Miała na imię Emma. W każdym razie tak właśnie wszyscy ją nazywali.
Czasem skracali to do Em, czasem, gdy ktoś się pomylił mówił na nią Emily.
Była częścią naszej dziewczyńskiej paczki dorastającej w miasteczku, nie na tyle wielkim, by być miastem, lecz na tyle dużym, by każdy miał własną przestrzeń, nie było ciasno.
Nazywałyśmy swoją paczkę Nierozłączną Szóstką, ponieważ byłam w niej ja, Summer, Mel, Nina, Jules.
I była też Emma.
Postać Emmy była żartem czwartoklasistek.
Prawdopodobnie to Jules go zaczęła. Zawsze wykręcała ludziom różne numery. W liceum nawet była słusznie podejrzewana o zabrnięcie za daleko w jednym z nich i musiała pracować jako opiekunka do dziecka, by odkupić jakiejś dziewczynie komórkę.
A może była to Summer, która zawsze wydawała się zbyt zajęta muzyką i swoim zespołem, by myśleć o tak wyszukanym dowcipie?
A może były to Mel i Nina, najlepsze przyjaciółki, które mogły żyć bez nas, ale nie bez siebie, zawsze knujące coś razem jakby były bliźniaczkami?
Jakkolwiek by nie było, pamiętam jak to się zaczęło.
Kupiłam lunch składający się z kanapki, kawałków marchewki i kartonikiem soku pomarańczowego (nie znosiłam mleka; możliwe, że to było powodem, dla którego skończyłam jako jedna z najniższych dziewczyn w klasie) i podeszłam z jedzeniem do naszego stolika. Jules wyglądała na podekscytowaną, przywoływała mnie ruchem dłoni.
- Patrz, Lotte!
Nie byłam pewna gdzie miałam patrzeć.
- To jest Emma. Przeprowadziła się tu z Los Angeles! - kontynuowała Jules.
Żyliśmy w głębi kraju. Los Angeles było tak wspaniałe, błyszczące i czarujące w porównaniu z naszymi mieszkalnymi blokach i szkołami plasującymi się raczej nisko w rankingach, gdzie naszą jedyną rozrywką była gra w nogę.
- Co?
- Los Angeles, kretynie - powiedziała Jules wywracając oczami. - Jest w równoległej klasie, uczy ją pani Lark. Fajnie, co nie?
Nadal nie byłam pewna gdzie dokładnie mam patrzeć. Usiadłam czując w sobie uczucie niepokoju, zastanawiając się kogo rzekomo miałam zobaczyć.
- Kto? - spytałam.
Summer dźgnęła mnie w bok.
- Jesteś niemiła - syknęła cicho. Summer przywiązywała wagę do zasad i manier. - Powiedz cześć Emmie.
Popatrzyłam na osoby siedzące przy naszym stoliku, od Jules do Mel, Niny i Summer, a potem z powrotem na Jules, która czekała niecierpliwie. Nie wiem... Byłam słaba, chciałam się dopasować. Nie chwytałam tego.
- Cześć, Emma.
Wszystkie jednocześnie odetchnęły z ulgą, jakbym sprawiała, że wszystko robiło się niezręczne.
- Charlotte jest czasem dziwna, ale jej brat ma Nintendo, na którym pozwala nam grać.
Kontynuowały rozmowę o rzeczach, o których normalnie rozmawiają czwartoklasistki, a ja ignorowałam to. Jeśli chciały brnąć w ten dowcip było okej. Nie zamierzałam tego kupić. Zawsze byłam dojrzałym dzieciakiem. Wiedziałam, że to czego chcą to reakcja.
I tak Emma stała się normalną częścią naszego życia.
To było dziwne. Kupowałyśmy jej prezenty urodzinowe, a one znikały, jakby ktoś je brał. Zastanawiam się jak wiele zestawów świeczek i gier Mankala piętrzyło się w szafie Jules po tych przyjęciach. Któregoś roku Mel kupiła Emmie bardzo ładny naszyjnik i on również zniknął.
CZYTASZ
CreepyPasty
Fanfictiontu będą dodawane znane i mniej znane creppypasty 'nie ma się czego bać, chyba'