Ciepłe promienie słońca padały na lekko opaloną twarz dziewczyny, która opierała się o betonowy słup wysokiego napięcia. Ciemnowłosa z rozkoszą wsłuchiwała się w szelest - powoli zmieniających kolor na żółty, liści oraz śpiewu ptaków, które jeszcze nie odleciały do ciepłych krajów. Nie lubiła rutyny, a nawet wręcz jej nie cierpała ale to codzienne czekanie było bardzo przyjemne. Ciepły jeszcze letni wietrzyk poruszał ciemnymi kosmykami włosów dziewczyny, które niechciane dostawały się na jej twarz, ale dziewczyna nie za bardzo się tym przejmowałam.
Do uszu ciemnowłosej dobiegł dźwięk kroków, które powoli się do niej przybliżały, ale także robiły się coraz cichsze.
- Hajcie Lejcia! - Powiedziała rudowłosa dziewczyna z wielkim entuzjazmem.
Ciemnowłosa niechętnie odepchnęła się od słupa. Wolałaby zostać i nadal wsłuchiwać się w przyjemne odgłosy natury, ale niestety miała też obowiązki, które musiała spełnić.
- Cześć rudzielcze. - Powiedziała lekko beznamiętnym głosem.
Leo sięgnęła po swój plecak, który leżał obok jej nóg oparty o słup i zarzuciła go na ramie.Dziewczyna ruszyły przed siebie drogą, którą zawsze chodziły do szkoły. Po drodze jak zawsze mijały wysoki stary mur z kamieni, na którym rósł bluszcz. Mur oddzielał strefę zamieszkaną od dziczy, gdzie nikt nie miał wstępu oprócz specjalnych organizacji, które od czasu do czasu musiała zbadać pobliski terenie. Dlaczego? Nikt do końca tego nie wiem. Władza tłumaczy się tym, że tyle terenu wystarcza mieszkańcom i resztę najlepiej zostawić samej sobie. Tak nagle dbają o środowisko...
- Jak tam życie? - Spytała trochę niepewnie Leokadia.
Rudzielec zerkłą na chwilę na swoją koleżankę, po czym udzieliła jej wyczekiwanej odpowiedzi.
- Jakoś leci. Nie narzekam. - Powiedziała trochę zrezygnowanym głosem.
- Ty?! Nie narzekasz. - Zdziwiła się dziewczyna. - Alleluja! Stał się cud! - Wybuchła śmiechem.
Żółtooka pchnęła lekko przyjaciółkę, cicho się śmiejąc, a raczej zmuszała się do śmiechu. Widocznie nie miała nastroju, ale Leo chyba tego nie dostrzegała.
- Cichaj ty zły człeku! - Rzekła rudowłosa, zadziornie się uśmiechając.Piegowata odruchowo wyciągała telefon, aby sprawdzić, jaka jest godzina. Włączyła wyświetlacz telefonu, na którym zegarek pokazywał godzinę „7:55".
- Co?! Później wyjść się nie dało? Znów to samo! - Dziewczyna nie była ani trochę zadowolona z zaistniałej sytuacji.
- Wybacz, mama nie chciała mnie wypuścić, puki nie zjem śniadania. - Rudowłosa zaczęła masować się po potylicy.
- Znowu ta sama wymówka. Nie masz jakiejś innej?! - Leo powiedziała tonem, z którego można było wyczuć gniew i pogardę.Piegowata stała przez chwilę w milczeniu, po czym marszem ruszyła przed siebie. Moni zaczęła chwilę się zastanawiać, po czym podbiegła do Leo i klepka ja w ramie.
- Berek! - Krzyknęła z szyderczym uśmiechem na twarzy.
Użyła swojego miomi i zaczęła biec prędkością niemożliwą dla zwykłego człowieka. Leo nie drgnęła i wpatrywała się w dziewczynę, która po sekundzie zniknęła jej z pola widzenia.
- Serio?! - Ciemnowłosa zaśmiała się nerwowo, była zrozpaczona. - Znowu..?Stała w milczeniu, nie wiedziała co z sobą zrobić.
- Może się uda? - Powiedziała sama do siebie.
Po chwilowej załamie dziewczyna podniosła się lekko na duchu.
Zamknęła oczy i zaczęła myśleć o miejscu, gdzie chciałaby się znaleźć. Niestety nic się nie działo pomimo szczerych chęci dziewczyny. Z frustracji Kadr zaczęła coraz mocniej ściskać dłonie. Nadal nic...
- A! To bez sensu..! - Westchnęła zawiedziona, w głębi siebie miała nadzieję że mogłaby użyć swej mocy, ale bez skutecznie.W oczach piegowatej zaczęły gromadzić się łzy, po czym pociągła nosem i bez najmniejszego namysłu, zaczęła biegnąć przed siebie. Nie chciała się spóźnić na lekcję, zwłaszcza że często jej się to zdarzało przez jej rudowłosą koleżankę. Taka akcja analogicznie się powtarzałam, ale to Leo zawsze miała wpisane spóźnienie w dzienniku.
Dziewczyna biegła, nie zwalniając tępa. Nie mogła sobie na to pozwolić. Może była na tył odpowiedzialna, aby móc mieszkać samej, ale to zawsze tata musiał ją usprawiedliwiać z nieobecności i chodzić na wywiadówki. Tolerował jej słabe oceny z przedmiotów, ale spóźnianie się było dla niego zbyt pogardliwym czynem.
Straszne byłyby konsekwencje szczególności, że Leo mała już parę spóźnień na koncie i nie miała ochoty ryzykować.
-D-dam ra-radę!- Dziewczyna motywowała siebie, aby nie przestać biec.
Piekły ją płuca i trudno było jej oddychać, ale nadal biegła. Jej zawziętość była czymś mało spotykanym szczególności, że spóźnienie nie było czymś wielkim - pomimo kary od ojca, ale fakt, że mimo małej ilości czasu zdąży na lekcję za pomocą własnych nóg, wystarczało jej na motywację.Może wydawać się to dziwne, szczególnie że dziewczyna przecież miała magiczne zdolności - których nie umie używać, to ceniła sobie bardziej cel zdobyty własnymi „siłami" niż za pomocą magi.
W końcu po wyczerpującym biegu oczy Kadr ujrzały wyczekiwany znak, na którym widniał symbol, tego, czego piegowata pragnęła przez cały swój mini maraton. Pierwszy raz tak bardzo cieszyła się na jego widok. Pomimo tego, że parę razy zdarzyło jej się wpaść na ów znak drogowy, cieszyła się, że go widzi. Pomimo zadowolenia i tak dziewczyna wolała ominęła go szerokim łukiem, nie chciała ryzykować życia kolejny raz.
Leo przystanęła na chwilę i podparła się dłońmi o swoje nogi. Miała lekkie trudności z oddychaniem, ale z lekcji EDB pamiętała, że nie należało panikować, tylko powoli oddychać starając się uspokoić szybkie bicie serca i to starała się robić. Bolesne kłucie w gardle przysparzał jej lekkie problemy, by móc nabrać powietrze, lecz z drugiej strony ciemnowłosa starała się nie zwracać na to uwagi. Wyprostowała się i skierowała w stronę małej altanki, która była umieszczona w rogu uliczki ciągnącej się aż do parku Wiszących Kwiatów.
Powoli zaczęła wchodzić po schodkach altanki. Była ona cała pomalowana białą farbą, której nadano fakturę lekko popękanej farby tak, aby wkomponowała się w piękne otoczenie natury. Kiedyś Leo brakowało czegoś w altance, czegoś wow i tak po prostu postanowiła posadzić bluszcz, aby powoli rósł i owijał się między belkami z drewna, które przypominały ułożeniem strukturę plecionego kosza.
W środku znajdował się mały panel sterowania, z którego mogli korzystać uczniowie szkoły dla obrońców i osoby, które mogły sobie pozwolić na kupno specjalnej karty. Kartę musiał mieć każdy, kto miał prawo do jej posiadania, była rodzajem zezwolenia na możliwość korzystania z funkcji bardzo szybkiego transportu, jaką była teleportacja. Społeczeństwo nie było na tyle rozwinięte z technologią, by doszukiwać się czegoś niesamowitego ze strony technologii. W pewnym momencie technologia zatrzymała się i przestała się rozwijać, w pewnym sensie. Naukowcy skupili się na badaniach związanych z obdarowanymi, którzy mieli nadprzyrodzone zdolności. Badania są pilnie strzeżone i nie wiadomo czy w ogóle ujrzą światło dzienne, ale co jedynie naukowcy mogą powiedzieć o ciele samina to to, że jest niezwykłe.
CZYTASZ
Trzepot Motyla (stare, pierwsza wersja)
FantasyOto opowieść o dziewczynie, która odmieni na zawsze los planety Dejlait.