Chapter 3 - Dom

240 8 0
                                    



Leon

Następnego dnia zaprowadziłem syna do przedszkola i poszedłem do pracy. Jak co dzień przywitałem się ze wszystkimi i zapytałem Camilii o te cholerne VC design. Już powoli zaczynali mnie wkurzać. Nie są w końcu pępkiem świata, a bez nich będziemy mieć kolejne obsunięcia z terminami. Na szczęście dzisiaj, w okolicy popołudnia Camila poinformowała mnie, że w końcu jest sygnał i być może ktoś odbierze telefon.

- Umów mnie z tą całą szefową. – Rzuciłem, odrywając się na chwilę od papierkowej roboty. Korzystając z tego sięgnąłem po telefon i odszukałem numer Violetty. – „Przyjdź dzisiaj po Lilkę pieszo. Zabieramy Was do nas. Zamówimy obiad, pogadamy, a dzieciaki spokojnie się pobawią. Nie przyjmuję odmowy." – Napisałem i spojrzałem na zegarek, który wskazywał godzinę trzynastą czterdzieści cztery. Niedługo będę musiał jechać po syna.

W tym samym czasie... Viloetta

Dziś jak zwykle odprowadziłam Lily do przedszkola i pojechałam do pracy. Zrobiłam krótki przystanek u fotografa, by wywołać zdjęcie z wczoraj, tam też kupiłam jedną ozdobną ramkę. Wchodząc na piętro należące do mojej firmy, zobaczyłam niewielką kolejkę kobiet i mężczyzn. Przypomniało mi się, ze dziś mam spotkania o pracę. Przywitałam się ze wszystkimi i najpierw poszłam do pokoju informatyków. Poinformowali mnie, ze wszystko już dziś, za parę godzin będzie naprawione, a komputer mojej byłej sekretarki jest już uporządkowany. Z uśmiechem weszłam do gabinetu, rozsiadłam się w fotelu i zrobiłam to, co zawsze, czyli otworzyłam laptopa. Wyciągnęłam z torebki ramkę i wstawiłam do niej nasze zdjęcie, po czym postawiłam ją z innymi. Były na nich moje przyjaciółki razem ze mną i Lily. Rekrutacja przeszła szybko i już po godzinie miałam nową sekretarkę. Później umówiłam się na spotkanie z prezesem firmy, do której nie mogliśmy znaleźć kontaktu. Około południa dostałam sms'a od Leona z zaproszeniem do nich i nie odmówiłam. Wręcz się nawet ucieszyłam. Dziś wszystko jest jakieś fajniejsze. O czternastej trzydzieści skończyłam swoja pracę i pojechałam po moją córeczkę.

Narrator

Leon, kiedy tylko zobaczył Violettę podszedł do niej i przywitał się z nią buziakiem w policzek. Kobieta uśmiechnęła się i razem poszli do budynku po swoje pociechy, które uśmiechnęły się na ich widok, przerwały zabawę i szybko posprzątały klocki, którymi bawiły się każdego dnia. Każde poleciało do swojego rodzica i z nim poszli się ubrać. Dzieci ubrały się i razem z rodzicami wyszły z przedszkola. Verdas zaprowadził panny Castillo i syna do swojego samochodu, później przypięli swoje pociechy i usiedli razem z przodu. Przez całą drogę słuchali jak to dzieci fajnie bawiły się razem. Po dziesięciu minutach Leon zaparkował samochód, co oznaczało, że są na miejscu. Wysiedli z samochodu i młodszy Verdas chwycił przyjaciółkę za rękę i zaprowadził pod same drzwi, po czym pospieszał swojego tatę, by ten szedł szybciej, bo nie będą przecież stać przed wejściem. Leon się zaśmiał i gestem ręki wskazał, aby Violetta poszła przed nim. Sam, idąc za nią spojrzał na jej pośladki i po chwili skarcił się w duchu, że przecież nie przystoi tak robić. Na werandzie stanął obok wszystkich i wpuścił ich do środka. Wszyscy razem poszli do salonu, a Leoś jako gospodarz zapytał gości czy chcą coś do picia. Później poszedł do kuchni w celu zrobienia napojów i deserów lodowych. Dzieci poszły do pokoju Chrisa wybrać jakąś grę, a Violetta postanowiła pomóc Leonowi.

- Mogłaś zostać w salonie, poradzę sobie. – Rzucił, słysząc kroki i spojrzał na nią przez ramię. – Ale domyślam się, że nie chciałaś zostać sama, więc siadaj tutaj. – Posłał jej swój uśmiech, od którego nie jednej osobie miękły kolana, a on doskonale zdawał sobie z tego sprawę.

Przedszkolaki w akcjiWhere stories live. Discover now