rozdział I

15 2 0
                                    

Wchodzę przez potężne drzwi szkoły.  Po prawej stronie stoi Janusz. 
Mój przyjaciel za dzieciaka.

- Cześć słońce.

- Spadaj- strasznie irytuje mnie, gdy tak do mnie mówi.

- Przepraszam,  nie bądź taka ostra.

- Chodź pod klasę. 

Ehh...  Oczywiście poniedziałek i najwięcej kartkówek.  Życie jest piękne...

Idę z Jankiem pod salę 315.
Nagle zatrzymuję się.  To on,  Maciej,  co ja mam robić.
Patrzę pogardliwie na Janka jakby jego winą było to że ten idiota tu stoi.

- Nie zwracaj na niego uwagi.

Łatwo mówić.  To nie jego prześladuje jakiś kretyn, który myśli że może być z kim chce i kiedy chce.  Niestety w ciągu tego roku zaczął polować na mnie.  Co prawda przestał być aż tak nachalny odkąd Janusz obił mu mordę, ale i tak się na mnie gapi i do mnie wypisuje.

Przechodzimy obok niego szybkim krokiem. 

Czuję na sobie jego wzrok.  Nienawidzę go.  Czemu tak ciężko mu pojąć, że on mi się kompletnie nie podoba.

Obracam się w jego kierunku, aby spojrzeć czy się gapi. 

O nie!  Idzie tu.  Janek ratuj.

- Hej,  przepraszam że byłem taki...  No wiesz. - Mówi Maciej jakby nigdy nic.

- Spier***** stąd,  chyba że brakuje ci roztrzaskanego nosa. - Janek pręży mięśnie i zbliża się w jego kierunku.

- Janusz,  spokojnie,  on już sobie idzie.- Powiedziałam lekko zaniepokojona.  Nie chciałam, żeby była z tego jakaś większa afera.  Wtedy pobili się poza szkołą,  w budynku lepiej trzymać się zasad. Nie jeden śmiałek wyleciał z hukiem.

Maciej uśmiechnął się i odszedł.  Mam nadzieję, że nie pomyślał sobie czegoś.  Nie chciałam go bronić,  bardziej chciałam bronić Janka,  nie chcę, żeby wyleciał przeze mnie.

Usiędliśmy na ławce i czekaliśmy na matmę.

Ona I OnOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz