# 21 #

101 9 0
                                    

Błędne decyzje. Najgorsze nie jest to, że się je podejmuje, ale to, że potem człowiek upiera się, by przy nich pozostać.

Peter zostawił mnie na śmierć w piwnicy za to, co mu zrobiłem. Potem zmienił zdanie i zgłosił na policję, że w domu Coffmana mogą mieszkać terroryści, dzięki czemu zostałem odnaleziony. Ja nie zdradziłem gdzie Peter może się ukrywać, bo po pierwsze myślałem, że jestem mu to winien, po drugie liczyłem na to, że Ramirez odnajdzie go bez mojej pomocy i wreszcie po trzecie: chciałem by Peter miał czas na torturowanie Coffmana. Ciągle myślałem, że Peter puści Tima wolno. Ale im więcej czasu mijało, tym bardziej zdawałem sobie sprawę z tego, że Tim był w niebezpieczeństwie, bo Peter nie był już Peterem. Powinienem dużo wcześniej powiedzieć o tym wszystkim Ramirez, ale nie miałem odwagi tego zrobić.

Postanowiłem samemu wszystko naprawić.

Zanim Peter zostawił mnie w piwnicy, powiedział, że postara się, by Coffman patrzył, jak umiera jego ogród. W sąsiedztwie Coffmana, jeden dom był opuszczony. Idealne miejsce na kryjówkę. Boczne drzwi wejściowe miały wyłamany zamek. Wszedłem do środka, oświetlając sobie drogę latarką.

– Peter! – zawołałem. – Wiem, że tu jesteś. Pokaż się!

Zaszedł mnie od tyłu. Poczułem zimną lufę pistoletu na karku.

– Jestem sam, nieuzbrojony – powiedziałem spokojnie. – policja i FBI nie wiedzą, że tu przyszedłem. Chcę tylko zabrać Tima. Nikomu nie powiem, że tu jesteś.

– Zamknij się!

– W porządku, po prostu wypuść Tima.

– Tim zostaje.

– Co? Dlaczego?

– Muszę mieć pewność, że nie jest Owenem Norwoodem.

– Nie jest. Wypuść go.

– Nie.

Poczułem gniew. Byłem pogodzony z własnym losem, nie bałem się śmierci. Chciałem tylko uratować Tima. Ale skoro Peter nie chciał mi na to pozwolić... Uchyliłem się i uderzyłem go łokciem w brzuch. Pistolet wystrzelił tuż nad moją głową. Zaczęło mi dzwonić w uszach. Szamotaliśmy się, każdy chciał skierować lufę w stronę przeciwnika. Usłyszałem kolejny huk wystrzału; Peter nacisnął za spust i ponownie spudłował. Udało mi się wyrwać mu broń. Odskoczyłem i skierowałem lufę w jego stronę. Zamarł w bezruchu.

– Gdzie jest Tim? – zapytałem ponownie.

– Nie oddam ci go. Jesteś Owenem Norwoodem.

– Nie jestem i nigdy nie byłem – terapia doktora Wrighta jednak zadziałała. Dzień wcześniej pewnie przyznałbym mu rację, teraz poczułem dodatkową złość z powodu tego, że tak mnie nazwał. – Coffman zmusił mnie do tego, bym cię skrzywdził. Pociąłby cię na kawałki, gdybym tego nie zrobił – wskazałem blizny na twarzy Petera i jego odcięte ucho. – Ty też błagałeś, bym to zrobił. Wiedziałeś, że inaczej Coffman nie przestałby cię torturować.

– Nieprawda. Trzeba było mu pozwolić mnie zabić! Jesteś Owenem Norwoodem.

– Nie, ty nim jesteś! – krzyknąłem z wściekłością.

Nie odpowiedział mi. Najwyraźniej zrozumiał, że mówię prawdę.

Niespodziewanie poczułem się strasznie zmęczony. Dopiero teraz zorientowałem się, że drugi strzał Petera jednak mnie trafił. Lewy bok mojej koszuli zaczął przesiąkać krwią. Zachwiałem się.

Peter wykorzystał moją nieuwagę, wyrwał mi broń. Wycelował i dotknął spustu.

– Jesteś Owenem Norwoodem! – krzyknął ponownie.

Był przerażony, wściekły i zrozpaczony. Doskonale rozumiałem, co czuł. Wiedziałem, że tylko, jeśli uzna mnie za winnego i zabije, sam przestanie uważać się za potwora. Zamknąłem oczy, pogodzony z tym, co zaraz nastąpi.

Usłyszałem huk wystrzału.

UwięzionyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz