarazem bardzo ważny, i niezwykle podbudowujący.
Wszelkie rozmowy skupiały się wokół tych samych pytań nawet, gdy do środka wkroczyły dwie osoby. Rabastan i Rudolfus Lestrange cicho usiedli w kącie baru, świętując swoją nową wolność i obserwując przy okazji plotkujących ludzi, ale to jedna z rozmów szczególnie zwróciła ich uwagę.
- Słyszeliście?! - Młody człowiek wpadł pędem do pomieszczenia i podbiegł do grupki wznoszącej toast.
- A kto o tym nie słyszał!? – odpowiedział mu ktoś z siedzących.
- To się naprawdę stało? Wojna się skończyła? – pytała kolejna osoba.
- Piszą, że się skończyła – odpowiedziano, wskazując na gazetę.
- A... ale jakim cudem? Po tak długim czasie, kiedy Sami-Wiecie-Kto wciąż...
- Nie wiem, ale według Proroka jakiś śmierciożerca go zdradził, uwolnił Harry'ego Pottera i wówczas razem go pokonali – powiedział człowiek, który przechodząc obok, usłyszał pytanie.
- Widzieliście go ostatnio? Znaczy się Pottera.
- Tak – zaśmiał się któryś z zebranych. – Ma kocie uszka.
- Ogonek również – oznajmiła kobieta, zerkając z ukosa na stół, na którym widać było zdjęcie z pierwszej strony gazety. Przedstawiało ono Harry'ego obok bardzo przystojnego mężczyzny. Stali przed płonącym budynkiem - teren przy nich został doszczętnie zniszczony. Obydwaj byli brudni i pokryci czymś, co mogło być błotem lub krwią, ciężko było to określić na czarno-białym zdjęciu.
– Ponoć Potter ma dzieci.
- Co?
- Nie słyszałem o tym!
- Tak, bliźniaki – odpowiedziała obca osoba; sądząc po oznaczeniu przypiętym szpilką, był to auror, który już ukończył służbę. – Ma je właśnie z tym mężczyzną – powiedział, wskazując na człowieka ze zdjęcia, stojącego obok Harry'ego. – Tomem Randallem.
- Co? Jak to możliwe? To przecież faceci!
- Potter jest w połowie kotem. Źle zrobiony eliksir zmienił jego anatomię i jednym ze skutków ubocznych była możliwość zajścia w ciążę. Przynajmniej tak twierdzi Prorok.
- Jakim cudem mieli czas, by spłodzić dzieci i je urodzić? – spytał jeszcze ktoś inny.
- Tutaj jest napisany krótki wywiad – odrzekł przybysz, spojrzał w dół na artykuł i zaczął czytać: – „Poznałem Harry'ego w lochach zamku Czarnego Pana. Nie byłem na tyle ważny, by móc uczestniczyć w większych spotkaniach, a przebywałem tam tylko po to, by zajmować się więźniami. Karmiłem ich, żeby pozostawali żywi na czas przesłuchań Czarnego Pana. Wówczas już zacząłem żałować swojej decyzji o przyłączeniu się do Jego popleczników. Kiedy spotkałem Harry'ego... Okazał się nie być tak zły, jak twierdził Czarny Pan. Zacząłem z nim rozmawiać, poznaliśmy się bardziej i naprawdę go polubiłem."
- „Od tamtej pory Tom schodził na dół, by zobaczyć się ze mną i porozmawiać. Współczułem mu jego losu; mieliśmy naprawdę wiele wspólnego. Wkrótce pokochałem go z wzajemnością. Tom zaczął więc planować ucieczkę i w końcu udało nam się, uciekliśmy, ale później dość długi czas musieliśmy się ukrywać." – doczytała inna osoba.
- Rany, wygląda na to, że miłość można znaleźć dosłownie wszędzie.
- Nie żartuj.
- A ja sądzę, że to romantyczne – zaczęła kobieta, wzdychając szczęśliwie, a jej przyjaciel pokiwał twierdząco głową.
- Wydaje mi się, że oni ukrywali się w tym domu na tyle długo, by założyć rodzinę i najprawdopodobniej stoczyli walkę, gdy Sami-Wiecie-Kto ich odnalazł.
- Mam nadzieję, że dzieciom nic się nie stało – zaoponowała kobieta.
- Z tego co zrozumiałem, to nie.
- Ciekawe, czy one również mają uszka i ogonki?
- Kto wie? Nie widać ich na zdjęciu. – odrzekł ktoś, wskazując na fotografie.
- Wszystko wydaje się takie nieprawdopodobne. Znaczy, czy on naprawdę odszedł na dobre?
- Sam nie wiem, co o tym myśleć.
- Chwileczkę, a co że śmierciożercami? Co się z nimi stało? – spytał jeden z siedzących.
- Zostali schwytani. Gdy Czarny Pan został pokonany, oni zostali... porażeni... To chyba dobre określenie. W każdym razie wszyscy łapali się za Mroczne Znaki i przez to byliśmy w stanie ich aresztować – odezwał się auror.
- Ale chodzą plotki, że kilku wypuszczono?
- Kiedy ich przesłuchiwaliśmy, odkryliśmy, że niektórzy byli pod klątwą Imperius – potwierdził mężczyzna.
- Imperius?
- Tak. Wygląda na to, że gdy Czarny Pan powrócił, ostro się sprzeciwili na pomysł ponownego przyłączenia się do niego, więc ten rzucił na nich klątwę. Jedną z takich osób był właśnie Lucjusz Malfoy.
- Więc pozwoliliście im odejść?
- Musieliśmy, mieli wystarczające usprawiedliwienie. Myślę, że pomogło też to, że Potter się za nimi wstawił.
- Nieźle... Teraz wszystko dzieje się na opak, nie?
- Tak, ale obróci się na lepsze. Wszystko niebawem wróci do normy...
- Bądź będzie na tyle normalnie, na ile się da.
- Proponuje toast – krzyknęła jakaś osoba na cały pub; każdy umilkł, trzymając w dłoni szklanki. – Za naszą wolność! By trwała jak najdłużej!
- Za wolność!