5

1 0 0
                                    

Zgodnie ze wskazówkami blondynki, znajdujemy się przed domem Lary. Drzwi są otwarte, bo dziewczyna wybiegła spanikowana i zapomniała o kluczach. Wnętrze jest zaprojektowane w starym stylu. Ciemna kanapa, drewniany stolik i meblościanka z dziwnymi figurkami. Moja towarzyska biegnie na piętro. W międzyczasie przypatrowuję się zdjęciom. Lara - jak się domyślam - ma identyczne kręcone włosy jak Cherry. Po jej lewej stoi malutka dziewczynka, w wieku może 8 lat. Jest słodka i ma dołeczki. Trzecia osoba to nastolatka, którą poznałam niedawno.

- Ani żywej duszy - mówi rozpaczliwie i siada na kanapie. Już nie płacze, tylko ciężko oddycha. Zajmuję miejsce obok niej, ale dalej trzymam zdjęcie w ręce.

- Jak się właściwie nazywasz? - pytam prosto z mostu.

- Marika.

- Ładnie - wyznaję szczerze. - Mam propozycję. Chodź z nami do mojej piwnicy.

- Nie - wyrywa jej się.

- Dlaczego? Zostawimy kartkę, że tu jesteś, jakby wróciły.

- Bardzo dużo jem - zaczynam się śmiać.

- Poważnie? Jeśli miałaś mnie tym zniechęcić to słabo ci to wyszło.

- Zrozum...

- Nie. To ty zrozum, że idziesz ze mną do mojego domu. Została nam godzina, a ja nie zamierzam marnować jej na bezsensowne kłótnie z tobą - biorę marker i piszę wiadomość na ścianie. I tak już nikt nie będzie miał okazji jej odmalować. Chwytam Marikę za rękę i wychodzimy z domu. Chcę sprawdzić godzinę, więc wyciągam telefon. Cholera. Mam wyciszoną komórkę. Will dzwonił.

- Will? - pytam gdy słyszę szelest po drugiej stronie.

- Adisa! Co ty odwalasz? Gdzie jesteś?!

- Pod domem Lary... - sygnał się urywa. Nie. Nie. Nie. Nie teraz!

- Jeśli asteroida mnie nie zabije to Will na pewno - mówię do siebie i trzykrotnie przyspieszam.

*

Widzę już dom i postanawiam biec. Wpadam do domu i pierwsze co zauważam to mamę z Taylor na rękach i stojącego obok Willa. Przełykam ślinę i wybieram ręce o spodnie.

- Tak, wiem - zaczynam gdy widzę, że przyjaciel otwiera usta. - Nawaliłam.

Zaczyna się historycznie śmiać. To znak, że się naprawdę wkurzył. Mama chrząka i spogląda za mną.

- To Marika - zaczynam spokojnie.

- Nie przyjmujemy wywłok - wypala Will. Moje oczy poszerzają się do wielkości okrągłych kolczyków typowych "wróżek". - Idź do schronu, Adisa.

- Nie! Posłuchaj, to znajoma Lary.

Teraz to on jest w szoku. Chłopak podchodzi do niej i skanuje ją podejrzliwie.

- Jak się nazywa siostra Lary? - pyta, a ja głośno prycham.

- Błagam, czy to przesłuchanie?

- Spokojnie - po raz pierwszy w tym domu Marika coś mówi. - Cherry, ty jesteś Will? Lara mówiła coś o skradzionych pieniądzach...

- Świetnie, pewnie nawet polne myszy o tym wiedzą - brunet mówi coś pod nosem. Marika chce się odezwać, ale on ucisza ja gestem ręki.

- Chodźmy do schronu - proponuje ochrypłym głosem mama. Taylor usnęła i wygląda słodko z lekko uśmiechniętą twarzą. Pewnie śnią jej się jednorożce. Zazdroszczę jej.
Rodzicielka wchodzi do piwnicy, a Marika niepewnie zaraz za nią.
Spoglądam na Willa i coś mi nie gra. Drapie się po karku, co oznacza, że czymś się denerwuje.

- Co jest? - podchodzę do niego i ściskam jego dłonie.

- Adisa... Jest problem.

- Marika? Wiem, że nie planowaliśmy brać dodatkowych osób, ale nie mogłam jej zostawić.

- Mam miejsce w Bunkrze - mówi prosto z mostu. Kąciki moich ust szybko unoszą się w górę. Od razu się w niego wtulam.

- Biegnij tam, pewnie wszyscy tam już stoją - szczerze się cieszę. Chociaż jedno z nas się uratuje.

- Biorę was ze sobą - mówi pewnie. - Nie wiem, co zrobić z Mariką.

- Moment... - puszczam go i patrzę W górę. Wspominałam, że Will ma z 2 metry? - Masz jeden bilet. Po pierwsze, skąd? Po drugie, jak dyskretnie przemieścisz trzy dodatkowe osoby do okupowanego przez miliony ludzi Bunkru?

- Od ojca... - wstrzymuję oddech.

Edward Root. Ostatnio widziałam go w wieku sześciu lat, gdy wyrzekał się syna przed sądem i nazwał go "przykrym obowiązkiem". Znienawidziłam go. Bił Willa i nie wracał na noc do domu. Chłopak przychodził do mnie i spał na kanapie. Za bardzo się bałam, że ten psychopata znajdzie go, dlatego kładłam się na drugiej sofie. Will od tego czasu nosi nazwisko mamy, a o ojcu z nikim nie chciał rozmawiać. Nie dziwię mu się.
Ale co wzięło tego starego zgreda na starość, że przypomniał sobie o jedynym synu? Automatycznie zaciskam palce w pięść.

- Okazało się, że złapał fuchę w Bunkrze. Każdy pracownik dostał dodatkowe przepustki. Dla rodziny.

- Will, to cudownie! - uśmiecham się. - Ale jak spotkam gnoja to sama pozbawię go najcenniejszej rzeczy każdego faceta - dodaję ze śmiertelną powagą.

- Tak myślałem - chłopak delikatnie się uśmiecha. - Co z Mariką?

- Hm... Dałoby się ją jakoś wkręcić? - pytam z nadzieją.

- Szczerze, nie mam zielonego pojęcia, ale postaram się zrobić wszystko, co w mojej mocy- wydaje się być spięty i... Smutny?

- Dziękuję - zarzucam ręce na jego ramiona.

- Zawołaj je - szepcze po dłużej chwili.

- Mamo! Marika! Idziemy do Bunkru! - krzyczę, otwierając drzwi do piwniczki. Obie mają baaardzo zdziwione miny. Taylor się obudziła i zdezorientowana patrzy na mnie. Biorę ją na ręce i całuję w czoło.

- Szykuj się na spacer, księżniczko.

- Podejdziemy jeszcze po ciotkę - informuje mnie chłopak. To o to jej chodziło. "Przeżyję".

Mam wiele wątpliwości w głowie, niektóre nie dają mi spokoju i nie ma na nie sensownej odpowiedzi, ale jestem wniebowzięta szansą na jakieś jutro. Z radością przyjmuję zimny wiatr na twarzy i z nowym nastawieniem idę do naszej stolicy - Pelagu. Do Bunkru.

Byłabym wdzięczna za każdą gwiazdkę😊
Z góry dziękuję

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Feb 04, 2018 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Beginning of the end *ZAWIESZONE*Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz