Marinette
- Zaliczone! - razem z kotem skleiliśmy żółwika. Moje kolczyki zapikały po raz czwarty.- Ojć - złapałam się za uszy i uśmiechnęłam się do Chata - lecę!
Zaczepiłam yo-yo o najbliższy budynek i rozpoczęłam swoją wędrówkę po budynkach. Uwielbiam ten wiatr we włosach i ulicę prześlizgującą się pod nogami.
W połowie ostatniego skoku między jakimś blokiem, a moim balkonem przemieniłam się. Twardo wylądowałam, obijając sobie kolana. Syknęłam z bólu i pomału podniosłam się z ziemi. Tikki leżała wykończona na stoliku do kawy.
- Marinette! Nakarm mnie! - zaczęło błagać stworzonko - potrzebuję energii jeśli chcesz się przemienić na dzisiejszy patrol!
- Dziś nie idziemy na patrol - zaśmiałam się i wzięłam Biedroneczkę na ręce - Chat Noir obiecał się tym zająć. Chodź, dam ci ciasteczka - Weszłam do swojego pokoju przez klapę w podłodze, położyłam Tikki na poduszkę i skierowałam się do szafki, pełnej ciasteczek, przeznaczonych tylko i wyłącznie dla mojego kwami.
Gdy nakarmiłam już małą biedronkę, położyłam ją spać i zeszłam na dół, zrobić sobie kakao. Wyszłam na taras.
Gdy tak opierałam się o barierkę i piłam ciepłe kakao, myślałam o swoim życiu jako Ladybug.
Kochałam je. Jako Biedronka byłam odważną i śmiałą dziewczyną, może nawet ładna. A jako Marinette? Niewidoczną niezdarą.
Nie wiadomo dlaczego moje myśli zeszły nagle na Chata. Skakał teraz gdzieś po dachach Paryża. Blond włosy bohater był nawet fajny. Szarmancki i przystojny. Bożyszcze nastolatek.
Ale nie taki jak Adrien😉
Momentalnie zapomniałam o Chacie.
Myśląc o boskim blondynie, patrzyłam na zachód słońca.
W pewnym momencie z moich rozmyślań wyrwał mnie huk wystrzału. Potem dwa głuche uderzenia i nad moją głową przeleciało coś czarnego. U stóp upadł mi srebrny kawałek metalu. Odwróciłam się szybko. Za doniczkami z kwiatami coś się poruszało.
- Cholera - zaklął. Głos wydawał się znajomy. Odsunęłam kwiaty. Czarna postać siedziała do mnie tyłem, ale dostrzegłam kocie uszy.
- Czarny Kot?
- Chat Noir - mruknął pod nosem, wstał i odwrócił się mnie przodem - Marinette?
Rozejrzał się zdezorientowany.
- Przepraszam Marinette. Już stąd spadam - próbował się schylić po metalowy przedmiot, który okazał się kicikijem. W połowie drogi, syknął z bólu i złapał się za bok. W ciemnościach zobaczyłam, że jego palce skleja jakaś gęsta ciecz.
- Chat... - podeszłam do niego - zejdź do mojego pokoju. Zobaczę co się stało - wskazałam na klapę w podłodze.
- Nie będę ci robił kłopotu - znowu syknął z bólu - będę szedł - tym raze udało mu się złapać kicikij.
- Nie Kocie - on o tym nie wiedział, ale był przyjacielem Biedronki, czyli moim i nie puszczę go samego kiedy coś mogło mu się stać - schodzisz ze mną.
Delikatnie by nie sprawić mu większego bólu, złapałam go za rękę i pociagnęłam na dół. Tikki na szczęście spała na poduszce ulokowanej w jednej z szafek więc Chat jej nie zobaczy.
W świetle okazało się, że cały bok stroju jest rozdarty, a z rany wypływa lepka krew.
Czarny Kot widząc, że mu się przyglądam ustawił się tak, by zasłonić prawy bok.
CZYTASZ
Nie Opuszczam || miraculous✔
FanfictionMarinette jest zwyczajną dziewczyną, która za maską idealnej bohaterki skrywa mnóstwo uczuć, niekoniecznie pozytywnych. Dodatkowych zmartwień dodaje jej jednostronna miłość w kierunku przystojnego blondyna parającego się modelingiem. Jednak gdy pew...