Zgodnie ze wskazówkami blondynki, znajdujemy się przed domem Lary. Drzwi są otwarte, bo dziewczyna wybiegła spanikowana i zapomniała o kluczach. Wnętrze jest zaprojektowane w starym stylu. Ciemna kanapa, drewniany stolik i meblościanka z dziwnymi figurkami. Moja towarzyska biegnie na piętro. W międzyczasie przypatrowuję się zdjęciom. Lara - jak się domyślam - ma identyczne kręcone włosy jak Cherry. Po jej lewej stoi malutka dziewczynka, w wieku może 8 lat. Jest słodka i ma dołeczki. Trzecia osoba to nastolatka, którą poznałam niedawno.
- Ani żywej duszy - mówi rozpaczliwie i siada na kanapie. Już nie płacze, tylko ciężko oddycha. Zajmuję miejsce obok niej, ale dalej trzymam zdjęcie w ręce.
- Jak się właściwie nazywasz? - pytam prosto z mostu.
- Marika.
- Ładnie - wyznaję szczerze. - Mam propozycję. Chodź z nami do mojej piwnicy.
- Nie - wyrywa jej się.
- Dlaczego? Zostawimy kartkę, że tu jesteś, jakby wróciły.
- Bardzo dużo jem - zaczynam się śmiać.
- Poważnie? Jeśli miałaś mnie tym zniechęcić to słabo ci to wyszło.
- Zrozum...
- Nie. To ty zrozum, że idziesz ze mną do mojego domu. Została nam godzina, a ja nie zamierzam marnować jej na bezsensowne kłótnie z tobą - biorę marker i piszę wiadomość na ścianie. I tak już nikt nie będzie miał okazji jej odmalować. Chwytam Marikę za rękę i wychodzimy z domu. Chcę sprawdzić godzinę, więc wyciągam telefon. Cholera. Mam wyciszoną komórkę. Will dzwonił.
- Will? - pytam gdy słyszę szelest po drugiej stronie.
- Adisa! Co ty odwalasz? Gdzie jesteś?!
- Pod domem Lary... - sygnał się urywa. Nie. Nie. Nie. Nie teraz!
- Jeśli asteroida mnie nie zabije to Will na pewno - mówię do siebie i trzykrotnie przyspieszam.
*
Widzę już dom i postanawiam biec. Wpadam do domu i pierwsze co zauważam to mamę z Taylor na rękach i stojącego obok Willa. Przełykam ślinę i wybieram ręce o spodnie.
- Tak, wiem - zaczynam gdy widzę, że przyjaciel otwiera usta. - Nawaliłam.
Zaczyna się historycznie śmiać. To znak, że się naprawdę wkurzył. Mama chrząka i spogląda za mną.
- To Marika - zaczynam spokojnie.
- Nie przyjmujemy wywłok - wypala Will. Moje oczy poszerzają się do wielkości okrągłych kolczyków typowych "wróżek". - Idź do schronu, Adisa.
- Nie! Posłuchaj, to znajoma Lary.
Teraz to on jest w szoku. Chłopak podchodzi do niej i skanuje ją podejrzliwie.
- Jak się nazywa siostra Lary? - pyta, a ja głośno prycham.
- Błagam, czy to przesłuchanie?
- Spokojnie - po raz pierwszy w tym domu Marika coś mówi. - Cherry, ty jesteś Will? Lara mówiła coś o skradzionych pieniądzach...
- Świetnie, pewnie nawet polne myszy o tym wiedzą - brunet mówi coś pod nosem. Marika chce się odezwać, ale on ucisza ja gestem ręki.
- Chodźmy do schronu - proponuje ochrypłym głosem mama. Taylor usnęła i wygląda słodko z lekko uśmiechniętą twarzą. Pewnie śnią jej się jednorożce. Zazdroszczę jej.
Rodzicielka wchodzi do piwnicy, a Marika niepewnie zaraz za nią.
Spoglądam na Willa i coś mi nie gra. Drapie się po karku, co oznacza, że czymś się denerwuje.- Co jest? - podchodzę do niego i ściskam jego dłonie.
- Adisa... Jest problem.
- Marika? Wiem, że nie planowaliśmy brać dodatkowych osób, ale nie mogłam jej zostawić.
- Mam miejsce w Bunkrze - mówi prosto z mostu. Kąciki moich ust szybko unoszą się w górę. Od razu się w niego wtulam.
- Biegnij tam, pewnie wszyscy tam już stoją - szczerze się cieszę. Chociaż jedno z nas się uratuje.
- Biorę was ze sobą - mówi pewnie. - Nie wiem, co zrobić z Mariką.
- Moment... - puszczam go i patrzę W górę. Wspominałam, że Will ma z 2 metry? - Masz jeden bilet. Po pierwsze, skąd? Po drugie, jak dyskretnie przemieścisz trzy dodatkowe osoby do okupowanego przez miliony ludzi Bunkru?
- Od ojca... - wstrzymuję oddech.
Edward Root. Ostatnio widziałam go w wieku sześciu lat, gdy wyrzekał się syna przed sądem i nazwał go "przykrym obowiązkiem". Znienawidziłam go. Bił Willa i nie wracał na noc do domu. Chłopak przychodził do mnie i spał na kanapie. Za bardzo się bałam, że ten psychopata znajdzie go, dlatego kładłam się na drugiej sofie. Will od tego czasu nosi nazwisko mamy, a o ojcu z nikim nie chciał rozmawiać. Nie dziwię mu się.
Ale co wzięło tego starego zgreda na starość, że przypomniał sobie o jedynym synu? Automatycznie zaciskam palce w pięść.- Okazało się, że złapał fuchę w Bunkrze. Każdy pracownik dostał dodatkowe przepustki. Dla rodziny.
- Will, to cudownie! - uśmiecham się. - Ale jak spotkam gnoja to sama pozbawię go najcenniejszej rzeczy każdego faceta - dodaję ze śmiertelną powagą.
- Tak myślałem - chłopak delikatnie się uśmiecha. - Co z Mariką?
- Hm... Dałoby się ją jakoś wkręcić? - pytam z nadzieją.
- Szczerze, nie mam zielonego pojęcia, ale postaram się zrobić wszystko, co w mojej mocy- wydaje się być spięty i... Smutny?
- Dziękuję - zarzucam ręce na jego ramiona.
- Zawołaj je - szepcze po dłużej chwili.
- Mamo! Marika! Idziemy do Bunkru! - krzyczę, otwierając drzwi do piwniczki. Obie mają baaardzo zdziwione miny. Taylor się obudziła i zdezorientowana patrzy na mnie. Biorę ją na ręce i całuję w czoło.
- Szykuj się na spacer, księżniczko.
- Podejdziemy jeszcze po ciotkę - informuje mnie chłopak. To o to jej chodziło. "Przeżyję".
Mam wiele wątpliwości w głowie, niektóre nie dają mi spokoju i nie ma na nie sensownej odpowiedzi, ale jestem wniebowzięta szansą na jakieś jutro. Z radością przyjmuję zimny wiatr na twarzy i z nowym nastawieniem idę do naszej stolicy - Pelagu. Do Bunkru.
Byłabym wdzięczna za każdą gwiazdkę😊
Z góry dziękuję
CZYTASZ
Beginning of the end *ZAWIESZONE*
Fiksi RemajaCo zrobisz gdy dowiesz się, że twoje dni da się zliczyć na palcach jednej ręki? Koniec świata Ale co dalej? Czy w ogóle będzie jakieś jutro? Czy istnieje choć cień szansy na przeżycie? Nadzieja Matka głupców, czy jedyna deska ratunku?