5. Zabijasz albo zostajesz zabity

467 31 15
                                    

Oni zaczęli dyskutować, a ja tylko śmiałam się cały czas pod nosem, na szczęście niekt nie zwracał na mnie uwagi. Wyglądali trochę, jak mrówki, którym ktoś zniszczył mrowisko. Zadziwia mnie to, że tak boją się mojego ojca, czy oni nie chcieli przypadkiem walczyć przeciwko niemu? Idiotyzm, chcą z nim walczyć, a się boją. Mój tata powinien dotrzeć za godzinę, maksimum dwie, czyli trochę czasu mają, ale nie dużo. W końcu wszyscy wyszli, a do pilnowania mnie został tylko Vito. Zżerała mnie ciekawość, co on chciałby z tym zrobić, ale wszystko po kolei.
- Co zamierzacie zrobić?
- Przygotować się na wojnę, bo kiedy twój tata nie zastanie cię w domu, lub porozmawia z twoją matką, przyjedzie tutaj - usiadł na krześle i schował głowę w ręce. - Nie chcę walki z twoim ojcem, bo to oznacza w praktyce walkę z tobą.
Zamilkł, a mnie trochę zamurowało. Może mógłby mi jakoś pomóc, trzeba go przekonać.
- Co byś zrobił na ich miejscu? - Zapytałam niby od niechcenia, ale naprawdę byłam ciekawa odpowiedzi. - W sumie to na miejscu twojego ojca.
- Zacząłbym współpracować z twoim ojcem. Razem bylibyśmy najsilniejsi ze wszystkich. Ten spór, praktycznie o nic, niszczy oboje.
- Czemu się nie sprzeciwisz, albo czegoś im nie powiesz?
- Nie wiem jak, z resztą oni i tak by mnie nie posłuchali. Jak mam im się sprzeciwić?
- Pomóż mi - spojrzałam mu prosto w oczy, a on spoglądał na mnie skoncentrowany. Pokiwał głową, ufać mu, czy nie? Przyjrzałam mu się dokładniej, ufać. - Daj mi broń i złóż przysięgę.
Podszedł do okna i podnosząc parapet, wyjął pistolet oraz mi go podał. Zważyłam broń w dłoni i ułożyłam odpowiednio, sprawdziłam też magazynek, pełny. Vito ukląkł i złożył przysięgę, co jak co, ale coś takiego w tym świecie jest niemalże święte, podobnie, jak rodzina. Chciał coś jeszcze dopowiedzieć, ale mu przerwałam.
- Dokończysz, jeśli przeżyjemy. Jak zawołać tu kilku z nich, ale nie za dużo?
- Strzel w okno i schowaj się za drzwiami.
Wykonałam jego polecenie, a po kilku chwilach wparowało do pomieszczenia trzech facetów.
- Co się stało?
- Ona uciekła.
- Ty idioto! Jak mogłeś na to pozwolić? Wiesz, jak ona jest dla nas ważna! Jak mamy teraz negocjować z jej ojcem? Nie wierzę już w ciebie!
- To może lepiej uwierz - odezwałam się i kopiąc w drzwi, żeby się zamknęły, strzeliłam do każdego po kolei. Niestety jeden z nich zdążył się schować za innym i musiałam strzelić do niego ponownie. Oczywiście trafiłam, ale mam już mniej kul w magazynku. Wyciągnęłam ich pistoletu i włożyłam dwa z nich do tylnich kieszeni spodni. Vito zrobił to samo i wpatrywał się teraz we mnie zaskoczony. - Chyba nie sądziłeś, że mówię wam prawdę - pokręcił z niedowierzaniem głową, ale nic nie powiedział. - Ile tu jest osób?
- Bez nich? Piętnastu mężczyzn.
- Mało, no to chodź. Gdzie jest garaż?
Zaprowadził mnie w lewo do kolejnego pomieszczenia, w środku było pięć samochodów i monitoring. Serio? Monitoring w garażu? Myślałam, że takie rzeczy to tylko w kiepskich filmach. Robiłam ekrany i poprzekłuwałam opony, rozcięłam jeszcze odpowiednie kable. Już nie uciekną tak łatwo, na wszelki wypadek. Znałam dokładnie rozkład domu, więc bez obaw ruszyłam do następnego pomieszczenia. Był to pokój dzienny, dostrzegłam rozdarcie w oczach Vito.
- Kto tam teraz jest?
- Moja mama, ciotka i młodsze rodzeństwo.
Patrzył na mnie z przerażeniem, nie mógł się teraz wycofać. Rozumiał potrzebę zabicia ich, ale nie był w stanie to zrobić. Westchnęłam, ja również nie chciałam strzelać do niewinnych.
- Wyciągnij stamtąd swoją matkę i ciotkę. Rodzeństwo poczeka, aż przyjedzie mój tata - miałam przeszklone oczy, a kiedy to zauważył posmutniał jeszcze bardziej. Rozumiał mnie, chyba po raz pierwszy w życiu ktoś mnie tak rozumiał. - Schowaj się za ścianą, kiedy wyjdą, chyba, że chcesz to widzieć - pokiwał głową i coś krzyknął. Jakiś szyfr, czy co? Kilka sekund później, z pokoju wyszły dwie kobiety. - Przepraszam.
Uniosłam broń i strzeliłam dwa razy, nie spudłowałam. Kobiety upadły, a ja podeszłam do Vito, nawet nie patrząc na ciała. Ważne jest, by od siebie odsunąć wszystkie emocje. Kiwnęłam w kierunku chłopaka głową i ruszyłam do magazynów. Vito podawał mi dane, które się nam przydadzą. Pięciu tam, czterech ochroniarzy na zewnątrz oraz sześciu w gabinecie, palując atak, Drzwi miały szyfr, więc dopiero, kiedy chłopak je odblokował, weszliśmy. Tam już czekali na nas z wycelowaną bronią.
- Rzućcie broń i ręce za plecy - rozkazał, a ja kiwnęłam na Vito i odrzuciłam broń, wykonując polecenie. - Klęknijcie - wykonaliśmy kolejny rozkaz. Szkoda mi ich, nie zdają sobie sprawy, jak bardzo mi ułatwiają sprawę. Facet pokręcił głową i spojrzał na Vito z udawaną litością. - Mały, po co ci to było? Ta dziewczyna nic nie osiągnie, a tylko cię wykorzysta. Przestaniesz jej być potrzebny i cię zabiję, albo zginiesz z naszych rąk. Jednak ja mogę rozwiązać ten problem, zabiję was oboje.
Ostatnie słowa wypowiedział prosto do ucha Vito, nachylając się do nas. Przyglądałam się mężczyźnie i zauważyłam brak kamizelki kuloodpornej, nikt z nich jej nie miał. Żaden z nich nie celował broni we mnie, ba, nawet na mnie nie patrzyli. Mężczyzna, który mówił do Vito roześmiał się, a ja nie czekałam ani chwili dłużej. Z wyćwiczoną szybkością wyciągnęłam schowane rano noże i jeden z nich wbiłam dokładnie w serce faceta. Kolejnym dwóm rzuciłam w brzuch, a reszcie już Vito wpakował kulki. Dla upewnienia, jeszcze raz strzelił do każdego, a ja wyciągnęłam z ciał swoje noże i je oczyściłam szybko jakąś szmatką. Przybiliśmy sobie piątki i wybraliśmy nową broń, ubraliśmy też kamizelki kuloodporne. Następnie podkradliśmy się do ochroniarzy i zabiliśmy ich.
- Coś za łatwo idzie. Też o tym myślisz? - Wzruszył ramionami, a w jego oczach dostrzegłam strach. Nie potrafiłam jednak sprecyzować, od czego on jest zależny. - Jesteś pewien, co do ilości osób tutaj?
- W zupełności, zostało jeszcze sześciu.
Podeszliśmy pod drzwi gabinetu i zaczęliśmy podsłuchiwać. Właśnie zastanawiali się, dlaczego nikt spoza pokoju nie odpowiada. Ojciec Vito wysłał dwóch z nich na zwiady. Kiedy zamknęli drzwi, rzuciłam się na nich i podcięłam gardła. Vito pomógł w amortyzacji ciał, więc wszystko odbyło się niemal bezszelestnie.
- Koniec podchodów, czas na prawdziwą bitwę.
Mówiąc to, uśmiechnęłam się do Vito szeroko i zaczęłam odliczać od trzech do jednego. Na raz otworzyliśmy z rozmachem drzwi i zaczęliśmy strzelać. Głównie nie celowaliśmy, nie było na to czasu, bo co chwilę musieliśmy się chować za ścianą, żeby nie dostać kulki. Amunicja się wszystkim skończyła, ale my mieliśmy całe zapasy broni. Dobrze wycelowaliśmy i pozostał tylko ojciec Vito do odstrzału. Weszliśmy spokojnie do pomieszczenia i mierzyliśmy się z Luciano wzrokiem.
- Dlaczego Vito?
- Nigdy mnie nie słuchałeś i źle robisz.
- Moje błędy, przyznaję się - podniósł delikatnie ręce, ale ja już wyczuwałam do czego pieje. - Zostawmy te zabaweczki i załatwmy to po męsku.
- Nie, zróbmy to po mojemu - Luciano spojrzeli na mnie z błyskiem w oku i zaskoczeniem, chcieliby czytać w moich myślach. - Ja przeciwko panu, żadnych pistoletów i na równych prawach, honorowo.
- Dziewczynko, przegrasz ze mną. Pewnie pierwszy raz trzymasz broń w ręku, a o walce wręcz nie ma, co mówić - powstrzymałam się od skomentowania tego i patrzyłam na niego zdecydowana i gotowa na wszystko. - Vito, łap broń i się nie wtrącaj. Załatwmy to pomiędzy rodzinami, Corleone przeciwko Luciano. Twój ojciec musi w końcu zobaczyć, że jesteśmy lepsi.
Odrzuciliśmy broń do Vito, który nawet nie krył swojego zaskoczenia i ruszyliśmy ku sobie. On mnie lekceważył, a przeciwnika się nigdy nie lekceważy. Szybko zaatakowałam i zaczęłam unieruchamiać jego nogi oraz ręce. Kiedy zrozumiał, że jestem dobra, już nie mógł się ruszać. Wyciągnęłam swój nów i wbiłam w jego ciało.
- Rozgryźć, zmęczyć i zniszczyć - powiedziała wyjmując nóż i ponawiając pchnięcie. Sprawdziłam jeszcze dla upewnienia puls, brak życia. Uważając na krew, wzięłam od Vito pistolet i spojrzałam na niego. - To chyba koniec.
Usłyszałam zbliżającą się karawanę samochodów i przyjrzałam się Vito. On jej nie słyszał i trzymał broń wycelowaną we mnie. Uniosłam pistolet i również wycelowałam. W tym momencie do gabinetu wbiegł mój ojciec ze swoją świtą, ale żadne z nas nie zwróciło na nich uwagi.
- Jesteś zbyt niebezpieczna by żyć.
Powiedział Vito i strzelił we mnie, nasinęłam spust milisekundę poźniej. Usłyszałam jeszcze huk wystrzału, poczułam odrzut, a dalej już była wyłącznie ciemność, ciemność oznaczającą moją śmierć.

----KONIEC----

No to chyba czas na podziękowania. :'( W takim razię dziękuję tobie Klaudia29 za wiecznie wierne czytanie i komentowanie, dziękuję Monice, która pewnie tego nie przeczyta, bo już to opowiadanie całe przeczytała wcześniej wytykając mi wszystko, co jej się nie podoba, choć i tak pewnie nie przestane robić tych błędów. Dziękuję wam wszystkim, którzy to czytają, komentują, gwiazdkują i co tam jeszcze, mam nadzieję, że wam się podobało. Dobra, kończę już, bo się strasznie rozpisałam, dziękuję...

[EDIT] Nie będzie jednak kontynuacji!!

Wywalczyć siebieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz