twelve kisses

870 196 10
                                    

- Jason - mówię chłodno, choć Twoje imię to mieszanina samych ciepłych barw.

   Stoisz przed swoim domem, na chodniku, tuż przy podjeździe. Ulica jest zupełnie pusta, bo to w końcu środek tygodnia, około jedenastej, więc lekcje w szkołach wciąż trwają. Wiesz, że coś nie tak, więc po prostu stoisz, z rękoma w kieszeniach, z szalikiem od babci June przy szyi. Policzki i usta masz zaczerwienione od zimna, przecież jest środek zimy i spadł śnieg. Jak zwykle nie masz czapki, więc świeże płatki śniegu połyskują w ciemnych blond włosach. Wyglądasz bardzo niewinnie.

   Próbuje trzymać rezon. Ruszam w Twoją stronę, a śnieg skrzypi pod butami. Mam wrażenie, że zaraz się poślizgnę i już nie wstanę. Gdy jestem od Ciebie kilka kroków, nie daję rady. Daję upust łzom i czuję gorąco na twarzy, chociaż jest na minusie. Podbiegam i mocno obejmuję Cię w talii.

- Jonathana już nie ma - mówię przez łzy, że aż cała się trzęsę. - Boże, Jason, zabiłam Jonathana.

   Czuję, jak sztywniejesz. I jesteś w takim szoku, że po prostu stoisz jak wryty, z rękoma w kieszeniach, z zaróżowiałymi ustami i policzkami.

- O czym ty mówisz, Syd? - pytasz słabo i patrzysz na mnie, marszcząc brwi.

Zbyt spazmatycznie odrywam się od Ciebie i zaczynam krążyć w kółko, tak do zwariowana.

- Inaczej musiałabym się wyprowadzić. Jesteśmy za młodzi. Johnnie nie byłby szczęśliwy... Boże, matka była wściekła.

Niepewnie patrzę na Ciebie. Wciąż stoisz w zupełnym osłupieniu.

- Jay - podchodzę i chwytam Twoją zimną twarz w dłonie. - Jay, proszę cię. Johnnie nie byłby szczęśliwy. Nie byłby, wiesz?

- Sydney - odzywasz się w końcu, bardzo ochryple i kręcisz głową. - Wiem, że to twoja matka, ale po prostu jej nienawidzę.

Potem przyciągasz mnie do siebie i udajesz, że to nic.

- Sydney, już dobrze... Boże, wszystko jest w porządku... - powtarzasz w koło, ale czuję, jak mocno zaciskasz dłonie na moich rękach.

   Wiem, że w tamtym momencie złamałam Ci serce. Wiedziałam to już wtedy. Wiedziałam, że się mną brzydzisz. Bo kiedy powiedziałam Ci pierwszy raz o Jonathanie, byłeś tak bardzo szczęśliwy.

   Kilka tygodni później zamknęłam się w sobie i Ty zamknąłeś się w sobie. Udawaliśmy, że to wszystko między nami po prostu się wypaliło. Powoli oddalałam się, bo wiedziałam, że kochałeś Johnnie'ego. Tylko nie chciałeś mnie obwiniać.

   Moja mama była szczęśliwa. Wszystko było normalnie. Tak czy tak, musiałam wyjechać. Uciekłam, bo tak było łatwiej. Przepraszam.

Syd

a/n: ten dzień to jeden wielki przypał.
trzy rozdziały do końca, swaggies.

wiem, że piosenka w mediach nijak się ma do tematu, ale musiałam

Sydney S. ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz