Chapter 1

494 12 4
                                    



Violetta

- Dlaczego nigdy nie mogę niczego znaleźć w tej torebce! – Krzyknęłam po dziesięciu minutach szukania telefonu i kierowania się w stronę przedszkola mojej córeczki – no normalnie beczka bez dna! – Powiedziałam i nadal grzebałam w skórzanej torbie. – Nareszcie! – W końcu znalazłam i już miałam zadzwonić do biura, kiedy okazało się, że jest rozładowany. Zrezygnowana założyłam czarny pasek na moim ramieniu i dalej kierowałam się w stronę przedszkola mojej córki – zaraz spóźnię się po Lily. – Mruknęłam pod nosem. Telefon rozładowany no, bo jak zawsze zapomniałam podłączyć ładowarkę, dziś miałam mieć spotkanie z współpracującą nową firmą, ale musiało mi się auto popsuć i nie dojechałam. Zadzwonić nie zadzwoniłam, bo po pierwsze z czego, a po drugie nie miałam numerów, bo tym zajmuje się moja sekretarka, która jak na złość dziś nie przyszła do pracy. Mam dziś strasznie pechowy dzień. Ugh... Jeszcze dziś rano w biurze się dowiedziałam, że coś dzieje się z projektem nowego budynku i to zapewne opóźni prace, a ja i tak już bardzo mało czasu spędzam z Lily. Mam własną firmę, która zajmuje się aranżacją wnętrz i wszystko zależy od wykonawców z budowy, a ci nie dość, że mają dwutygodniowy poślizg to jeszcze teraz coś jest nie tak! Taksówkarze mają jakiś strajk, więc wszędzie chodzę na piechotę. Przez to wszystko połowę dzisiejszych zajęć zawaliłam, ale po dziecko spóźnić się nie mogę. Zawsze to ona jest na pierwszym miejscu i nic nie poradzę. Ona ma tylko mnie. Ojca nie zna, ale nie pyta o niego, bo wie, że nie lubię tego tematu. Bardzo ją kocham i nie chcę żeby jej czegokolwiek brakowało, dlatego próbuję wszystko łączyć tak, żeby nie była poszkodowana. W trakcie jej pobytu w przedszkolu ja pracuję i załatwiam wszystkie sprawy, a później jestem mamą, takie dwa etaty. Oczywiście czasami mi się to wszystko nie udaje, dlatego pomaga mi moja najlepsza przyjaciółka, Naty, która często zajmuje się Lily. Przeważnie jestem osobą miłą i otwartą, ale po takim dniu jak dzisiejszy, który dodatkowo się jeszcze nie skończył, mam wszystkiego dość! Kolory nie takie, jakie miały być, dodatki do jednego z pomieszczeń zupełnie się nie zgadzają, i te wszystkie rzeczy jak na złość skumulowały się teraz, w jednym dniu. Takie szczęście to mogę mieć tylko ja. Marzę o relaksującej kąpieli, albo o rozmowie w miłym towarzystwie. A jeżeli dziś stanie się jeszcze coś, co może mnie jeszcze bardziej zdenerwować to nie wiem czy ręczę za siebie. W pewnym momencie poczułam jak z kimś się zderzam.

W tym samym czasie... Leon

- Nie, nie, nie! – Rzuciłem dość głośno, idąc parkiem w stronę przedszkola, do którego uczęszczał mój pięcioletni synek, Christopher. – Cama, ale to było nie do przyjęcia, rozumiesz?! Natychmiast to wycofaj, przecież to się zawali. Trzeba nanieść poprawki. I co się dzieje z tą dekoratorką, wciąż poza zasięgiem? – W skupieniu słuchałem odpowiedzi na zadane pytania, kręcąc raz po raz głową. Przecież z tymi ludźmi nie da się pracować. Tysiąc razy mówiłem, że projekt Młodego jest zły, że on jest tylko stażystą i to logiczne, że będziemy po nim poprawiać, ale nie. Wysłali go bez mojego zatwierdzenia, narażając firmę na stratę grubych pieniędzy. Ale czy zdanie prezesa się kiedykolwiek liczyło? – Moja droga, tyle razy Ci już mówiłem, że Chris jest najważniejszy i nie zostawię go teraz, aby przylecieć i odkręcić bałagan, który zrobiliście. Przed tym całym zamieszaniem powiedziałem, co macie zrobić. Nie posłuchaliście to teraz posprzątajcie ten burdel, co zrobiliście. I to ma być zrobione do szesnastej inaczej polecę wam po pensji. – Warknąłem, rozłączając się. Zostawić syna na pastwę losu, też mi coś. Może gdyby Francesca tutaj była i mogłaby się nim zająć, to miałbym więcej czasu dla pracy. Jest jednak inaczej. Wychowuję syna sam od samego początku. Mały nie zna swojej mamy. I właściwie nie często o nią pyta, chociaż czasami zastanawia się, dlaczego jej nie ma, czy dobrze jej wśród aniołków i takie tam.

Przedszkolaki w akcjiWhere stories live. Discover now