Wchodzę przez potężne drzwi szkoły. Po prawej stronie stoi Janusz.
Mój przyjaciel za dzieciaka.- Cześć słońce.
- Spadaj- strasznie irytuje mnie, gdy tak do mnie mówi.
- Przepraszam, nie bądź taka ostra.
- Chodź pod klasę.
Ehh... Oczywiście poniedziałek i najwięcej kartkówek. Życie jest piękne...
Idę z Jankiem pod salę 315.
Nagle zatrzymuję się. To on, Maciej, co ja mam robić.
Patrzę pogardliwie na Janka jakby jego winą było to że ten idiota tu stoi.- Nie zwracaj na niego uwagi.
Łatwo mówić. To nie jego prześladuje jakiś kretyn, który myśli że może być z kim chce i kiedy chce. Niestety w ciągu tego roku zaczął polować na mnie. Co prawda przestał być aż tak nachalny odkąd Janusz obił mu mordę, ale i tak się na mnie gapi i do mnie wypisuje.
Przechodzimy obok niego szybkim krokiem.
Czuję na sobie jego wzrok. Nienawidzę go. Czemu tak ciężko mu pojąć, że on mi się kompletnie nie podoba.
Obracam się w jego kierunku, aby spojrzeć czy się gapi.
O nie! Idzie tu. Janek ratuj.
- Hej, przepraszam że byłem taki... No wiesz. - Mówi Maciej jakby nigdy nic.
- Spier***** stąd, chyba że brakuje ci roztrzaskanego nosa. - Janek pręży mięśnie i zbliża się w jego kierunku.
- Janusz, spokojnie, on już sobie idzie.- Powiedziałam lekko zaniepokojona. Nie chciałam, żeby była z tego jakaś większa afera. Wtedy pobili się poza szkołą, w budynku lepiej trzymać się zasad. Nie jeden śmiałek wyleciał z hukiem.
Maciej uśmiechnął się i odszedł. Mam nadzieję, że nie pomyślał sobie czegoś. Nie chciałam go bronić, bardziej chciałam bronić Janka, nie chcę, żeby wyleciał przeze mnie.
Usiędliśmy na ławce i czekaliśmy na matmę.