Chapter 4

253 8 0
                                    


Narrator

Dalsza praca Violetty i Leona przebiegała bez niepotrzebnych scysji odnośnie tego, kto zawinił i innych mało ważnych w tej chwili powodów. Przez czas, w którym pili herbatę pracowali przy biurku, jednak potem przenieśli się do stołu, na którym spokojnie mogli rozłożyć projekty i Leon mógłby wytłumaczyć projektantce elementy, których kobieta mogłaby nie rozumieć, choć po chwili stwierdził, iż ta jest dobrze wyszkolona w swoim zawodzie, bowiem nie ma żadnych problemów z czytaniem projektu budynku i dzięki temu mogła zacząć wizualizować sobie pomieszczenia, a także robić notatki. W pewnym momencie, Verdas wstał i podszedł do telefonu, zamawiając kolejne porcje herbaty i jakiegoś ciastka, po czym oparł się ręką o krzesło szatynki i pochylił się nad nią.

- Mam nadzieję, że nie masz mi za złe samowolki. Na pewno jesteś już zmęczona i trochę głodna, a odrobina cukry dobrze nam zrobi – wymruczał zmysłowo przy jej uszku i musnął jej policzek, po czym przejechał po nim nosem. – Masz ładne perfumy – stwierdził z szerokim uśmiechem i ułożył drugą rękę na jej ramieniu.

- Czy ty się nie zapędzasz?- zapytała szatynka delikatnie odpychając szatyna i powracając do pracy. Jeszcze przez chwilę czuła na sobie wzrok Verdasa. Nie było to dla niej bardzo krępujące, ale tez nie czuła się komfortowo, a kiedy miała zwrócić mu uwagę, przyszła jego sekretarka. Leon jej podziękował i przejął tacę. Położył ja na stoliku odgarniając stertę papierów i usiadł na przeciwko Castillo znów wlepiając w nią wzrok..

- Nie. – Odparł przekonany. – Nie obmacuję Cię, ani nic. To był tylko przyjacielski buziak w policzek. On nawet nie był blisko ust – dodał, wyciągając się. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że ta kobieta go intrygowała i chciałby dostać pozwolenie na większą bliskość. Jednak nie miał zamiaru o to prosić. Łudził się, że to wyjdzie od niej, że być może to ona usiądzie mu na kolanach i przytuli się do jego piersi, jak mała dziewczynka, a on tuląc ją do siebie i całując jej głowę, odgoni od Castillo wszystkie problemy i zmartwienia. Podsunął jej talerzyk i herbatę bliżej, a swoje naczynia zostawił po swojej stronie stołu. – A ręka na Twoim ramieniu? – Tłumaczył się dalej – przecież to nic takiego. Nie raz tak robiłem. To raczej miły gest. – Wzruszył ramionami. – Jednak, jeśli nie chcesz, abym tak robił to nie ma problemu. Będę zachowywał większy dystans tak, jakbyśmy byli dla siebie obcy, nie znali się poza pracą. – Mruknął, a w jego oczach zgasła jakaś iskierka, która dodawała mu dziecięcego uroku i pokazywała, że jest radosny. Ostatecznie jednak nie chciał się jej narzucać i jeśli Violetta nie była zainteresowana niczym innym, jak tylko pracą to chciał to uszanować i przestać sobie wmawiać, że z tego może być coś więcej. W końcu, po co się łudzić? Z tego nigdy nie wynika nic dobrego.

Może nie powinna tak reagować? Zrobiło jej się smutno widząc Leona przygaszonego. Po prostu się odzwyczaiła. Odgrodziła się od mężczyzn, a teraz po długiej przerwie bum! Pojawia się on. Tylko czy to jest jej zbawienie, czy przekleństwo? Z jednej strony coś się między nimi dzieje. Może nie są to wielkie gesty, ale takie zwykłe jak pocałunek w policzek, dotyk. Niby nic, a jednak coś. Szatynka jeszcze nie wie co. Z drugiej zaś jest to swego rodzaju przełom. Obrót o 180 stopni. Ktoś nowy, pojawia się w jej życiu i tak jak w tym przypadku Leon chyba zostaje na dłużej. Nie chodzi tu już tylko o to, że jest to ojciec przyjaciela jej córki, ale też ktoś z kimś przez najbliższy bliżej nieokreślony czas będzie współpracować. Może powinna trochę się rozluźnić i dopuścić bardziej do siebie Leona?

Oboje mierzyli się spojrzeniami, nie bardzo wiedząc, co powiedzieć. Ich kontakt wzrokowy przerwał mężczyzna, który chwycił do ręki swoją szklankę i napił się brązowego płynu.

Przedszkolaki w akcjiWhere stories live. Discover now