17.03. środa
— Wstawaj leniwa klucho – ze snu wyrwał mnie głos mojego młodszego brata. Westchnęłam głęboko, bo czasami miałam aż za wielką ochotę rozprucia go na strzępy. Zasłoniłam głowę poduszką, gdy ten wparował do mojego pokoju i odsłonił okna.
— Kto pozwolił tobie tutaj w ogóle wchodzić? – zapytałam się chłopaka złowrogim tonem. Usiadłam na łóżku i przetarłam oczy palcami. Nie miałam chęci do zbierania się do szkoły. Nie lubiłam chodzić do miejsca, które było zwane „przyszłością nastolatków", bo siedzenie na twardych, drewnianych krzesłach przez osiem godzin, było po prostu wielką katorgą. Zdecydowanie wolałam ciepłe łóżko, kołdrę i milion poduszek, które i tak w nocy lądowały na podłodze obok mojego łóżka.
— Mama kazała mi cię obudzić. Jest już siódma piętnaście, a ja nie mam zamiaru znowu spóźnić się przez ciebie do szkoły – powiedział wysoki chłopak. Logan miał czarne włosy i błękitne oczy. Był wysoki oraz wysportowany, co było zasługą tego, że trenował w szkolnej drużynie koszykówki. Był w przedostatniej klasie i jak na siedemnastoletniego gówniarza, prezentował się bardzo dobrze. Odziedziczył włosy po ojcu, a swoje oczy po matce. Ze mną było zupełnie na odwrót.
Gdy patrzyłam na Logana, to wiedziałam, że zdecydowanie ze mną wygrywał. Miał czarne, proste włosy, które codziennie były idealnie ułożone, ja miałam lekko falowane blond włosy, które cholernie lubiły się plątać. Oczy chłopaka były błękitne i miały ten błysk, który działał na dziewczyny. Moje tęczówki nic nie wyrażały, były jak nocne niebo, które nie miało w sobie błysku jakiejkolwiek gwiazdy, jednolite i wyprane z emocji. Z natury miałam zawsze pecha, nawet, gdy Bóg tworzył mnie i Logana, jego stworzył na wyśmienitą dziewiątkę, a mnie na marną piątkę.
— Mogłeś bardziej dbać o swoje auto, teraz muszę wozić cię moim – westchnęłam i wstałam z łóżka. Stanęłam przy bracie i sięgałam mu do klatki piersiowej. Logan nie był przesadnie wysoki, to po prostu ja miałam metr pięćdziesiąt siedem.
— Mogłaś bardziej zadbać o swoją twarz, wygląda koszmarnie – skomentował, jak to miał w zwyczaju, a ja posłałam mu zaspane, pełne nienawiści spojrzenie. Chciałam mu odgryźć i palnąć coś na swoją obronę, ale tak, jak mówiłam, był wyśmienitą dziewiątką.
— Spierdalaj – warknęłam jedynie, a chłopak parsknął śmiechem — zaraz nie będę ci już woziła twojego leniwego tyłka.
— Pamiętaj, że ten leniwy tyłek w zamian za pomoc sprząta ci pokój, zmywa po tobie naczynia i wychodzi z psem – dodał chłopak i pokierował się do wyjścia.
Podeszłam do okna i zobaczyłam piękny, wiosenny poranek. Mimo wszystko mój humor i tak był ponoru. Byłam okropnie zmęczona i zaspana, miałam nadzieję, że kubek porządnej kawy i parę kosmetyków poprawią mój poranny nastrój. Spojrzałam na łóżko z wielkim utęsknieniem i pragnęłam znowu do niego wskoczyć, zakopać się pod kołdrą i odpłynąć w błogi sen.
Mogłam wyjaśnić swoje złe samopoczucie jednym, zwyczajnym słowem „te dni", myślałam, że każdy wiedział o co z tym chodziło. Ból brzucha zdecydowanie niszczył mój dzień. Odeszłam od okna i znalazłam się przy białej komodzie, z której postanowiłam wyciągnąć czarne leginsy i zdecydowanie za dużą, szarą bluzę. Na dworze było chyba ciepło, więc strój wydawał mi się być idealnie dopracowany. Pokierowałam się do łazienki, która znajdowała się w moim pokoju i przez przypadek uderzyłam się małym palcem u stopy w drewnianą nóżkę komody, z której wyciągałam przed chwilą ciuchy.
— Kurwa mać! – krzyknęłam, gdy nieznośny ból przeszył całe moje ciało. Miałam jeszcze większą ochotę schować się pod kołdrę i iść spać. Uderzenie się w mały palec u stopy, był zdecydowanie chyba najgorszym bólem, który odczułam w całym moim pechowym, osiemnastoletnim życiu. Od urodzenia byłam chodzącą niezdarą, a pech towarzyszył mi niemalże cały czas.
CZYTASZ
NIE POWINNIŚMY ✔
Novela JuvenilWersja przed poprawkami „- Nie powinniśmy się spotykać - szepnęłam, gdy chłopak przerwał gorący pocałunek. - Nie powinniśmy udawać, że nie darzymy się żadnym uczuciem - jego ciepłe usta znowu spoczęły na moich wargach, a rozgrzany język wtargnął...