# 12 #

118 11 0
                                    

Ramirez zaproponowała McKinneyowi, by ten przez pewien czas mieszkał u niej. Nie wspominała, że martwiła się o starego agenta i chciała go mieć na oku. Jednak McKinney uparł się, że musi wynająć coś na własną rękę. Co udało mu się bardzo łatwo; po tym, jak Ramirez podarowała mu smartfon, nauczył się go obsługiwać lepiej od agentki i przez internet znalazł sobie lokum.

– Wiesz, że nie możesz wierzyć we wszystko, co znajdziesz w sieci – Ramirez wiozła McKinneya do jego nowego mieszkania. – Powinieneś sprawdzić to miejsce na własne oczy, zanim zdecydowałeś się tam przeprowadzić.

– Obejrzałem wszystko podczas wideo-rozmowy z właścicielem – odparł, po czym spojrzał na ekran swojego smartfona. Przez całą drogę na zmianę wyglądał przez okno i obserwował co pokazuje GPS w telefonie. – Wiesz, co jest najbardziej rozczarowujące? – odezwał się po chwili. – Nikt nie wynalazł latających samochodów. Powinny już jakieś istnieć.

– Nie ma też morderczych robotów próbujących zniszczyć ludzkość. Ale są za to telefony z internetem i GPS-em. Zamieniłbyś swój smartfon na latający samochód?

– Nie wiem. A ty?

– Raczej nie. Gdzie miałabym nim latać?

– Myślałem, że powiesz, że do latania wystarczy ci miotła.

– Hej, nie bądź niegrzeczny, bo dalej pójdziesz pieszo! – przyjaźnie uderzyła mężczyznę w ramię. McKinney zaśmiał się głośno. Zdawał się mieć dobry humor. Może ta przeprowadzka, to jednak nie był taki zły pomysł?

Mieszkanie znajdowało się w bloku, nad rzeką Ohio. Nowoczesne, minimalistyczne umeblowanie sprawiało, że Ramirez nie wydawało się przytulne, ale McKinney zażartował, że przebywał w gorszych miejscach. Agentka obejrzała wszystko dokładnie, po czym stwierdziła, że lokal wygląda dobrze i jej nowy partner jednak nie został oszukany przez internet.

– Tak, jak mówiłem, sprawdziłem wszystko przez wideo-rozmowę – przypomniał. – Posłuchaj, potrzebuję kilku rzeczy ze sklepu. Możesz pojechać ze mną na zakupy? – zapytał. Wyciągnął plik pieniędzy, swoją pierwszą od wielu lat wypłatę, złożył w wachlarz i pomachał nimi nonszalancko.

Zgodziła się. McKinney wcześniej zaprogramował na GPS-ie całą „wycieczkę". Punkt pierwszy: fryzjer. Ramirez niczego nie mówiła, wątpiła jednak, czy z krótkimi włosami agenta, które miesiąc wcześniej zostały na szybko ścięte przez pielęgniarzy w szpitalu, uda się cokolwiek zrobić. Fryzjer nie dał jednak za wygraną i zmienił fryzurę McKinneya na lepszą. Porządnie zgolił mu też brodę, dzięki czemu agent wizualnie odmłodniał o kilka lat.

Następnym punktem na mapie było centrum handlowe. Ramirez wiedziała, jak tam dotrzeć, ale jechała tak, jak prowadził ją, wpatrzony w GPS-a, McKinney. Który przy okazji okazał się być kiepskim nawigatorem; co chwilę coś go rozpraszało: „na najbliższym skrzyżowaniu skręć w lewo, a potem... niesamowite, nakręcili nowe Gwiezdne Wojny, wiedziałaś o tym?"

Przed przekroczeniem progu supermarketu McKinney po raz pierwszy tego dnia posmutniał. Ramirez dostrzegła to niemal natychmiast.

– Co się stało? – zapytała.

– Nic. Po prostu... zawsze chodziłem na zakupy z żoną – oczy zaszły mu łzami, zamrugał kilkakrotnie, potarł dłonią brodę.

– Jeśli chcesz, możemy tu przyjechać kiedy indziej.

– Nie. Wejdźmy do środka.

McKinney starał się wyglądać na zadowolonego, ale humor ewidentnie mu się popsuł. Ramirez podążała za nim krok w krok i z niepokojem obserwowała pogarszający się stan agenta. Czuł się zagubiony w wielkim centrum handlowym, obecność tłumu ludzi go przerażała, a robienie zakupów nie sprawiało radości. Ramirez dla jego dobra miała zamiar przerwać całą wycieczkę, ale wtedy McKinney zatrzymał się przed witryną sklepu z garniturami i rozpromienił.

– Muszę kupić jeden – stwierdził. – A może nawet kilka. Nie mogę iść do pracy w jeansach!

Ramirez zaskoczyło to, jak dobrze McKinney znał się na garniturach. Pytał o najnowsze trendy, prosił o konkretne marki i specyficzne kroje, zwracał uwagę na gatunek materiału.

– Jak wyglądam? – zapytał, kiedy po prawie godzinie przymierzania, pokazał się w jednym z garniturów, które zamierzał kupić.

Ramirez trudno było ukryć zachwyt. Nie chodziło tylko o strój. Dopiero teraz zauważyła, że dzięki rehabilitacji McKinney przestał się garbić, nabrał muskulatury, a jego twarz nie była już chorobliwie wychudzona. Garnitur dobrze się układał i podkreślał smukłą sylwetkę jego ciała. To wszystko, wraz z porządnie przystrzyżonymi włosami i błyskiem w oczach sprawiało, że mężczyzna wyglądał na dumnego i pewnego siebie. Nikt nie wziąłby go za człowieka, który dwadzieścia trzy lata był uwięziony w piwnicy, ani nawet za tą zagubioną osobę, która niedawno bez entuzjazmu robiła zakupy w supermarkecie.

– Wyglądasz świetnie – stwierdziła. – Naprawdę świetnie.

W sumie McKinney kupił pięć garniturów i pozostał ubrany w ten, który przymierzył ostatni.

Udali się do trzeciego, zaplanowanego przez agenta, punktu wycieczki. McKinney nie chciał zdradzić, dokąd jadą. Celem podróży okazała się najlepsza w mieście restauracja. Ramirez nie była tu nigdy wcześniej.

– Całkiem nieźle, jak na pierwszą randkę – zażartowała.

– Wiesz, w twojej obecności czuję się jak milioner.

– Nie rozumiem.

– To dlatego, bo każdy kto nas widzi, myśli sobie: „ona taka piękna i młoda, a on stary i brzydki, więc musi być cholernie bogaty".

UwięzionyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz