26.03. piątek
Blake siedział przede mną, na moim sporym łóżku. Przemywałam wilgotną szmatką rany na jego twarzy. Robiłam to delikatnie i powoli, gdy zwracałam uwagę na to, że co jakiś czas jego nos marszczył się, zapewne za sprawą nieprzyjemnego uczucia. Chłopak patrzał prosto w moją twarz, a ja w skupieniu dbałam o jego rany.
— Dlaczego mi pomagasz? – Sama nie wiedziałam, dlaczego właśnie to robiłam. Mogło być to spowodowane wyrzutem sumienia, bo to ja byłam tematem przez który się bił. Dalej dbałam o Blake'a, zastanawiając się nad odpowiedzią na jego pytanie. Pokój był rozświetlany przez małą lampkę nocną, dzięki czemu widziałam, jak jego szmaragdowe oczy wpatrywały się mnie i moje delikatne ruchu.
— Można powiedzieć, że ty pomogłeś mi, dając w twarz Luisowi. – Wzruszyłam obojętnie ramionami. Dziękowałam mojej matce za grube ściany w domu, bo muzyka w moim pokoju była ledwie słyszalna. — Taka koleżeńska przysługa.
— Jesteś pewna, że tylko koleżeńska? – Spytał ledwie słyszalnym szeptem, gdy usiadłam na łóżku. Materac lekko się ugiął, a ja byłam z siebie dumna, że udało mi się doprowadzić do porządku rany Blake'a.
— Niczego już nie jestem pewna. – Szepnęłam i spojrzałam prosto w jego zielone tęczówki. Gdy zobaczyłam zakrwawionego Blake'a okropnie się zmartwiłam i mimo, iż chciałam wyrzucić z siebie troskę o niego, nie udawało mi się to. Mój zakazany owoc coraz bardziej na mnie wpływał, a mnie było coraz trudniej uciekać.
— Posrana akcja, co? Niedawno skakaliśmy sobie do gardeł i nienawidziliśmy się z całych serc. Teraz ja się biję, bo ktoś cię wkurza, a ty mi pomagasz potem dojść do siebie. Żałujesz tego, że nasza znajomość nie zatrzymała się na nienawiści?
— To jest dobre pytanie. Wciąż cię szczerze nienawidzę, no cóż może trochę mniej niż wcześniej. Wciąż mnie irytujesz i cały czas chcę rozszarpać ci gardło, ale mimo to, lubię spędzać czas w twoim towarzystwie. Nie rozumiem tego, ale odpowiadając na twoje pytanie, nie, jeszcze nie żałuję.
— Też cię nienawidzę. – Szepnął, a jego szmaragdowe oczy przewierciły mnie pełne jadu nienawiści. Wierzyłam w to, że mnie nienawidził. Pokazywał to wcześniej na każdym kroku.
— Chociaż w czymś się zgadzamy. – Prychnęłam i wbiłam w niego swoje czarne tęczówki.
Siedzieliśmy tak krótką chwilę, wpatrując się w siebie wzajemnie. Nie wiedząc czemu, atmosfera wokół nas stawała się coraz bardziej napięta, a powietrze było cholernie gęste. Dziwne skurcze mojego żołądka sprawiały, że nie miałam pojęcia co się kurwa działo. Przyjrzałam się tym zielonym oczom i wtedy moje serce lekko się rozpaliło, dokładnie tak, jak zawsze rozpala się ogień. To uczucie było intensywne i tak cholernie nieznane.
— To głupie, ale mam ochotę cię pocałować. – Wyszeptał Blake, a motyle w moim brzuchu zaczęły gwałtownie latać. Nie rozumiałam tego, co się ze mną wtedy działo.
— Ja też mam taką ochotę. – Wyznałam w pełni świadoma swoich słów. Może jednak nie? Nie. Chciałam go pocałować. Nieważne, jak idiotycznie to brzmiało. Chciałam poczuć na swoich ustach jego pełne wargi. Chłopak przejechał językiem po dolnej wardze, a supeł, który zaciskał mi brzuch, robił się coraz mocniejszy. Serce gwałtowniej galopowało.
I nadszedł ten moment. Blake powoli zaczynał zbliżać się w moją stronę. Robił to niepewnie, tak, jakby nie był pewny tego, czy mógł to zrobić. Mnie było wszystko jedno. W końcu to miał być jeden, nic nieznaczący pocałunek, o którym nie będziemy pamiętać kolejnego dnia. Może popełniałam błąd, może nie powinnam była tego robić, może powinnam się odsunąć i uciec, w końcu do niczego mnie nie zmuszał. W pełni chciałam oddać mu się sama w sobie. Również chciałam go posmakować.
CZYTASZ
NIE POWINNIŚMY ✔
Teen FictionWersja przed poprawkami „- Nie powinniśmy się spotykać - szepnęłam, gdy chłopak przerwał gorący pocałunek. - Nie powinniśmy udawać, że nie darzymy się żadnym uczuciem - jego ciepłe usta znowu spoczęły na moich wargach, a rozgrzany język wtargnął...