❝ Rozdział 2. ❞

266 20 2
                                    

- Mam Cię! - krzyknął nieznajomy, ratując mnie od upadku.

Mój wybawca! - pomyślałam

- D-Dziękuję - wydukałam zmieszana całym zajściem.

- Nie ma sprawy - zaśmiał się - Nie stójmy tak na deszczu. Dasz się namówić na kawę w Le Paris?

Wow. Co tak nagle?

- Ale jesteśmy cali przemoczeni

- Myślę, że wybaczą nam to w taką pogodę - zaśmiał się - To dasz sie skusić?

Zdjął z siebie granatową bluzę i założył na mnie, zakładając mi przy okazji kaptur na głowę.

To było bardzo miłe z jego strony - pomyślałam.

- No dobrze - zgodziłam się.

- No to chodźmy - oznajmił i ułożył rękę tak, bym mogła pod nią włożyć swoją, a następnie ruszyliśmy ku kawiarni.

Kilka bloków dalej od przystanku, mieściła się skromna kawiarnia. Był to mały, kwadratowy budynek z ceglastymi ścianami w różnych odcieniach czerwieni. Brązowym, spiczastym dachem i drzwiami wejściowymi, na których jest zawieszona tabliczka z napisem 'OTWARTE, ZAPRASZAMY". Po wejściu do środka moim oczom ukazały sie brązowe stoły z beżowymi krzesełkami, przeróżne dekoracje, klimatyczne, obrazy na ścianach Nie wspominając juz o przeróżnych kwiatach oraz światłach, które nadawały temu cudowny i bardzo romantyczny nastrój.

Tajemniczy nieznajomy otworzył przede mną drzwi i zaprosił do środka, po czym sam wszedł.

Kawiarnia "Le Paris" była niesamowita. Ściany w kremowym kolorze, ciemne panele na podłodze, drewniany mini barek, na którym stały 2 lilie w cienkim, szklanym wazoniku. Obok znajdowało się 6 wysokich taboretów - typowych pod barek. Pod oknami znajdowały się stoliki z jasnego drewna (jak i krzesła do kompletu), a na każdym był wazon z pięknymi biało-różowymi liliami. Było tu bardzo dużo roślinności, nie tylko lilie ale i rośliny doniczkowe takie jak paprocie, kaktusy oraz bluszcz wijący sie do sufitu i zawijający zygzaka tak by tworzył wierzchołek przy każdym oknie. Dzięki temu kawiarnia wyglądała niemal jak ogród.

Nigdy tu nie przychodziłam, zazwyczaj jak chciałam się napić kawy to po prostu robiłam ją sobie sama w domowym zaciszu w lub korzystałam ze szkolnych automatów.

Wybraliśmy stolik przy oknie. Zanim usiadłam, brunet stanął koło mnie i przysunął mi krzesło, a potem wrócił na swoje miejsce, by usiąść na swoim.

- Wybacz, nawet się nie przedstawiłem. Jestem Oliver Adams, a ty? - zamrugał kilka razy czekając na odpowiedź.

- Felicja Oakins - odpowiedziałam cicho, wciąż nie wierząc, że dzieje się to naprawdę - jeszcze raz dziękuję, że mnie uratowałeś przed upadkiem.

- Drobiazg - uśmiechnął się szeroko, dzięki czemu było widać jego białe i zadbane zęby. Niedługo potem podeszła do nasz kelnerka. Oliver zamówił dla siebie Moche, natomiast ja poprosiłam o Caffe Latte. Po 5min się zjawiła z naszymi zamówieniami.

- Moche dla pana... - zdjęła filiżankę z tacy i położyła przed chłopakiem - A Caffe Latte dla pani... Podać coś jeszcze?

- Nie, dziękuję - Nie, dziękujemy - powiedzieliśmy jednocześnie, po czym spojrzelismy na siebie i uśmiechneliśmy sie na wzajem.

Siedzieliśmy tak przez jakiś czas w niezrecznej ciszy co chwile spogladając się to na siebie ,to na powoli uspakajającą się burzę za oknem.

- Po co mnie tu zaprosiłeś? - przerwałam tę ciszę, ciagle nurtującym mnie pytaniem.

- Bo wydawałaś mi sie smutna, jakby w swoim świecie, więc pomyślałem, że Cię od niego choć na chwilę oderwę - odpowiedział

Słodkie. zaśmiałam się.

- Co w tym śmiesznego? - zapytał unosząc lewą brew ku górze.

- Jedyna rzecz, o której myślałam od początku jazdy autobusem było ,,Kiedy skończy sie ta burza?" - zaśmiałam się raz jeszcze.

- Naprawde?! - zadziwił się chłopak i zrobił mine jakby był troche zawiedziony - A ja myślałem, że zerwałaś z chłopakiem, czy coś i chciałem Cię uratować przed samobójstwem - zażartował

- Wow, to naprawdę szlachetne - zachichotałam - ale nie mam chłopaka, ani depresji jak widzisz - wybuchłam śmiechem zakrywając dłonią usta.

Rozmawialiśmy jeszcze przez jakiś czas. Łatwo znaleźć z nim wspólny język, przez co rozmowa staje się bardzo przyjemna. Gdy przestało padać, poprosił mnie o numer i odprowadził do domu.

21:37. To był długi dzień. Rodzice już spali, gdy weszłam do domu. Cichutko, na paluszkach przeszlam pod prysznic. Potem ubrałam się w piżamę i weszłam pod cieplutką kołdrę.

Muszę wszystko opowiedzieć Lanie - pomyślałam i zasnęłam.

~~~
Przepraszam, że tak krótko, ale juz nie miałam pomysłu na dalszy ciąg..
Obiecuję, że w next rozdziale się poprawie !
Dziękuję, że czytasz moje małe "dzieło" <3.
Besos :*

Deszczowec. {wolno pisane} Where stories live. Discover now