Rozdział IV

31 10 14
                                    

Ruth ponownie siedziała w ciemnym, śmierdzącym zgnilizną lochu. Po zeznaniu wszystkiego król jedynie szepnął coś strażnikom na ucho, a ci ją tu zaprowadzili. Z jego twarzy dziewczyna nie mogła wyczytać wyroku, który pewnie ktoś niedługo jej przekaże. Teraz nie pozostało jej już nic innego poza czekaniem i chwytaniem się ostatniego promyka nadziei.

***

Nie można by powiedzieć, że pobudka Ann była przyjemna. Około trzech godzin po świcie coś nagle zepchnęło ją na twardą ziemię z jej wygodnej kupki siana. Dziewczyna od razu po zetknięciu z zimną powierzchnią podskoczyła na równe nogi, chłód sprawił, że senność momentalnie odeszła w zapomnienie.

- Czy można wiedzieć, co taka piękność robi w miejscu takim jak ta stodoła?

Ann spojrzała w stronę, z której dochodził głos. Na stogu siana (tym samym, z którego została przed momentem bezwzględnie zrzucona) siedział chłopak mniej więcej w jej wieku. Miał rozczochrane na wszystkie strony, kruczoczarne włosy, ciemnobrązowe oczy, w których czaiły się zadziorne iskierki, i szeroki, bezczelny uśmiech. Dziewczyna spojrzała po sobie i (gdy uświadomiła sobie, że wciąż jest ubrana w strój kelnerki) jej policzki przybrały odcień dojrzałego pomidora.

- Wiesz, gdybyś położyła się obok mnie, obu nam byłoby wygodnie, ale rozumiem, że możliwość użycia mnie jako poduszki była zbyt kusząca - mrugnął do niej, wciąż się uśmiechając.

Ann zatkało, jak on śmiał tak z niej żartować. Była wściekła, jednak wiedziała, że ta sytuacja nie wydarzyłaby się, gdyby nie jej własna głupota. Nie potrafiła nakrzyczeć na niego, jak zapewne zrobiłaby to Ruth. Nie mogła też znaleźć żadnej nadającej się riposty. Zrobiła więc jedyną rzecz, która jej pozostała - uciekła.

***

- Nie możemy cię wypuścić na wolność, ponieważ nie mamy żadnego potwierdzenia dla twoich słów. Musisz sama nam je udowodnić, właśnie dlatego przyłączysz się do oddziału polującego na Czerwoną Żmiję. W międzyczasie zostaniesz przeszkolona z zakresu walki i będziesz przebywać pod stałym nadzorem. Tylko i wyłącznie od twoich wyników zależy twoja sytuacja.

Te słowa wypowiedziane chwilę wcześniej przez jednego ze strażników dudniły po umyśle Ruth. Równocześnie nie mogła uwierzyć w to, że jednak nie została skazana, jak i w przymusowe przyłączenie jej do oddziału żołnierzy. To wszystko brzmiało jak jakiś żałosny żart. Przecież ona nie nadawała się do wojska - nie umiała zachować dyscypliny, nie znała się na walce, a przede wszystkim gardziła nim.

Strażnik prowadził ją krętymi korytarzami. Na ścianach wisiały przeróżne arcydzieła, a za oknami widać było wypełniony kwiatami o wszystkich kolorach tęczy ogród, lecz Ruth niczego nie zauważała - pochłonęły ją jej własne myśli. Z transu ocknęła się, dopiero gdy prawie nie wpadła na strażnika, który raptownie zatrzymał się przed jednymi z wielu zdobionych drzwi. Po obu ich stronach stali dwaj, sztywni jak kije od miotły (w znaczeniu dosłownym - poruszali tylko powiekami), umundurowani mężczyźni. "Jej" strażnik kiwnął do nich głową, a następnie otworzył przed nią drzwi. Oczom Ruth ukazał się mały, ale zadbany pokoik. Ściany były w odcieniu jasnego błękitu, a w środku znajdowały się jedynie szafa, mały stolik oraz łóżko. Kiedy dziewczyna weszła do środka, za nią z hukiem zatrzasnęły się drzwi.

Ruth opadła bezsilnie na łóżko i zaczęła płakać. Zdecydowanie nie można by o niej powiedzieć, że jest beksą, ale tym razem to wszystko ją przerosło. Płakała za utraconą wolnością, za siostrą błąkającą się gdzieś tam samą po świecie, a przede wszystkim przez swoją własną głupotę, która to wszystko na nią sprowadziła.

***

Ann zatrzymała się za rogiem jednej z kamienic, dysząc ciężko. Delikatnie wychyliła głowę w kierunku, z którego przybiegła - na szczęście chłopaka nigdzie nie było widać. Odetchnęła z ulgą i odwróciła się z zamiarem popytania na mieście o lokalizację królewskiego więzienia, gdzie prawdopodobnie znajdowała się Ruth.

Bliźniacze sercaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz