— Elena...— Lydia przytuliła dziewczynę.
Bała się o nią. Słyszała głosy, a czasami wręcz krzyki odnośnie Kings. Żaden z tych nie był dobrą nowiną. Mówiły o wielkim nieszczęściu, które spadło na dziewczynę oraz o przyszłych serii katastrof oraz niefortunnych zdarzeń. Nie mogła przestać oglądać się za siebie. Czuła się obserwowana przez cienie, które chodziły po ścianach przybierając różne formy. Zazwyczaj właśnie szatynki, ale tylko wtedy gdy jej nie było w pobliżu jakby chwały się przed nią. Uciekały przed szatynką. Cień Kings był inny. Wyraźniejszy i większy. Za każdym razem Lydia odtrącała te obawy, bo miała wrażenie, że popada już w obłęd. Chciała odpuścić, ale nie mogła. Coś jej mówiło, że to prawda że jest daleka od obłędu, a bliska prawdy. Odkrycia sekretu Eleny Kings, o którym ona sama nie wie...
— Cześć Lydia.— powiedziała cicho zgaszona. Martin zmarszczyła brwi. Elena Kings była osobą o charakterze dość twardym, miała co prawda przebłyski łagodności, ale nigdy w głosie. Zawsze była w nim nutka dominacji oraz pewności siebie. Teraz jakby ktoś jej to ukradł...
— Elena, szukaliśmy cię tydzień... Tylko cześć masz do powiedzenia?
— Nie musieliście mnie szukać.— poprawiła trochę ubrudzoną kurtkę. Stiles zbadał ją wzrokiem. Coś mu nie pasowało w niej. Ogólnie jej nie ufał, ale teraz jeszcze bardziej. Była inna, bardziej obca niż przedtem. Biła od niej zła aura. W nastolatki spojrzeniu ujrzał pusty wyraz, przed zaginięciem nastolatki wzrok był przesiąknięty arogancją oraz chęcią osiągnięcia władzy.
Szturchnął ramieniem Scotta, który również spoglądał na Kings z dystansem i ostrożnością. Stilinski skinął dyskretnie głową na drzwi i ruszył z nim do wyjścia. Malia pociągnęła nosem. Wyczuła kwaśny zapach.
— Musieliśmy. To nasza zasada...
— Zostałaś otruta.— powiedziała Hale bez ceregieli, podchodząc bliżej.— Jaśminem.
— Nie.— odpowiedziała krótko.
— Kłamiesz.— mruknęła. Martin zaprzeczyła głową.
— Malia.
— Kłamiesz. Słyszę twoje serce, wali jak oszalałe, Kings. Więc jaka jest prawda?
— Dość.— Lydia skarciła Malię.— Wiem, że nie lubicie się, ale Malia nie oskarżaj Eleny, jeśli nie masz dowodów.
— Jestem kojotołakiem, słyszę więcej i lepiej tak samo z wzrokiem. Mam dowody.
— No dobra...— Kings przekrzywiła głowę w bok w dość sztywny sposób.— Poza zapachem i sercem, masz jakiś bardziej wiarygodny dowód?
— Nie, ale będę go miała.— wyszła zła.
Tymczasem Scott i Stiles (korytarz, posterunek policji)
— To nie Elena.— rzucił Stiles.— Wiem jak to brzmi, ale to nie ona...— ściszył głos.
— Też mi coś nie pasuje.— Scott zamyślił się na moment.— Jest inna. Czuję od niej więcej zapachów tych nadnaturalnych. Jakby...— zawahał się.— Znam ten zapach należał do Oni.
— Sądzisz, że Oni są związani z Eleną?— zapytał zestresowany, przełykając ślinę na wspomnienie ich dawnych wrogów.— I z Nogitsune?— zrobiło mu się duszno, na zmiankę o złym duchu.
CZYTASZ
I Never Could Trust You. |Teen Wolf
FanfictionSukces - działanie na najwyższym poziomie możliwości jednostki, w kierunku spełnienia jej marzeń i pragnień przy jednoczesnym zachowaniu równowagi pomiędzy wszystkimi płaszczyznami życia. Innymi słowy sukces jest to stan zamierzony, zrealizowany w p...