8.|Drzwi

426 26 9
                                    

— Cień powie prawdę...— wyszeptała Lydia, leżąc plecami na jej łóżku w sypialni.— Jaką prawdę, skrywa cień?— zapytała, mając nadzieję, że w ten sposób odkryje tajemnicę Eleny.

Od zaginięcia Kings minęły cztery godziny. Raisa postanowiła, że sama ją odnajdzie, bo zwątpiła w stado Scott. Nie chciała ich pomocy. Nie chce niczyjej pomocy od niczego ani nikogo. Wolała wypruć sobie wnętrzności i znałeść Elenę na własną rękę niż pozostawić swoją młodszą siostrę na pastwę nastolatków, którzy  nawet nie potrafią panować nad swoimi mocami.

— Cień powie prawdę, gdy padnie na niego światło... Kim jest tym cholernym światłem?— zamknęła oczy.— Chcę znać prawdę...— jej głos się złamał. Poczuła łzy w oczach. Była zdesperowana. Chciała zaleść Elenę tak mocno, lecz sama nie miała pojęcia dlaczego. Podświadomie potrzebowała jej dla świętego spokoju. Strona ludzka chciała jedynie wiadomości, że żyje i jest cała zdrowa, a za to ta druga potrzebowała jej, by okiełznać moce. Przy niej krzyki czy szepty znikały, miała wtedy wrażenie, że stała się spowrotem tą samą Lydią Martin jak w drugiej klasie liceum...

Wolała się cofnąć do tamtych czasów, zrobić wszystko inaczej, ale wiedziała, że to może mieć wpływ na jej przyszłość - efekt motyla.

Otworzyła oczy, gdy usłyszała drzwięk otwarania drzwi, a w jej domu nikogo poza nią nie było.
Uniosła się i ujrzała światło zza otwartych drzwi. Szła jak na jawie. Wszystko co dotykała po drodze zamieniało się w proch. Wyciągnęła rękę w stronę światła. Czym bliżej miała dłoń, tym bardziej słyszała szepty co raz głośniejsze. Poczuła mrowienie w nogach, które powoli rozchodziło się po jej ciele. Oddychała ciężej. Światło się oddalało. Zaczęła tracić siły...

— Nie, zostań...— upadła na trawę w rezerwacie.— Proszę, zostań...— drzwi się zamknęły z trzaskiem. Stały przy niej, ale ona pomimo determinacji nie mogła wstać. Miała wrażenie, że została kaleką. Podniosła delikatnie głowę. Otworzyła usta by zacząć krzyczeć, ale nie mogła. Nastolatki głos jakby ugrzązł w gardle. Sine dłonie z szponami wyrastały z ziemi i łapały za nogi Lydii. Po jej policzkach leciały swobodnie łzy. Ból wbijających się szponów był nie do wytrzymania dla rudowłosej. Nie mogła z tym nic zrobić ani krzyczeć ani szarpać się.
Cierpiała powoli i boleśnie. Tak jak w jej najgorszym koszmarze - samotnie.

— Jak to jest Lydia?— odwróciła głowę w stronę znajomego głosu.— Jak to jest umierać w cieniu? Jak to jest umierać z świadomością, że nie uratowało się Eleny, która była kluczem do sukcesu?

Jej twarz, była taka sama kiedy umierała. Brązowe włosy trochę splątane, czekoladowe oczy, które wyrażały pustkę, co było rzatkością u nastolatki. Na jej usta wkradł się delikatny uśmiech, ale jak kojący w danej chwili dla Martin. Lydia zacisnęła oczy i wybuchła niepohamowanym płaczem. Nie mogła przestać, nie chciała przestać.

— Lydia, jak to jest umierać z świadomością, że nie uratowało się Allison, która tak ci ufała i powierzyła swoje życie?— zły duch, oparł się o drzwi. Tak bardzo go nienawidziła.

— Podle. Czuję się podle...— zaśmiał się kpiąco, przybliżakąc się do banshee.— Czuję się brudna.

Nogitsune usiadł po turecku przy niej.

Nogitsune usiadł po turecku przy niej

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
I Never Could Trust You. |Teen Wolf Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz