*Perspektywa Fel*
Boże, dlaczego ja napisałam do niego tę wiadomość?
Czyżbym już całkiem utraciła zmysły...?
Pewnie pomyslal, ze jestem jakas idiotka ze tak sie wymykam po cichu.. albo jeszcze lepiej, zlodziejka! Przeciez tylko zlodzieje tak sie zachowuja..
Ehh co ja wygaduje...?
On nigdy by tak o mnie nie pomyślał, a z resztą obiecałam mu, że dziś przyjdę i nie wyglądał jakby miał coś przeciwko.
Dopiero pierwsza lekcja, a ja już z niecierpliwością czekam na koniec.
- Hej, co z tobą? - zapytała Lana siadając koło mnie w sali historycznej.
- O czym ty mowisz?
- No nie widziałam Cię cały weekend, nie odbierałaś, nie odpisywałaś - wyjaśniła zaciekawiona powodem.
- Byłam zajęta - poruszyłam dwuznacznie brwiami.
- Oliverem? - od razu zauważyłam ten jej drapierzny uśmieszek na ustach. To jest to co kochałam w swojej przyjaciółce. Zawsze się o mnie troszczy, a gdy trzeba, martwi. Natomiast gdy chłopak jest powodem to nigdy nie robi mi wyrzutów, nawet jeśli tego dnia się umówiłyśmy.
- Możliwe - zagryzłam dolną wargę i uniosłam konciki ust, pozostawiając swoje śnieżnobiałe zęby na widoku - Ale ostatnio został pobity przez jakiegoś kolesia, który skręcił mu kostkę. Teraz już z nim w porządku, leży w domu, mam nadzieje, że jego rodzice nie będą mieli nic przeciwko jeśli będę przychodzić od czasu do czasu w odwiedziny.
- Może nie - uśmiechneła się Lana - Wiesz? Ja też poznałam ostatnio chłopaka, nazywa się David - uśmiechnęła się przyjaźnie na wspomnienie chlopaka, a na jej twarzy pojawił sie niemały rumieniec.
- A sie czerwona zrobiłaś - zaśmiałam się.
- Nie wymyślaj, to tylko kolega - próbowała sie tłumaczyć, lecz na darmo. Znam ją od dziecka i wiem kiedy podoba jej sie jakis chlopak.
- Czyżby?
- No... No tak! - krzyknęła, chcąc znów mnie przekonać.
- A co z Benem? - uśmiechnęłam się zadziornie
- Benny, to ideał nad ideałami!
- Haha, skoro tak mówisz - zaśmiałam się.
Najlepiej udam, że się poddaję. Trochę czasu i przyjdzie do mnie by przyznać mi rację.
Nareszcie usłyszałam ostatni dzwonek. Szybko pożegnałam się z Laną i pobiegłam na przystanek by nie przegapić autobusu.
Nie no ,nie wierze... - powiedziałam do siebie widząc spadające krople deszczu. Założyłam kaptur od bluzy na głowę i stanęłam pod drzewem obok. Nie zdołało mnie to do końca obronic przed zmoknięciem, lecz i tak wyglądałam lepiej niż ludzie biegnący w stronę najbliższego schronienia. Po 3 min przyjechał autobus, który mnie zabrał na przystanek niedaleko domu Olivera. Przebiegłam po chodniku, a potem na skruty przez trawnik wśród drzew, by uniknąć całkowitego zmoczenia. Trafiłam do drzwi wejściowych i zadzwoniłam do dzwonka. Po chwili otworzył mi przystojny, pół nagi brunet. Nie miał koszulki, a jedynie jasno-szare dresy, leżące delikatnie na jego biodrach oraz z prawą nogą w gipsie. To był Oliver. Zamarłam, a on uśmiechną się promiennie i zaprosił mnie do środka. Mimo prób okazało się, że jestem całkiem przemoczona. Woda spływała mi z włosów dużymi kroplami, które zostawiały widoczny ślad na dywanie, a połowe makijażu było rozmazane pod oczami.
YOU ARE READING
Deszczowec. {wolno pisane}
Short StoryDwie przyjaciółki. Dwóch nowo poznanych chłopaków. I niespodziewana burza w środku lata. Początek wielkiego romansu czy najgorszego koszmaru? *UWAGA* W KSIĄŻCE WYSTĘPUJE BRUTALNOŚĆ, WULGARYZMY ORAZ SCENY 18+!!! CZYTASZ NA WŁASNĄ ODPO...