Rozdział II

62 15 12
                                    

Ann biegła najszybciej jak mogła, lecz nawet to nie powstrzymało powozu przed pozostawieniem jej daleko w tyle. Oddech dziewczyny zrobił się szybki i urywany, a jej serce zaczęło głośno bić. Nie dała rady doścignąć dwóch pełnych sił koni.

Nagle w jej głowie zrodziła się myśl, że nigdy nie odzyska już siostry, ale szybko ją przegnała. Nie powinna nawet tak myśleć.

Musi być pewna tego, że jej się uda - inaczej wszystko stracone. Musi znaleźć i uwolnić Ruth, bo przecież bez niej życie nie będzie już nigdy takie samo. Przyrzekła sobie i siostrze, że znajdzie ją, gdziekolwiek by jej nie zabrano. Nie ważne, że w myślach - zamierza tej obietnicy dotrzymać.

***

Podróż trwała już dobre kilka godzin. Tylna część ciała Ruth była już obolała od ciągłych wyboi, które trzęsły kołami powozu. Dało jej to całkowitą pewność, że miejsce docelowe nie znajduje się w pobliżu Searock.

Chłopak, który ją złapał, związał jej na plecach nadgarstki grubym sznurem tak, aby nie mogła otworzyć drzwiczek powozu. Od tamtego czasu nie wypowiedział żadnego słowa i nie spuszczał jej z oka. Coraz bardziej irytowało to Ruth. Od zawsze była niecierpliwa i ciekawska, a przecież mógł jej chociaż powiedzieć, gdzie jadą.

Nagle konie zaczęły zwalniać. Ruth chciała wyjrzeć przez okno, aby dowiedzieć się, czy są już na miejscu, lecz chłopak odwrócił się do niej, wyjmując czarną chustę z kieszeni i zawiązał jej ją mocno na oczach.

Ruth, mimo że wiedziała, że wszystko to dzieje się z jej własnej winy, była oburzona. W powietrzu można było wyczuć otaczającą ją aurę gniewu. Jej złość wzmagało poczucie bezsilności i świadomość, że Ann jest teraz zdana tylko i wyłącznie ma siebie.

Młodzieniec niedelikatnie wypchnął ją na zewnątrz, gdy tylko koła powozu przestały się toczyć. Siła z jaką to zrobił, sprawiła, że zatoczyła się, upadając na błotnistą ziemię. Utrzymanie równowagi jest naprawdę trudne, kiedy nic się nie widzi.

Po chwili usłyszała kroki i poczuła, jak ktoś szarpnął ją na nogi i popchnął przed siebie. Ruth czuła ogarniającą ją nienawiść do tego chłopaka. Intuicja mówiła jej, że coś jest tu na rzeczy. Wiezienie zwykłego złodzieja do odległego miasta i zawiązywanie mu oczu, aby nie mógł zobaczyć swojego więzienia, nie należało do zwykłych.

***

Ann nie próżnowała w czasie, gdy jej bliźniaczka podróżowała do celi. Rozpoczęła swoje własne, małe śledztwo.

Nie było sensu analizować śladów kół powozu, gdyż po wyjechaniu poza mury miasta jechał często uczęszczanym traktem. Pytanie o niego mogło natomiast zwrócić na nią niepotrzebną uwagę.

Jedyne co pozostało Ann, to podsłuchanie mieszkańców licząc na to, że tematem ich rozmowy będzie ów wydarzenie.

Napełniona zapałem Ann szybko wzięła się za poszukiwanie jakichkolwiek tropów. Niestety, tłum, który był świadkiem zatrzymania złodziejki, już dawno zdążył się rozpierzchnąć.

Dziewczyna dobrze wiedziała, gdzie jeszcze mogłaby znaleźć potrzebne informacje, jednak coś ją przed tym powstrzymywało. Wprost nienawidziła chodzić do tawern, a zwłaszcza tych najbardziej prostackich i pełnych osób, które delikatnie można by określić mianem "niebezpiecznych". Owszem, w takich miejscach można było poznać wszystkie plotki, fakty czy informacje na rozmaite tematy, lecz za cenę dość wulgarnych zaczepek, od których trudno było uciec. Nie były to miejsca dla kobiet takich jak Ann - ładnych, delikatnych i miłych. Pomimo wszystkich tych argumentów przeciw dziewczyna wyruszyła na poszukiwanie najbliższej speluny.

***

Ruth ze wszystkich stron otaczała nieprzenikniona ciemność. Strażnicy, którym przekazał ją chłopak tuż przed wejściem do tego więzienia, zdjęli jej chustę z oczu dopiero po wtrąceniu jej do tej wilgotnej celi.

Dziewczyna nie widziała niczego, lecz nie można by powiedzieć, że nie słyszała. Po korytarzach lochów roznosiły się popiskiwania szczurów czy krzyki skazańców, które przyprawiały ją o gęsią skórkę. Nie chciała rozejrzeć się po swojej celi w obawie przed gryzoniami. Wiedziała, jednak że musi przyzwyczaić się do tego miejsca, jeśli ma spędzić tu resztę życia.

Nagle w oddali, na korytarzu pojawiło się światło. Powoli zbliżało się w stronę Ruth, a wraz z nim rozlegały się czyjeś kroki. Kiedy człowiek niosący lampę zatrzymał się przed celą dziewczyny, ta oślepiona po długim przebywaniu w ciemnościach przez chwilę nie mogła go zobaczyć.

- Zostaniesz teraz przesłuchana - powiedział szorstkim, niskim głosem muskularny mężczyzna noszący czarno-złoty uniform, Ruth od razu skojarzył się on z kolorami powozu. - Nie radzę ci szarpać się czy próbować uciekać. Nie uda ci się to, a zostanie surowo ukarane.

Pff... - pomyślała Ruth -Tak jakbym już nie miała wystarczających kłopotów. Wolała jednak nie mówić tego na głos, w obawie przed rozdrażnieniem barczystego strażnika, który nie był raczej w nastroju do żartów.

Mężczyzna otworzył drzwi celi ze zgrzytem i ponownie zawiązał jej oczy, po czym popchnął ją przed siebie. Trudno w to uwierzyć, ale był jeszcze mniej delikatny niż chłopak, który ją tu przywiózł. Dziewczyna, mając nadal związane ręce (które zaczynały już cierpnąć), z trudem utrzymywała równowagę. Nieraz potknęła się, wchodząc po schodach czy nawet idąc pozornie prostą drogą.

Wtem strażnik mocno przytrzymał ją w miejscu i zdjął jej zakrywającą wszystko opaskę. Otaczająca Ruth jasność ponownie ją oślepiła. Zaczęła gwałtownie mrugać, co pomogło jej zobaczyć salę, w której się znajdowała.

Pomieszczenie wprost zaparło jej dech w piersiach. Promienie światła wpadały tam przez ogromne okna, padając na kamienną, wypolerowaną do błysku posadzkę. Następnie, odbijając się od niej, oświetlały wiszące na ścianach błyszczące szable i arrasy, które przedstawiały różne, pełne patosu wydarzenia. Na samym końcu długiej sali stało jeszcze kilku strażników pełniących wartę po obu stronach drzwi, przez które zapewne miał wejść sędzia.

- Jesteśmy na miejscu - powiedział mężczyzna równie lodowatym tonem co wcześniej. - Król wkrótce cię przyjmie.

Na dłuższą chwilę serce Ruth przestało bić. To przecież niemożliwe, abym trafiła, aż do króla - myślała gorączkowo - Nie za zaledwie coś takiego. No, chyba że... Chyba że próbowałam okraść kogoś naprawdę ważnego.

Nie miała już jednak czasu na pytania czy protesty. Drzwi ma końcu sali otworzyły się z hukiem, a w nich pojawił się mężczyzna w złotym płaszczu i ze złotą koroną na głowie.

Wiem, że pisałam, że w tym rozdziale, będzie więcej dialogów, ale po prostu nie chciałam ich tu na siłę wciskać. Jest za to duuużo przemyśleń głównych bohaterek, które (mam nadzieję) przybliżają wam ich charaktery.

Bliźniacze sercaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz