Chapter 2 - Wesołe miasteczko

430 13 0
                                    


Narrator

Następnego dnia dzieci jak zwykle zostały odprowadzone do przedszkola, a ich rodzice ruszyli do pracy, aby załagodzić narastające ciągle problemy. Mały Chris przybył do budynku, jako jeden z pierwszych i założywszy buciki czekał grzecznie w sali na swoją przyjaciółkę, która zjawiła się kilka minut później. Uśmiechnął się na jej widok i podszedł do niej.

- Cześć, Lilka – rzucił uradowany, że nie jest już sam. – Pobawimy się i ułożymy nasz plan?

- Tak! Musimy wszystko omówić. Oni są dla siebie stworzeni! – Powiedziała zadowolona dziewczynka i razem ze swoim przyjacielem poszła po klocki. Chłopczyk usiadł na podłodze i wysunął spory karton spod kolorowej szafki. W jego ślady poszła dziewczynka i wspólnymi siłami wysypali zabawki.

- W sumie to chciałbym, abyśmy do tego wesołego miasteczka poszli razem, ale pewnie się nie zgodzą, więc musimy się spotkać na miejscu. Co Ty na to żeby to było dzisiaj? Tato obiecał mi, że zwolni się wcześniej i obierze mnie przed czasem, a potem spędzimy razem cały dzień. Udałoby mi się go wyciągnąć. Jak Twoja mama? – Klasnął w dłonie i odsunął od siebie karton. – W co się bawimy?

- Myślę, że mama by się zgodziła – powiedziała po chwili zastanowienia się Lily. – Możemy zbudować jakąś budowlę. – Zaproponowała chłopczykowi, który właśnie przebierał w górze klocków w poszukiwaniu właściwego. – Twój tata jest fajny, myślę, że jeżeli byśmy się postarali to mogą się w sobie zakochać. – Powiedziała i pokazała Chrisowi pewien klocek z myślą, że chodziło mu właśnie o ten.

- Twoja mama też jest fajna. – Stwierdził i wziął od niej kolorową zabawkę. – Skąd wiedziałaś, że właśnie tego szukam? – Uśmiechnął się szeroko i ustawił klocek obok innego, a potem zaczął je łączyć kolejnym piętrem. – A może zbudujemy cały wieżowiec?

- Zgadywałam. – Odparła uśmiechnięta dziewczynka – dobry pomysł. Może zbudujemy kolorami? Na początku zielony, a później może żółty? – Zapytała i zaczęła wizualnie pokazywać koledze, o co jej chodzi. – Muszą zobaczyć, jacy są naprawdę. A przy okazji trochę się od stresują i spędzą z nami czas. Jak myślisz?

- Kolorami? – Młody Verdas spojrzał na to, co do tej pory zbudował i po chwili namysłu to rozmontował, poszukując klocków, które będą zgodne z kolorystyką, jaką zaleciła mu panienka Castillo. – Myślę, że to dobry pomysł. Rodzice z przedszkola odbierają nas o czternastej trzydzieści, mój tata dzisiaj przychodzi po mnie o trzynastej, więc może w wesołym miasteczku spotkamy się o szesnastej? – Spojrzał na nią, szukając w jej twarzy wyrazu dezaprobaty lub czegoś przeciwnego. Spędzali ze sobą dużo czasu, więc momentami miał wrażenie, że potrafił wyczytać wszystkie jej myśli w jej twarzyczce, która zazwyczaj była uśmiechnięta.

- Szesnasta... No nie wiem, wtedy są największe korki, ale spróbuję być na czas. – Powiedziała po chwili – może dodamy niebieskie? – Zapytała, patrząc przekrzywioną głową na ich jeszcze nieskończone dzieło – żeby wyszły nam okna. – Dodała, patrząc na zdziwioną twarz Chrisa

- Poczekam na Ciebie przed kasą. Coś wymyślę, aby zatrzymać tam tatę. - Stwierdził zadowolony. - Ale jak zrobimy pasek niebieskiego to będzie śmiesznie. Może po prostu weźmy przy brzegach mniejsze klocki i pozostawiajmy dziurki. Też będą okna. – Zaproponował, obserwując ją. Przygryzł delikatnie wargę, jakby chciał z nią flirtować, chociaż nie miał takiego zamiaru. Była jego przyjaciółką i chcieli połączyć swoich rodziców, a nie siebie.

- Masz rację, będzie wtedy fajniej. Dobrze, tylko tak żebyśmy was jeszcze nie zobaczyły, ok? Szkoda, że nie mamy komórek tak, jak dorośli, wtedy byśmy pisali sms'y i wszystko byłoby łatwiej – stwierdziła Lily, sortując klocki na kolory. – Musimy być jak aktorzy, żeby się nie zorientowali, że coś kombinujemy. Trzeba się też postarać żeby się do siebie zbliżyli. – Zaczęła wymieniać na palcach

Przedszkolaki w akcjiWhere stories live. Discover now