3. Informaty(cz)k(a)

504 34 2
                                    

  - Chcesz mnie zabić?

  - Co? Oczywiście, że nie! Nawet cię polubiłem - zorientował się, co powiedział i zrobił "face palm". - Przepraszam, ja nie chciałem tego mówić, tego wcześniej też. Liczyłem, że jak to powiem, to mi darują i nie będziesz miała szpiega.
  - Czekaj, zrobiłeś coś dla mojego dobra?
  - Chyba, chyba tak.
  - Więc dziękuję - w tej chwili weszliśmy do serwisu. - Cześć, Paolo!
  - Hej, ślicznotko - przytulił mnie, zgodnie z naszym zwyczajem. - Aj, chyba cię już puszczę, bo twój chłopak na mnie strasznie patrzy.
  - To nie jest mój chłopak! - Oderwałam się od niego, jak on mógł tak pomyśleć?!? Posłał mi tylko spojrzenie, mówiące "tak jasne...". - Przyszedł już sprzęt?
  - Pewnie, czekaj. Muszę przynieść z zaplecza.
 Zniknął na chwilę za drzwiami, a ja odwróciłam się do Vito. Żeby straszyć mi przyjaciela, teraz przesadził. Zmierzyłam go spojrzeniem, a on zastanawiał się, o co mi chodzi.
  - To mój bliski znajomy! Nie strasz go i nie masz, co się martwić.
  - Wróciłem! - Dzięki Bogu! Podał mi paczkę. - Sprawdź, czy wszystko jest.
 Otworzyłam pudełko, byłam szczęśliwa jak w gwiazdkę, i po kolei sprawdziłam zawartość.
  - Wszystko. Dziękuję bardzo - przytuliłam go ponownie, ale przypomniałam sobie o najważniejszym. - Paolo, ale jest pewien malutki, naprawdę malusieńki problem. Nie mam przy sobie kasy.
  - Nic nie szkodzi, ja zapłacę.
 Vito zaczął zgrywać mi rycerza na białym koniu. Spojrzałam na niego, jak na idiotę i wywróciłam oczami. On nawet nie wie, ile to kosztuje, a chce zapłacić. Może to wyrzuty sumienia?
  - Vito, nie! Nie będziesz za mnie płacił.
  - Stary! Ty pewnie nawet nie wiesz, ile kosztują te cudeńka!
 Paolo poklepał go po plecach, ale zamiast uśmiechu, czy czegoś w tym stylu, otrzymał mordercze spojrzenie. Mam tego dość.
  - 2.978€
  - Co?!?
  - Prawie trzy tysiące - Vito prawie dostał zawału, więc wróciłam do Paolo. Zrobiłam słodkie oczka i uśmiechnęłam się delikatnie. - Paolo, proszę, zapłacę następnym razem i nawet nie będę się targować.
  - Powinnaś pracować kiedyś w marketingu. Jak mógłbym ci odmówić?
  - Nie wiem, nie wiem - dałam mu buziaka i złapałam Vito. - No chodź, chcę jeszcze dzisiaj się tym zająć.
  - Trzy tysiące, trzy tysiące, trzy tysiące euro! Jak można dać trzy tysiące za odrobinę sprzętu?!?
  - Nie tak mało. Zresztą trzymaj - podałam mu pudło, a on prawie nie dał po sobie poznać, jak ciężkie jest. Tylko spojrzał na mnie wilkiem. - Przydasz się na coś.
  - Hahah, bardzo śmieszne - złapał inaczej pudełko i poprawił je w dłoniach. - Dziewczyno, ile to waży? Co tu w ogóle jest?
  - Najnowszy Xbox, bo tata mi zepsuł starego i dodatkowa pamięć do niego. Kilka gier, dysk twardy do komputera taty , zasilacz do mojego laptopa i jeszcze kilka części.
  - Po co ci to wszystko?
  - Xbox, jak mi się nudzi, a reszta do naprawy komputerów, które ludzie przynoszą.
  - Do ciebie?
  - No do mnie, nikt inny się do tego nie kwapi, więc ja je naprawiam. Jak ci ciężko, to daj, nie jesteś przecież moim służącym.
 Spojrzał na mnie z powątpieniem, no co? Że niby ja jestem słaba, czy coś?
  - A ty to uniesiesz?
  - Pewnie, to dla mnie norma. Swoją drogą, to już niedaleko.
 Dochodziliśmy właśnie do ulicy, na której stoi restauracja i po chwili byliśmy już w środku. Vito odstawił karton na zapleczu, a ja zapukałam do mamy.
  - Cześć mamo! To ja, wróciłam, ale jest taki malutki problem.
 Mama zobaczyła Vito, który wszedł zaraz za mną i w czasie chyba nanosekundy schowała broń pod biurko.
  - Co się stało, córeczko?
  - To jest Vito - chłopak podszedł do mojej mamy i uścisnął jej rękę, mówiąc ciche dzień dobry. - Musimy go przenocować, nie ma innego wyjścia. Zgadzasz się?
 Moja mama spojrzała na Vito i szukała na jego twarzy jakiegoś potwierdzenia. Chłopak jednak stał nieruchomo i wpatrywał się we mnie. Nie wytrzymałam i pstryknęłam im obojgu przed oczami.
  - Powiedz mi wszystko o sobie. Samą prawdę i to, co się dla mnie będzie liczyło.
 Spojrzałam na mamę zdziwiona, ona prawie nigdy nie przybiera takiego rozkazującego tonu. Zazwyczaj mówi coś, tak po prostu, bez tej władczej nutki w głosie. Ku mojemu zdziwieniu, Vito odpowiedział, a do tego samą prawdę.
  - Jestem Vito Luciano, tak z tych Lucianów. Moja rodzina chce zniszczyć rodzinę Corleone, dlatego jest nam potrzebna pani córka. Ponoć ją łatwiej będzie złamać, niż panią.
  - Podaj mi jeden powód, dla którego mam cię teraz nie zabić.
  - Jest tu pani córka, robiąc to rozpęta się wojna, a i jeszcze jesteśmy wszyscy na celowniku.
  - Żaden z tych powodów mnie nie przekonuje.
  - To może to, że sama, ani nawet z Kassidy nie da pani rady całej mojej rodzinie. A pan Corleone wyjechał, więc nie jest w stanie wam pomóc.
  - To co powinnam robić według ciebie? Niewiarygodne, że będę się słuchać siedemnastolatka.
  - Niech pani pozwoli mi tu zostać, nikogo nie informuje i czeka na rozwój wypadków. Ja natomiast obiecuję nikogo z tej rodziny nie zabić.
  - Zgoda, Kassidy daj mu jakieś ubrania ojca.
 Westchnęłam naburmuszona, niewiarygodne, że moja mama się zgodziła.
  - Dobrze, zapłacisz jutro Paolo za części, czy ja będę musiała się tym zająć?
  - I tak idę jutro do Sary, więc mogę zajść tam. Zabierzesz się za naprawę jeszcze dzisiaj? Ile to będzie?
  - Tak, spróbuję to jeszcze dzisiaj zrobić i to będzie 2.978€ z Xboxem.
  - Idźcie już, muszę zadzwonić do hurtowni. Nie zabijcie się.
 Poszłam do sypialni mamy i wyciągnęłam jakieś stare dresy taty, złapałam też karton z częściami i ruszyłam do siebie, Vito cały ten czas szedł za mną. Moja sypialnia to nie było nic specjalnego, duże biurko, na którym jest z pięć komputerów, szafka na której są części i jeszcze kilka rzeczy. Dalej był telewizor, okno i łóżko na podwyższeniu i jeszcze kilka szafek i szaf. Nie było tu jakiś konkretnych kolorów, po prostu wszystkie.
  - Nieźle - podczas, gdy Vito rozglądał się po moim pokoju, ja podeszłam do telewizora i zaczęłam bawić się Xboxem. Potem zajęłam się resztą moich skarbów, znaczy komputerów. - Naprawdę sobie z tym poradzisz?
  - Pewnie, to dla mnie norma.
  - Ile ty masz tu komputerów?
  - Dwa nasze i trzy znajomych, które mam naprawić.
  - Aż taka jesteś dobra?
  - Chyba tak, ponieważ inni informatycy mnie polecają, kiedy im się nie chce, lub nie mają czasu, czy coś.
  - Aha, ok. Mógłbym z któregoś skorzystać?
  - Tak, weź ten, a tu masz zasilacz, bo jest chyba rozładowany - podałam mu swój komputer i nowy zasilacz, bo na stary wylałam sok, lepiej nie pytać, jak to zrobiłam. Nie bałam się dać mu mojego laptopa, bo nie było tam nic interesującego nie miałam. Pamiętnika nigdy nie pisałam, ani nic takiego również. - Jakby coś się działo, to mi powiedz, ok?
  - Dobrze - zabrałam się do wymiany dysku u taty w komputerze, ale spokój nie był mi dany. - A wpiszesz mi hasło?
 Podeszłam do łóżka, na którym siedział, wpisałam hasło, bo to był Windowa 8 i wróciłam do naprawy.
  - Hej, ale jestem ciekawa. Do czego ci jest potrzebny mój komputer?
  - Po pierwsze, muszę zawiadomić tacie, że wciąż żyję i mam się dobrze, może uda mi się też coś tu znaleźć.
  - No to powodzenia.
  - Wiesz, że i tak musisz go zabrać jutro ze sobą? I twojego ojca również?
  - W komputerze mojego ojca właśnie wymieniam dysk, więc nic tam nie będzie, a mój mogę wziąć, chociaż nie rozumiem, po co wam to.
  - Ty nam nie chcesz nic powiedzieć, więc musimy poszukać gdzie indziej.
 Obróciłam się do niego i przechyliłam głowę w prawo, wpatrując się w niego skoncentrowana. Jak to dobrze rozegrać?
  - Za każdym razem będzie coraz trudniej i gorzej, prawda?
  - Tak, jutro pięciu będzie do ciebie celować - uśmiechnął się na swój "żart", ale kiedy zobaczył, że mi nie jest do śmiechu posmutniał. - Nie wiem, co się będzie dalej działo, ale oni są strasznie zdeterminowani. Chcą informacji i nie zamierzają długo czekać, nawet nie sądziłem, że tak łatwo ci dzisiaj odpuszczą.
 Pokiwałam głową, odwróciłam się i wróciłam do pracy, ale coś mi nie dawało spokoju. Czemu no mi to wszystko mówi? I dlaczego mówił oni, a nie my? Czy on do nich nie należy?
 Po chwili zorientowałam się, że powiedziałam to na głos. Spaliłam buraka i odwróciłam się do niego. Wpatrywał się we mnie z nieznanym mi wyrazem twarzy.
  - Należę, ale nie jestem zdania, że coś wiesz i zostawiłbym cię w spokoju. Znalazłbym inny spokój, niż zastraszanie niewinnej córki szefa przeciwnego gangu. Nie wiem, czemu ci to mówię, ale nie potrafiłbym nic nie mówić. Na twoim miejscu, chciałbym wiedzieć na czym stoję.
  - To jest bez sensu. Gdybym coś wiedziała, to i tak bym wam nie powiedziała. A teraz nic nie wiem, więc nic wam nie powiem.
  - Oni myślą, że coś wiesz - i mają rację, ale to nic nie znaczy. - I dlatego cię nie zostawią. Myślą, że jeśli cię odpowiednio zastraszą, to im wszystko powiesz.
  - Idiotyzm.
 Czułam, jak próbuje dojrzeć cos w mojej twarzy, ale po minie doskonale wiem, że nic tam nie zobaczył. W przeciwieństwie do niektórych, w tym mnie, z niego łatwo coś wyczytać. Teraz jest zaskoczony moimi i własnymi słowami, ale w pełni się ze mną zgadza, chyba zyskałam coś w stylu sprzymierzeńca.

Part 2. Dla Basiak. Sto lat w dniu urodzin!

Wywalczyć siebieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz