Rozdział VI

120 16 2
                                    

Amegakure kilka lat po masakrze klanu Uchiha

Z daleka zobaczył, że ktoś zajmuje jego miejsce, które przypominało mu dom. Dawało mu namiastkę tego, co przepadło lata temu, oddając spokój jego duszy.

Jezioro otoczone z trzech stron lasem, a z jednej zaś małą plażą, na której znajdował się niewielki pomost. To na nim zwykł przesiadywać, pozwalając sobie pogrążyć się we wspomnieniach. To miejsce przypominało mu bardzo podobny zbiornik wodny znajdujący się niedaleko dzielnicy, w której mieszkali Uchiha.

Teraz jednak jego miejsce było zajęte. Nie spodziewał się, że zastanie tutaj kogoś. Zwłasza że znajdował się na granicy niemal trzech Wiosek. Teoretycznie wciąż był w Ame, jednak wystarczyło kilka kroków w jedną czy drugą stronę, a byłby w Kusa, bądź w Kraju Ognia.

Westchnął cicho, widząc, iż osoba siedząca na pomoście nie jest wcale obca. Łopoczący na wietrze czarny płaszcz w czerwone charakterystyczne chmury, oznaczał tylko jedno.

Ktoś z Akatsuki odkrył jego azyl.

— Konan, co tu robisz? — zapytał, gdy był już wystarczająco blisko, by kobieta mogła go usłyszeć.

— Wyglądasz lepiej. Kim ona jest, że za każdym razem ucinasz temat swojej choroby? — zapytała łagodnie, wciąż patrząc na taflę wody, w dłoniach zaś trzymając papierowy kwiat. Itachi spojrzał na nią uważnie. Nie spodziewał się, że akurat ona odkryje to tak szybko. Chciał zatrzymać wszystko w tajemnicy. Nie wiedział konieczności mieszania w ich sprawy Yuzurihy.

— Czy to ważne? — zapytał, nieco chłodniej niż zamierzał.

Obserwował jak niebieskowłosa podnosi się z miejsca, upuszczając origami do wody i odwraca twarzą do niego. Nie mógł przywyknąć do jej powagi, małomówności. Konan za bardzo przypominała mu siebie samego. Trzymała wszystko, gdzieś głęboko w sobie, tak by nikt nie odkrył, co naprawdę czuje.

— Uważasz, że możesz jej zaufać? — zapytała spokojnie, nie reagując na złość skierowaną w swoją osobę.

— Skąd pewność, że to kobieta? — parsknął cicho i zrobił kilka kroków, zatrzymując się przy kobiecie, że ich ramiona niemal się stykały.

— To widać. Jak i to, że twoje ataki nie są już tak częste, jak wcześniej. Nie musisz się obawiać. Zatrzymam to dla siebie. W końcu każdy ma prawo do swoich tajemnic. — stwierdziła, uśmiechając się delikatnie pod nosem.

— Jak to się stało, że tylko ty to zauważyłaś? — zapytał ,siadając na pomoście, pozwalając by, stopy swobodnie opadły w dół, zatrzymując się przed wodą.

— Kobieca intuicja, Itachi. Zresztą odrzuciłeś wszystkie zaproponowane przez Paina leki. Znikasz częściej niż zwykle, a gdy wracasz czuć od ciebie tą dziwną chakre. — Wyjaśniła, wyliczając wszystko, co zdążyła już zauważyć.

— To ktoś z przeszłości. Medyk, którego nie chce mieszać w nasze sprawy. Mimo statusu poszukiwanych ninja, nie jesteśmy w takim niebezpieczeństwie jak ona — mruknął niechętnie.

Czuł, że jest zobowiązany do utrzymania w tajemnicy faktu o istnieniu przeklętego medyka. Coś w nim samym buntowało się na myśl o tym, iż miałaby opuścić bezpieczne schronienie. Była cieniem jego przeszłości z czasów, gdy jego życie nie było tak skomplikowane.

Była duchem czasów wojny. Istniała, egzystowała, obok świata, który ją odrzucił. Skazał zupełnie tak, jak jego. Nikt nie pozostawił im wyboru. Yuzuriha ocalała, on zaś wybrał zniszczenie. Oboje zrobili to, by uchronić świat od dalszej wojny.

Ulotne Szepty  || ZakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz