Kusagare pięć lat po masakrze klanu Uchiha
Zjawił się w Wiosce Trawy, ataki pojawiły się coraz częściej, a kłujący ból przy każdym oddechu stał się niejako częścią jego samego. Miał już dość tych wszystkich leków, które załatwiał mu Pain, wynalazków podsuwanych przez Sasoriego mających podobno złagodzić objawy choroby, jednak z marnym skutkiem. Do tego nie ufał Skorpionowi na tyle, by zażywać je bez mrugnięcia okiem. Kto wie czego dodawał do tych swoich specyfików. Równie dobrze mógł go powoli podtruwać i nie miałby o tym pojęcia, w końcu Akasuna miał hopla na punkcie trucizn. Na dodatek żadna z tych rzeczy, jakby na domiar złego, mu i tak nie pomagała; jego stan się pogarszał.
Z dnia na dzień, z godziny na godzinę, z minuty na minutę - był boleśnie świadomy, że było coraz gorzej i gorzej.
Wyżarty w środku do cna, czuł się pusty. Niczym jedna z marionetek, wciąż żywy, ale nie słyszał już uderzeń swego serca, bądź stał się głuchy na jego bicie. Wolał udawać, że go nie ma, tak było łatwiej wykonywać misję, którą sam sobie wyznaczył.
Skazał swoją duszę na wieczne potępienie. Odarł ją z wszelkich uczuć, okrywając płaszczem lodu, by była bezpieczna. Nie mógł pozwolić sobie na więcej ran. Wystarczająco choroba komplikowała jego plany.
Potrzebował medyka i to nie byle jakiego. Kogoś, kto będzie mu w stanie pomóc, mimo stanu, w którym się znajdował. Potrzebował kogoś, kto jest równie przeklęty jak i on.
Shikuroi...
Wyklęty klan. Tylko ona mogła dokonać niemożliwego, a nawet on, posiadacz nazwiska Uchiha, musiał czasami liczyć na cud. Wszystko inne mógł wymusić za pomocą swojego kekkei genkai.
Stawiał krok za krokiem po leśnej ścieżce, wchodząc coraz bardziej między drzewa. Zgodnie z mapami Akatsuki, to tu w samym sercu puszczy stała kilka lat temu rezydencja Shikuroi. Według niego tylko tutaj, na znanym sobie terenie dziewczyna musiała czuć się bezpiecznie i ukrywać przez te wszystkie lata.
Z każdym kolejnym przebytym metrem przestawał się dziwić. W lesie było nienaturalnie cicho, wręcz upiornie, jakby był nawiedzony przez duchy zamordowanych tu medyków. Do tego rosłe korony drzew nie przepuszczały prawie słońca, przez co temperatura była wyjątkowo niska.
Akurat tu nie spodziewał się tłumu shinobi, czy medicninja poszukujących tajemnic przeklętego klanu. Słysząc opowieści na temat tego rodu w Kusa oraz widząc ten las sądził, że nawet najbardziej wytrwali i odważni zrezygnowali.
Poświęcali dusze.
Itachi musiał przyznać, że większej bzdury nie słyszał. Ale czuł swego rodzaju wdzięczność do tych plotkarzy. Utrzymali schronienie medyczki w miarę bezpieczne, a była mu potrzebna do wypełniania misji. Nie chciał nawet myśleć o tym, co by było gdyby wtedy jej nie poznał.
Wciąż pamiętał tamten dzień, jej przerażone spojrzenie i duże oczy. Nie potrafił zrozumieć tego nieludzkiego strachu. Trzymał ją w uścisku jak zaszczute zwierzę nie wiedząc, kim jest. Chakra emanowała z niej jaśniej niż fajerwerki. Gdyby dojrzał ją ktoś z klanu Hyuuga, nie zdołałaby opuścić Konohy.
Nieufność w jej słowach, czarny smok na jasnej skórze. Myślał wtedy, że śni, że Shisui zaszczepił mu w świadomości jakiś mało śmieszny żart podczas porannej walki, ale ona stała wtedy przed nim żywa z krwi i kości, o tak eterycznym wyglądzie.
Spotkanie, które pomogło podjąć mu decyzję. Ostatnia z klanu. Żyjąca i wyglądająca niczym duch. Ród, który odmówił udziału w wojnie. Wiedział to wszystko, podczas gdy jego własna rodzina planowała wojnę domową.

CZYTASZ
Ulotne Szepty || Zakończone
FanfictionJedno martwe dziecko stawia na nogi niemal całą Konohę. Przypuszczenia i mnóstwo tajemnic, jakie zabrali do grobu Uchiha nie stawiają sprawy w lepszym świetle. Szepty i intrygi, wszystko po to, by pozbyć się ciała, które według części społeczeństwa...