Rozdział 4.

92 11 0
                                    

Gdy rodzice zawieźli swoje dzieci do szkół, Louis jechał odwieźć Harry'ego do pracy.

– Dlaczego nie powiedziałeś im o Hiszpanii? – spytał Lou, przerywając ciszę.
– Po co? Nic tam nie wniosło w naszą historię.
– Jesteś pewien, że nic? Przecież to straszna rzecz.
– Straszna, właśnie. Oni są za młodzi, żeby słuchać o czymś takim.
– Za młodzi? Byłeś niewiele straszy...
– To nic nie zmienia. Okropnie to przeżywałem, nie wiem, jak oni by zareagowali.
– Faktycznie, może lepiej im nie mówić... W tym momencie.
– Tak, powiem im za parę lat. Tylko jeśli spytają.
– A co, jeśli nigdy nie spytają?
– Lepiej dla mnie, chciałbym o tym zapomnieć.

~*~

Właściwie w Hiszpanii było dobrze, a Harry poznał nowych przyjaciół. Niestety ich stracił. Przez jedną sytuację. Obrzydliwą sytuację.

Janet. Szczupła, wysoka, niebieskooka, blondynka. Zabawna, ambitna, inteligentna. Ideał.

Harry był lubiany. Wreszcie mu się udało, ludzie chcieli się z nim zadawać. Żył wymarzonym życiem. Brakowało mu tylko drugiej połówki.

Poznał Janet na domówce. Gdy zaczął chodzić na swoje wymarzone, upragnione imprezy, poznał wiele osób. Kobiety i mężczyźni. Różne osobowości. Jednak Janet była nadrzędnie inna. Przynajmniej dla niego. Prawdopodobnie się zakochał albo zauroczył. Nie był w tym doświadczony, ale zdał sobie sprawę, że cały jego świat kręcił się wokół jednej osoby. Czuł, że zależało mu na niej bardziej niż na kimkolwiek innym. Janet też czuła coś więcej do Harry'ego. Spotykali się często. Kino, restauracja, spacery. Zielonooki zaprosił dziewczynę na randkę. Prawdziwą randkę. Miał zaplanowane wszystko. Serio, wszystko.

Miał zabrać ją na piknik w parku, rozmawiać o wszystkim i niczym. Siedzieliby tam tak długo, aż zaczęłoby się ściemniać. Wtedy Harry okryłby ją swoją marynarką, aby nie było jej zimno. Leżeliby na kocu i oglądali spadające gwiazdy. Tej nocy miał być deszcz meteorytów. Bardzo pięknie. Miło i romantycznie.

Gdy był już na miejscu, czekał. Czekał długo. Dłużej i jeszcze trochę. Zaczęło się ściemniać. Ona nadal nie przychodziła. Dziwnym trafem Harry się nie przejął i po paru niecierpliwych godzinach, wrócił do domu. Myślał, że może jej coś wypadło albo miała lepsze rzeczy do robienia. Było mu po prostu głupio. Zazwyczaj pierwszy zawód miłosny bolał najbardziej, bo było się w tym wszystkim nowym. Nieuzasadnione niepojawienie się dziewczyny raczej dodało Harry'emu więcej powodów do zmartwień i w końcu zaczął się przejmować.

Następnego dnia w szkole nie było Janet. Kolejny tydzień, półtora. Ona zniknęła. Nikt nie wiedział co z nią, gdzie jest, z kim. Jakiś cudem każdy wiedział, że miała spotkać się z Harrym.

Niedziela, dwa tygodnie po zaginięciu dziewczyny. Chłopak chciał spędzić niedzielny wieczór, oglądając jakiś film lub ucząc się na klasówkę z biologii. Jeszcze nie zdecydował. Pewnie wybrałby naukę. Lubił mieć dobre oceny.

Usłyszał pukanie do swoich drzwi. Odpowiedział i czekał, aż ktoś wejdzie. Przez drzwi weszła zapłakana mama.

– Harry...
– Co się stało? - spytał zaniepokojony, wstał z łóżka i podszedł do mamy.
– Nie wiem, naprawdę nie wiem... Nie wiem jak ci to powiedzieć - wyglądała na zdezorientowaną sytuacją.
– O co chodzi?
– Janet nie żyje. Została zamordowana.

Reakcja Harry'ego była dziwniejsza, niż można było się spodziewać, ale jaka reakcja byłaby właściwa na tak okrutną rzecz? On po prostu kazał mamie wyjść. Położył się na łóżku i nic.

Nicość.

Leżał tak nie wiadomo jak długo. Wstał, płacząc. Nawet nie zauważył, kiedy zaczął płakać. Stanął na środku pokoju i krzyczał. Krzyczał i płakał. Chodził po pokoju, zrzucał rzeczy z półek, walił pięściami we wszystko, co stanęło mu na drodze. Zdarł sobie dłonie i zostawił ślady w ścianach. Dostał furii. Wyszedł z domu. Mama próbowała go zatrzymać. Nie udało jej się. On po prostu wyszedł i zaczął iść. Szedł gdziekolwiek. Nie dotarł nigdzie. Nie wiadomo jak długo się włóczył. Wrócił w nocy.

W dniu randki Janet i Harry'ego stała się tragedia, a miało być idealnie. Ideały nie istniały... Prócz niej.

Janet od samego rana była szczęśliwa. Tak bardzo szczęśliwa. Zaczęła się przygotowywać na spotkanie już dwie godziny przed. Chciała wyglądać pięknie dla niego. Wybrała zwiewną, różowo-białą sukienkę w paski przed kolano. Zrobiła staranny makijaż. Czerwone usta. Włosy zakręciła. Długie blond loki. Wyszła z domu wcześniej, aby mieć pewność, że się nie spóźni.

Ona mieszkała w miasteczku niedaleko chłopaka. Dzielił ich las i rzeczka. Las, którym szła do Harry'ego.

Złapał ją. Jakiś typ. Zrobił jej krzywdę. Prawdopodobnie gwałt. Potem śmierć. Z wykończenia? A może ją udusił... Zostawił ją w rowie.

Harry się załamał. Obwiniał się. Dlaczego? Myślał, że przez niego Janet nie żyje. To przez niego, bo zaprosił ją na randkę. Czy gdyby poszedł po nią, nie wydarzyłaby się taka tragedia? Może taka rzecz przytrafiłaby się jemu? Albo innej osobie? On nigdy się nie dowie. Po prostu się obwiniał. Obwiniali go też jego znajomi.

Gdy wieść o zabójstwie dziewczyny rozniosła się po mieście, wina spadła na Harry'ego. Znajomi stwierdzili, że gdyby nie on, nic by się nie stało. Lubili Janet bardziej od niego. Odwrócili się od niego.

Mama próbowała wytłumaczyć synowi, że to nie jego wina, że nie ma się zadręczać. Starania rodzicielki nie przynosiły rezultatów. Musiała obserwować każdego dnia jak jej syn był coraz bardziej smutny. Bledszy, bo rzadko wychodził z pokoju. Nie wyspany, bo miał problemy ze snem.

Harry znowu był sam. Sam ze swoimi problemami. Dostał depresji. Miewał ataki paniki, koszmary i potrafił w środku dnia płakać bez przyczyny. Nie dawał już rady.

Do końca roku szkolnego nie odzywał się do nikogo. Skończył szkołę. Zaczął studia stomatologiczne. Mama była z niego dumna. Ojczym też. Siostra również. Ogółem rodzina. Tylko oni. Albo aż oni. On siebie nienawidził.

~*~

„Nie widziałam cię już od miesiąca.

I nic. Jestem może bledsza,

trochę śpiąca, trochę bardziej milcząca,

lecz widać można żyć bez powietrza!”

YOU'RE SO TINYOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz