To ostatni rozdział pierwszej części. Miłego czytania.
Spoglądałam na niego uśmiechającego się. Miał w głowie coś, o czym nie wiedziałam. Po chwilowej ciszy oboje usłyszeliśmy telefon. Mój telefon.
Na ekranie blokady pojawiła się morda Stilesa i SMS od niego.
,,Gdzie jesteś? Przyjdę do ciebie''
- Theo, musisz iść.
- Och, oni o nas nie wiedzą. - wyszczerzył się. - Jesteśmy sekretem.
- Ja nie jestem twoim sekretem. Ty jesteś moim.
Przyglądał mi się przez jakiś czas i nic nie mówiąc . Odszedł patrząc na mnie. Wysłałam Stilesowi rzekomy adres budynku, obok którego się znajdowałam. Ten jednak był szybciej niż myślałam.- Co tak szybko? - zmarszczyłam brwi.
- No ten.. - podrapał się po karku. - Byłem obok.Kłamał. To kłamstwo wyrysowane było na jego twarzy, którego nawet nie próbował ukryć.
- To co, urządzenie namierzające?
- Tak. - przyznał.Uśmiechnęłam się do niego sztucznie.
- Idiota, idiota i jeszcze raz idiota. - pomyślałam.
Ku mojemu zaskoczeniu - tak, mojemu - Scott z warknięciem wybiegł zza krzaków. Odsunęłam się lekko, nie rozumiejąc o co chodziło. Zaczął się rozglądać nieco zmieszany. Jego czerwone ślepia powędrowały na mnie.
- Co? - w końcu zapytałam.- Czułem obecność innego stworzenia. - ponownie się rozejrzał. - Gdzie on jest?
Wiedziałam, że mówił o Theo. On także wiedział o kim gadamy.
- Nikogo tu nie było. - zmarszczyłam lekko brwi.
Ojej, co za niewiniątko. Nikogo nie było. Bo Scott McCall ci - Anastazjo Stilinski - uwierzy. Jesteś przebiegłym lisem, który wie co robi. Właśnie, to jest to. Wiesz co robisz, ale nie rozumiesz czemu.
- W porządku. Chodźmy stąd. - zaproponował Stiles.- Oni wiedzą. - przemknął głos w mojej głowie.
Spojrzałam na nich obu, myśląc, że to oni się nabijają. Jednak ci byli zajęci rozmową ze sobą. Wzruszyłam ramionami, jakby nic się nie stało.- Oni wiedzą. - powtórzył.
Czułam się, jakby ktoś wszedł do mojej głowy. Nie było to naturalnym zjawiskiem.. Och, racja. Co w Beacon Hills jest niby naturalnym zjawiskiem? Powinnam teraz się uśmiechnąć, podbiec do chłopców i wykrzyczeć ,,Ktoś ciągle ględzi mi w głowie. Chodźmy sprawdzić co to jest!'' Czyli coś typu ,,Pora na przygodę'', tylko te rzekome przygody są bardziej niebezpieczne.
- Oni wiedzą! - wykrzyczał niemiłosiernie głośno.- Dobra, rozumiem! - oburzyłam się.
Chłopcy odwrócili się w moją stronę. Czekali na wyjaśnienia.
- Co rozumiesz? - w końcu zapytał Stiles.- Nic. - wzruszyłam ramionami.
Nie miałam zamiaru im mówić. Póki co, mieli na głowie Bestię. Ruszyłam przed siebie, kompletnie ich ignorując.♦
Stukałam paznokciami o krzesło. Wszyscy dostali nagłe wezwanie, ale ja oczywiście nie mogłam iść. Jestem silną zabójczynią!
- Głupi Stiles i głupie reguły! - wykrzyczałam na cały dom. - Co mi tam?
Wzięłam bluzę i wyszłam z domu. Wiedziałam gdzie cała paczka się znajdowała, bo wystarczył mi słaby myk przed oczami i doskonale wiedziałam co, gdzie i jak. Stiles jednak jest troszkę głupszy nie blokując wyświetlacza telefonu. Zaczęłam biec, byleby zdążyć. Kanały, ścieki, bunkier - jakkolwiek to nazwiecie - musiałam tam iść. Czułam, że są w niemożliwych tarapatach. Sekunda za sekundą, minuta za minutą.
- No nie ma bata.Skoczyłam i w ten sam sposób co wcześniej zamieniłam się w lwa. Po paru chwilach dotarłam na miejsce. Udało mi się przedostać do bunkra. Można było usłyszeć echo walki. Pobiegłam w tamtą stronę i jak tylko zobaczyłam gigantyczne zwierzę ryknęłam. Ale to nie był zwykły ryk. To było coś w stylu paru tysięcy krzyczących ludzi. W tym przypadku lwów. Bestia zwróciła na mnie uwagę, jednak uderzyła Scotta. Liam i Scott spojrzeli na siebie. Wściekli chcieli się na nią rzucić, ale ta niespodziewanie uderzyła w ziemię. Nim się obejrzeliśmy, polecieliśmy do tyłu. A raczej chłopcy. Mój opór był na tyle silny, że nie dałam się zepchnąć. Uderzyli głowami i plecami o podłogę. Wściekła ruszyłam na czarną Bestię, która czekała właśnie na mnie. Skoczyłam na niego, aby następnie zostać odepchnięta. Czy bolało? Nie. Warstwa grubej skóry zamortyzowała upadek.
- Pożałujesz tego.
Pomimo, że to nie był mój głos, spodobał mi się ten ton.
Nagle wpadłam na pomysł, który na bank nie spodobałby się mojemu przewrażliwionemu bratu.
Pełną władzę oddałam poprzednikom. Znali się na tym bardziej niż ja. Byli nim dłużej niż ja. Za każdym razem będą w czymś lepsi i będą to robić dłużej.
- Ana, nie! - krzyknął Scott.
Nie wiedziałam o co mu chodziło, póki sama nie zobaczyłam na oczy. Atakowałam Bestię i szło mi całkiem nieźle. Każdy jego atak omijałam. Gdy moja szczęka zaciskała się na nim, za kolejnym razem było mocniejszy ścisk. Gdy tak na to patrzyłam, wiedziałam co czuli poprzednicy. Patrzyli na to wszystko i jak coś szło nie tak, po prostu podpowiadali.
- Ana, przestań! - krzyknął po raz kolejny Scott.
Ale ja nie wiem jak, Scotty. - pomyślałam.
Nim się obejrzałam, odzyskałam władzę. Spojrzałam na Bestię. Nieźle go urządzili. Chociaż sama nie byłam pewna, co to jest na jego skórze.
Moja człowiecza postać wróciła do normy. Lekko podarte ciuchy nie przeszkadzały mi tak jak wcześniej. Jednak to nie był koniec, a ja tego pożałowałam. Bestia zamieniła się w mężczyznę. Wciąż walcząc podszedł do Scotta. Kazał mu coś oddać. Miałam nadzieję, że nie chodziło o ten śmieszny młotek, który leżał na ziemi. Mężczyzna, który miał zaatakować Scotta, zatrzymał się. Spoglądał prosto w jego oczy. Widział coś, czego nie widział nikt inny. Wspomnienia Scotta.
- Marie-Jeanne? - wypowiedział.
Scott przechylił głowę, po czym go odepchnął.
- Mason? - wtargnęła Lydia.
Nieznajomy, a zarazem groźny mężczyzna spojrzał na nią. Lekko naburmuszony ruszył w jej stronę. Za nią stanęła Kira, która myślala nad czymś.
- Myślę, że powinnaś powiedzieć to trochę głośniej. - zaproponowala.
Lydia skupiła się, a następnie wydobyła z siebie głośny dźwięk.
- Mason!
Mężczyzna, który zdążył się zmienić, zaczął się cofać. Co jakiś czas ryczał, by następnie móc pęknąć jak balon. Jednak nie tylko jemu coś się stało. Moje zmysły zostały zakłócone. W uszach słyszałam tylko i wyłącznie pisk. Próbowałam to jakoś opanować, ale szło mi to marnie, a na dodatek pisk stawał się coraz głośniejszy.
- Ryknij. - powiedział męski głos w mojej głowie. - Poczujesz się lepiej
Nie pozostało mi nic innego. Z moich ust wystawały kły, a oczy zmieniły kolor na złoty. Wydobyłam z siebie dźwięk tysiąca lwów. Po ryknięciu faktycznie czułam się lepiej.
Wszyscy patrzyli się na mnie nieco zdziwieni. Pokręciłam głową na znak, aby się nie przejmowali.
Myśleliśmy, że to koniec wszelkich problemów, ale został jeszcze ON.
Z rogu wyskoczył Theo, który był naburmuszony. Wpatrywał się w nas wściekle. Idę z wami o zakład, że chodzi o zabicie Scotta.
Nim zdążyłam się obejrzeć, ponownie działa się akcja. Kira z powagą zwróciła się do niego.
- Ktoś chce cię przywitać.
Wbiła swój miecz w ziemię tak, że ta się rozsunęła. Centralnie koło Theo utworzyła się dziura. Wyszła z niej dziewczyna, która prawdopodobnie była siostrą Raekena. Zaczęła go wciągać do środka.
- Jeśli mam tam iść to nie sam! - wysyczał.
Theo złapał mnie za nogę, przez co upadłam. Moje ciało zaczęło być ciągnięte w stronę dziury. Scott i reszta próbowali mnie uratować, ale Tara miała większy opór.
Niestety, nie udało im się.
- Anastazja! - wykrzyczał Stiles.
To było ostatnie słowo, jakie usłyszałam.
To był po prostu koniec.
CZYTASZ
Nie pozwól mi upaść | Theo Raeken [ZAKOŃCZONE]
Fanfiction- Ja nie jestem twoim sekretem. Ty jesteś moim.