15, II.

2.2K 108 2
                                    

Minęło sporo czasu od spotkania z Alexem. Po tym, jak Stiles zaczął go akceptować, zaczął mnie uczyć kontroli. Plus powiedział mi, jak mogłabym wyciszyć te głosy w głowie.

Właśnie byłam na klinice za prośbą Scotta. Było późno i oczywiście to ja robiłam za pomocnika, bo mnie poprosił. Rozmawialiśmy przez telefon już długi czas. Robił coś ze swoim szefem i zapomniał wziąć czegoś. Kompletnie głupiałam.
- Co mam wziąć?

- Sztyft do nosa.  - powtórzył po raz kolejny.
- Jesteś pewny, że nie skalpel? Oba zaczynają się na 's'. - westchnęłam, przeszukując szafki.

- To po prostu tubka z..

Nie usłyszałam co dalej mówił, bo telefon spadł mi na podłogę przez co klapka się otworzyła i bateria wypadła. Spojrzałam zszokowana na chłopaka, który wszedł do pomieszczenia, w którym się znajdowałam.

- Theo? - zmarszczyłam brwi.

Ten jednak mnie zignorował, ściągnął koszulkę i chwycił pobliski skalpel. Wziął lusterko do ręki i przyglądał się swoim plecom. Kompletnie nie rozumiałam o co mu chodziło. W pewnym momencie po prostu się dźgnął niebezpiecznym narzędziem. Coś, co miał pod skórką, po prostu wyparowało.

Czemu tak na niego zareagowałam? Chłopak zniknął, gdy tylko Alex zaczął mi pomagać. Bez słowa po prostu odszedł.

Przez długi moment Theo nie raczył nawet na mnie spojrzeć. Powoli zaczął się odwracać w moją stronę. Mój oddech przyśpieszył. Pomimo, że wiedziałam, że nic nie zrobiłam, czułam się w jakiś sposób winna.

- Theo.

Ten pokręcił głową i zaczął iść w stronę wyjścia.

- Theo Raekenie natychmiast się zatrzymaj! - krzyknęłam.

Jego wzrok napotkał mój. Uniósł tylko brew, próbując w ten sposób zapytać, czego chcę.

- Co ty tutaj robisz?

Wzruszył ramionami.

- A co widziałaś?

- Jak zabijasz.. - zamyśliłam się na moment. - Coś.

- Więc zabijałem coś.

- Theo. - zmarszczyłam lekko brwi. - Przepraszam, okej?

- Hm? A za co niby? - ponownie uniósł brew.

- Za to, co ci zrobiłam. - westchnęłam z dezaprobatą. - Za to, że cię zraniłam. Za to, że cię zostawiłam. Za to, że nie było mnie przy tobie.

- To jest to, co mi niby zrobiłaś? - zaśmiał się. - Ja uważam, że chciałaś się umieć kontrolować.

- C..Co? - poczułam lekki gniew. - Theo! Ja od zmysłów odchodzę, że zostałeś sam i że to moja wina!

- I?

- I? I - podkreśliłam. - bałam się, że jesteś na mnie zły.

- To następnym razem nie myśl.

Po tych słowach opuścił pomieszczenie. Wzięłam telefon, poskładałam go i wybiegłam za nim. Zatrzymałam się, gdy zobaczyłam policjantów, którzy otoczyli jego samochód. Zmarszczyłam brwi, bo mieli przy sobie naładowane bronie. Theo rozglądał się po kolei. Po chwili padły strzały. Zamknęłam oczy, nie mogąc wykonać nawet najmniejszego ruchu.

  ♦     

Siedziałam pod gabinetem pedagoga, czekając aż zapisze mnie na dodatkowe zajęcia. No dobra, sprawdzi czy się na te zajęcia nadaję. Jak na razie był tam Mason, co dało mi czas na pomyślenie o sytuacji, która miała miejsce zaledwie paręnaście godzin temu. Po chwili czarnoskóry chłopak wyszedł z pomieszczenia. Chciałam tam wejść, ale Mason mnie zatrzymał. Spojrzałam na niego pytająco. 

- Pani Monroe zadaje dziwne pytania. Nie daj się jej zagiąć. - posłał mi wzrokiem, że mogę już iść. 

- Ta, dzięki za ostrzeżenie. - posłałam mu uśmiech, a następnie weszłam do środka. 

Usiadłam na krześle naprzeciwko pani Monroe. Przed sobą miała moje papiery, które wyraźnie badała wzrokiem. 

- Świetnie, panno Stilinski. - uśmiechnęła się w moją stronę. - Musiałaś dużo nad tym myśleć. 

- Myślę dużo o wielu rzeczach. - wzruszyłam ramionami. 

- Ale nigdy do mnie nie przyszłaś, by podzielić się tymi myślami. - powiedziała jakby z żalem. 

- Myśli pani, że powinnam? 

- Chciałabym, żebyście wiedzieli, że jestem tutaj dla was. - ponownie się uśmiechnęła. - Wiem, że nie było mnie na miejscu przez długi czas, ale.. - zawiesiła się. - Wiem również, że tutejsi uczniowie widzieli i przeżyli takie rzeczy, których nie da się łatwo wyjaśnić.
- Jasne. - zmarszczyłam lekko brwi. - Zapamiętam to. 
Chciałam wziąć swoją kartkę i wyjść, ale pani Monroe mnie zatrzymała. 

- Traktuję to bardzo poważnie, Anastazja. 
Zabrałam rękę i z powrotem usiadłam na miejscu. 

- Wszystko, o czym tutaj rozmawiamy, zostanie między nami. Tylko między nami. 
- Czy my nadal rozmawiamy o rejestracji na zajęcia? - ponownie zmarszczyłam brwi. 

- Możemy rozmawiać o czym tylko chcesz. - oparła się rękami o biurko. 

Okej, więc chciałabym porozmawiać o tym, jak milczysz, a ja sobie wychodzę drzwiami. 

- Nie ma takiej potrzeby. Dziękuję. - uśmiechnęłam się sztucznie.

- Oczywiście. - oddała mi kartkę. 

Wzięłam ją od niej, po czym wyszłam. Westchnęłam, przewracając oczami. Wiedziałam, że Mason mówił prawdę, co do niej, ale nie wiedziałam, że aż tak ześwirowała. 

    ♦      

Całą naszą trójką - Ja, Mason i Liam - weszliśmy do biblioteki. 

- Jest taka książka ,,Północnoamerykańska Kryptozoologia'' - zaczął Mason. - Jest tam cały rozdział poświęcony pająkom. Jest też rozdział o skarabeuszach. 
- Czym są skarabeusze? - zapytał Liam. 

- Nie chcesz wiedzieć. 

- To rodzaj chrząszczów. - wyjaśniłam. - Z rodziny poświętnikowatych. 
Mason skarcił mnie wzrokiem. 

- Racja. - zacisnęłam usta w wąską linię. 

Podeszliśmy do jednej z półek i zbadaliśmy ją wzrokiem. 

- Co się stało ze wszystkimi książkami? - ponownie zapytał Liam. 

- Może ktoś pisze pracę na temat mitologii i przesądów. - zakpiłam. 

- Albo tysiąc prac. - dodał czarnoskóry. 

Nagle usłyszeliśmy krzyk. Wszyscy pobiegliśmy do klasy, z której było słychać krzyki nie tylko dziewczyny.
Weszliśmy do środka i spojrzeliśmy na podłogę. Walało się tam dziesiątki szczurów, a gdyby tego było mało, dochodziły nowe z szybu. Były przestraszone. Nie, nie ludzie. Kogo oni obchodzą? Chodziło mi o szczury. 

- Wygląda na to, że potrzebujemy również książki o szczurach. - zażartował na serio Mason. 

Nie pozwól mi upaść | Theo Raeken [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz