1. "Uprowadzona"

668 36 3
                                    

 Podeszłam do kolejnego stolika i zebrałam zamówienie na pizzę. Włożyłam do fartuszka maszynkę, która wysłała już listę, o ile się nie mylę to nazywa się kolektor, i poszłam po napoje i talerze oraz sztućce, a potem do następnego stolika i tak w kółko. Mniej więcej tak, wyglądała praca w naszej pizzerii, czasem tylko jakaś afera, ale to się nie zdarza, kiedy jestem na zmianie. Żeby pomóc mamie, pracuje tutaj w weekendy i wakacje, a czasem nawet popołudniami, po szkole, czyli kiedy jest większy ruch, a ja mam czas.
 Właśnie weszła grupa jakiś facetów, było ich sześciu. Usiedli na samym końcu, to będzie męczący dzień. Zaniosłam im menu i powiedziałam, że wrócę za chwilę, po kilku minutach byłam z powrotem. Wszyscy mnie skanowali wzrokiem.
  - Co panowie zamawiają?
  - Poprosimy... - zaczął wymieniać jeden z nich, ledwo nadążałam z pisaniem. - ..., a do tego ciebie.
  - Ja nie jestem w ofercie - uśmiechnęłam się delikatnie. - Coś jeszcze?
 Pokiwali przecząco, więc wysłałam zamówienie i odeszłam. Zajęła się nimi inna kelnerka, chyba Konnie, a ja miałam chwilę spokoju. Tylko chwilę, po trzydziestu minutach zaczęli się o coś sprzeczać, więc podeszłam.
  - Jest jakiś problem panowie?
  - Dziękuję, że przyszłaś - szepnęła mi Konnie, wyglądała na zastraszoną, a oni stali i znowu wlepiali wzrok we mnie. - Boję się ich.
 Przyjrzałam się dokładniej, a w głowie analizowałam sytuacje. Każdy z nich wpatrywał się we mnie z chciwością. Jeden z nich miał wyciągniętą broń, a reszta ją ukrywała, chociaż i tak, ja ją zobaczyłam. Udawać przerażoną dziewczynkę, udawać przerażoną dziewczynkę... . Otworzyłam szerzej oczy i wpatrywałam się w broń.
  - Konnie, idź się zajmij innymi klientami, a ja tutaj dokończę - jako, że się nie ruszyła nawet o milimetr, spojrzałam na nią. - Idź, poradzę sobie.
 Kiedy odeszła, spojrzałam z powrotem na pistolet, po chwili dostrzegli na co patrzę i w sekundę zniknął mi z oczu. Przełknęłam ślinę
  - Mogę panom jakoś pomóc?
  - Tak, wystarczy, że pójdziesz z nami i odpowiesz na kilka pytań.
  - Dlaczego? Po co? - Spytałam niepewnie. - Czego ode mnie chcecie?
  - Chcemy tylko porozmawiać.
  - Teraz właśnie rozmawiamy.
  - Uuu... zadziorna po ojcu.
 Zbladłam, obiecuję, że jeśli z tego wyjdę nigdy nie będę narzekać na lekcje aktorstwa, ani niczego innego.
  - Kim jesteście? Co wiecie o moim ojcu?
  - Jesteśmy Luciano i więcej chyba nie musisz wiedzieć. Domyślasz się już czego chcemy? - Zaprzeczyłam, chociaż coś mi juz świtało, powinnam grać niewinną i nieświadomą niczego. Oby te lekcje aktorstwa coś dały. - Informacji, a jeśli je zdobędziemy nic ci się nie stanie. Szkoda by było szkodzić taką buźkę - zbliżył się do mnie, ale ja momentalnie się odsunęłam. - Idziemy!
  - Czekaj, czekaj! - Odezwał się inny. - Pomyśl, jeśli ją stąd wyprowadzimy, to będzie co najmniej dziwnie wyglądało.
 Chwilowo odwrócili ode mnie swoją uwagę, a ja udając, że chce poprawić spodnie nacisnęłam odpowiedni guzik. Był to rodzaj ostrzeżenia, trafiał wyłącznie na komputer taty i mamy, a do tego, jednocześnie dyktafon. Przycisk znajdował się na moim kolektorze, były tam trzy dodatkowe przyciski. Pierwszy: RATUNKU!, drugi: nic się nie dzieje, tak ważnego i trzeci: jestem w niebezpieczeństwie, ale powinnam dać sobie radę, uważajcie, i to właśnie ten ostatni nacisnęłam. Wbrew pozorom, jesteśmy świetnie przygotowani na wszystko. Ponownie spojrzałam na moich "oprawców" i żaden na mnie nie patrzył, więc chyba nie zauważyli, oby.
  - Cicho! - Rozważania tych facetów zastały przerwane przez jednego z nich. Wyglądał na najstarszego i najważniejszego. - Vito, pójdziesz z nią i będziesz udawać przyjaciela, z którym idzie na spacer, czy coś. Ty, masz przekonać swoją mamę, żeby cię puściła. Nie obchodzi mnie szczególnie, co jej powiesz, ale radzę zachować rozsądek, bo mamy ciebie i Sophie na muszce i nie zawahamy się strzelić.
  - Potem grzecznie wyjdziecie i pójdziecie ulicę dalej, gdzie zaparkowany jest nasz samochód, będziemy na was tam czekać - odezwał się inny, a potem spojrzał na swoich towarzyszy i rzucił pięćdziesiąt euro na stół. - To ma wyglądać naturalnie. Dziękujemy za pyszny posiłek.
 Wszyscy wyszli, z wyjątkiem jednego. Wyglądał na siedemnaście lat, miał czarne włosy i niemal równie ciemne oczy. Wydawał się najmilszy z tej zgrai.
  - Jestem Kassidy Puzo, ale to już pewnie wiesz - wyciągnęłam rękę. Całkowicie zbiłam go z tropu. - A ty?
  - Yhm..., Vito Luciano, syn tego, co chce zniszczyć twojego ojca, ale to już pewnie wiesz - ucałował moją dłoń, a ja z całych sił starałam się nie wzdrygnąć. Gentelman, ta jasne i co jeszcze? - To Ty nie nazywasz się Corleone?
  - Nie, mam nazwisko matki - odwróciłam się i zaczęłam sprzątać, a on tylko mi się przyglądał. - Wyglądać naturalnie - powiedziałam cicho, a po chwili dodałam głośniej. - Chcesz mi pomóc? - Uprzątnęliśmy stolik i poszliśmy odnieść naczynia. - Zrobiliście coś Konnie? To ta kelnerka, co była tu zanim przyszłam.
  - Nie, nawet nie powinna widzieć broni. Sam nie zauważyłem, kiedy ktoś ją wyciągnął. Chcieliśmy tylko, żeby cię zawołała.
 Nie odpowiedziałam, bo już weszliśmy do gabinetu mojej mamy.
  - Mamo! Hej! Czy mogłabym już wyjść? I tak nie jestem już potrzebna.
  - Czemu? - spojrzała na mnie zdziwiona. - Nic mi wcześniej nie mówiłaś.
  - Nowy przyszedł do naszej szkoły i obiecałam go oprowadzić. Wypadło mi całkiem z głowy.
  - No dobrze, poradzimy sobie bez ciebie. Bawcie się dobrze.
  - Super, dziękuje - pocałowałam mamę w policzek i oddałam fartuszek z urządzeniem, a tam była cała rozmowa. Ups, sorry panowie. - Pa.
 Wyszliśmy z restauracji, ale nie mogłam się powstrzymać, żeby nie pojrzeć na nią.
  - Oh, wrócę tu jeszcze?
  - Tak, myślę, że tak. Czemu jesteś taka spokojna? Chyba każda inna dziewczyna wpadłaby w histerię, albo trzęsła się ze strachu.
  - Nie wiem, jakoś nie czuję się zagrożona w twoim towarzystwie. Nie wiem, również nic, co mogłoby wam się przydać. Ile ty w ogóle masz lat?
  - Szesnaście, a ty czternaście, prawda? - Pokiwałam głową, a on nachylił się do mnie. - Uważaj na siebie.
  - Nie wyobrażam sobie inaczej, ale ty też pamiętaj o niebezpieczeństwie.
 Właśnie doszliśmy do samochodu, więc nasza rozmowa musiała się zakończyć.
  - Tylko bez żadnych sztuczek.
 Pokiwałam głową i wsiadłam do samochodu. Założyłam włosy za ucho i włączyłam kamerkę w kolczyku. Cieszę się, że na to wpadłam, oby działało jak najdłużej. Ciekawe, czy właśnie takie rzeczy miał na myśli, mówiąc sztuczki, chyba nie.
 Życzcie mi powodzenia.

Jak wam się podoba pierwszy rozdział? Obiecałam i dodaję, więc liczę na was. Dostaniemy trochę gwiazdek i komentarzy?

Wywalczyć siebieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz