Tętno przyspieszyło mi, gdy Mazurek zaczął mnie wołać. Wiedziałem o co chodzi. Brawo Tobiasz, masz przyjaciela najpierw robisz mu głupi żart, a zaraz dowie się o czymś, co starałeś się ukryć całe życie... Jestem zjebany.
Zebrałem się w sobie i po kilku minutach wstałem z łóżka. Drzwi od łazienki były otworzone. Podszedłem bliżej, na tyle blisko by zobaczyć ugryzienie z bliska. Nie to nie były dwie kropeczki jakie może zrobić wampir. To była cała paszcza z ogromnymi zębiskami.
- Wiesz o co tu do cholery chodzi?!- krzyknął.
Głupio byłoby odpowiedzieć, że nie. Psa nie mieliśmy, okna zamknięte. Mam dwa wyjścia: powiedzenie prawdy lub wmawianie, że to są pierwsze objawy opętania.
Położyłem głowę na jego ramieniu.
- Poniosło mnie, wybacz. - Powiedziałem z żalem.
- Tobi, nie wygłupiaj się. Nie masz takich zębów. Nasze życie to nie Zmierzch, lub inny film dla nastolatek.
- Doprawdy, wilczku?- Uniosłem brew.
- Wilczku?! Może odrazu wilkołaczku, co?
Zaśmiałem się.
- Co Cię tak rozbawiło?
- Wilkołaki to wymysły, legendy...
Interesowałem się wszystkim co dotyczyło, tego co dziś masowo wykorzystują w książkach. Tyle, że u mnie w rodzine było to normą. Tak jak przedmiot w szkole.
- Tobiaszu, powiedz mi prawdę. To jakiś makijaż?!- Powiedział z nadzieją i odrazu zaczął trzeć.
Złapałem jego rękę.
- Krzywdę sobie jeszcze zrobisz. Ślad zniknie Ci po kilku tygodniach...
- Tobiasz, kurwa wyjaśnij mi to już!
- Jestem wilkokrwisty. - Powiedziałem stanowczo.
- A ja jestem Albert Einstein.
- Mówię serio.
- Ja też
- Tamtej nocy była pełnia. Potrafię kontrolować zmienianie się, ale podczas pełni wszystko troszkę we mnie buzuje. Podczas gdy my skończyliśmy już. Czułem się tak bardzo dobrze...
- Ufff, dobrze że skończyliśmy. Chociaż mnie o zoofilie nie pozwą. To co, ja też zamienię się w wilkołaka?
Szturchnąłem go lekko.
- W wilka. Nie kontrolowałem tego, przepraszam. - Spojrzałem mu prosto w oczy.
- Czemu nie powiedziałeś mi tego wcześniej?- Dopytywał.
- Zwykli ludzie, nawet Ci najbliżsi nie mogą znać prawdy. Ciebie teraz też to obowiązuje.
- I tak nie miałem komu się pochwalić, spokojnie
Przytulilem go i polizałem jego ranę. Mazur odwzajemnił uścisk.
- Dziękuję, że mnie zrozumiałeś...-----------------------------------------------------------
Minęły około dwa tygodnie. Nasze relacje nie uległy zmianie, lecz Bartek często mnie dopytywał odnośnie naszych mocy. Przywiozłem mu książkę, która kiedyś należała do mojej babci. Było tam wszystko opisane o wilkokrwistych. Niestety musiał nauczyć się też naszego języka. Książki były chronione więc sposobu odczytania mogli uczyć tylko wtajemniczeni.
-----------------------------------------------------------
Dziś mija miesiąc, a to oznacza, że dzisiaj będzie pełnia. Obudziłem się jak zwykle, zjadłem śniadanko od mojej kochanej gosposi, która dzisiaj serwowała bekon, jajka i grzanki z ciepłym kakao. Kocham takie połączenia i moja pokojówka dobrze o tym wie. Gdy nie mieliśmy co robić zapytałem i uśmiechem:
- Co Ty na szybką rundkę w jakąś giere?
- Hmm... Okej i tak nie mamy co robić. - Wymamrotał zmęczony.
- To co może... Naruto?
- Nie wiesz w co się pakujesz. - Powiedział tak, jakby nagle ktoś go obudził.
- Dawaj.
Gdy chcieliśmy sięgnąć po pady od konsoli nasze dłonie styknęły się. Złapałem go lekko, spojrzałem moimi zielono-żółtawymi oczami, które zmieniały się pod wpływem pełni w jego piękne ciemne ślipia. Drugą dłonią, która już znalazła się pod spodniami gładziłem jego udo. Bartek nagle usiadł na mnie okrakiem. Wiedział jak bardzo mnie to podnieca. Nasze twarze były blisko. Na tyle blisko, że wiedziałem co się zaraz stanie. Usta Bartosza zbliżały się do moich, już mieliśmy zacząć nasz pocałunek, lecz nagle ktoś zaczął gwałtownie pukać do drzwi. Wstałem wkurzony, poprawiłem włosy i otworzyłem z szyderczym uśmiechem drzwi. Moim oczom ukazał się listonosz, który szybko wręczył mi paczkę i odszedł. Schowałem ją szybko odrazu gdy zobaczyłem adres nadawcy. Któż inny mógłby wysłać mi paczkę z ulicy Zielarskiej, ah kochana babcia Emilka tak bardzo martwi się o młodego. W sumie sama nalegała mnie do ugryzienia.
- Tobi, kto to był? - Zapytał pan ciekawski.
- Eee... L... Lekarz
- Co?! Jaki lekarz, masz omamy?- Odpowiedział.
- No ten... Co ee... Mieszka na samej górze, taki jeden się wprowadził i przyszedł by... By... Pożyczyć miętę, bo jego żona cierpi na jej niedobór.
- A...aha, My w ogóle mamy w domu miętę? - Zapytał wstając.
Podbiegłem szybko i przyparłem go do ściany. Złapałem za pośladki, lekko podniosłem. Jego nogi obejmowały moje biodra. Zacząłem go całować, a on przez cały czas trzymał mnie za moje czerwone kudły. Jako że księżyc będzie dzisiaj w pełni musiałem siebie i jego trochę wyładować. Zacząłem go rozbierać. Mazurek zdjął mi koszulkę. Na mojej piersi były już stare, wyblakłe blizny po zadrapaniu innego wilka. Bartek nigdy tego nie zauważył, zawsze gdy byliśmy na tyle blisko to albo zamykał oczy, albo było po prostu ciemno. Może mi się tak tylko wydawało. Przeniosłem go do sypialni, jednocześnie się rozbierając. Rzuciłem go lekko na łóżko. Zaczęliśmy się pieścić jak zawsze. Po zabawach zmęczeni już zasneliśmy. Obudziłem się i gwałtownie spojrzalem na zegarek. Było kilka minut po pierwszej. Niebo bezchmurne, a blask księżyca padał odrazu na nas. Co najgorsze Mazurka obok mnie już nie było....
-----------------------------------------------------------C.d.n.
CZYTASZ
Tozur
FanfictionKłamstwo, magia, miłość czyli historia o pewnych przyjaciołach... ale czy na pewno tylko?