XXXIII

540 60 3
                                    

* Keith pov. *

- Co tu robisz Lance? - Zapytałem widząc mojego męża, który wyraźnie nad czymś intensywnie myślał.
- ... Patrzyłem na Ciebie.
Zaśmiałem się, czytając rękę latynosa.
- Chodźmy na obiad.

Jedliśmy już i każdy jakoś... skośnie patrzył na Lance'a.
- Jak tam Lance? - Zapytał lider, jakby wyczekującym głosem.
- Jeszcze nie.
- A kiedy?
- Dzisiaj.
- A o co chodzi? - Zapytałem zaciekawiony, podnosząc głowę.
- Nic ważnego. Zakład. - Zbył mnie brązowowłosy, wracając do jedzenia.

Wróciwszy do pokoju wziąłem laptopa i zacząłem przeglądać internet.
- Cześć skarbie. - Usłyszałem za sobą mojego męża.
- Hejo - Odparłem cicho, nie odrywając wzroku od monitora.
- Przytyło mi się, co? - Zapytał, siadając na łóżku.
To podchwytliwe pytanie?
- Haha, no,  może troszkę? - Powiedziałem po czym oparłem głowę na dłoni.
- Wiesz, obawiam się, że w najbliższym czasie jeszcze bardziej urośnie.
- Oj bez przesady! Wrócimy na Ziemię, i będziesz duużo się ruszać.
- Ale to nie jest kwestia ruchu, Keith.
Słysząc to zmarłem, odwracając się do Lance'a.
-A czego?
- Wiesz.. Masz taką zajebistą fryzurę, że teraz będzie w małych wersjach ×3 !
Uniosłem brwi, nie rozumiejąc intencji chłopaka.
- Wszyscy idą do fryzjera?
Między nami zapanowała cisza, Lance chyba się troszkę ciut załamał.
- Keith, idioto, będziemy mieli dziecko.
C-co?
- .....
- Keith?
Jak się oddycha?
Zaraz zaraz, czyli on jest w ciąży?!
Jak?!
- Lance.. Dziękuję.. - Szepnąłem podchodząc do niego i go przytulając.- Jakim ja jestem farciarzem...
Czuję jak chłopak wtula się we mnie.
- Ile już?
- Drugi miesiąc..
- Czemu nie powiedziałeś mi wcześniej? Więcej bym ci pomagał, inaczej bym się zachowywał..
- Jest dobrze, Keith. Teraz już wiesz, a to jest najważniejsze.
Zamykam oczy, biorąc głęboki wdech.
- Pójdę włożyć piżamie.
- Idź, poczekam tu na Ciebie kochanie.

Loading.....
Będę ojcem.
Już w sumie nim jestem.
Mój mąż jest w ciąży.
.......
Ludzie, wtf?!
- Już?- Zapytałem, patrząc jak Lance gramoli się pod kołdrę obok mnie.
- Yup.. jestem wykończony. - Zaskomalał, spoglądając na mnie.
Objąłem chłopaka, całując go w czoło.

- Mam dwie wiadomości! - Oznajmiła Allura, wchodząc do sali. - Pierwsza jest taka, że Lotor zniknął już na dobre, a druga taka, iż możecie wrócić na ziemię!
Cała ekipa popatrzyła po sobie, wybuchając śmiechem radości.
Przytuliłem się do Lance'a z całej siły.
- Nareszcie... - Szepnął - Możemy wrócić do domu..
Białowłosa stała z boku i z uśmiechem patrzyła na radującą się załogę.

Podążałem korytarzami statku, szukając latynosa aż w końcu znalazłem go w sali głównej.
Siedział naprzeciwko szyby, wpatrując się w kosmos.
- Coś się stało? - Zapytałem, siadając obok.
- Ja... Ja myślę.
- Nad czym?
Chłopak westchnął, przenosząc wzrok na mnie.
- Łatwo przyjdzie Ci to wszystko zostawić? Chodzi mi o Lwy, czy chociażby Allurę i Corana? - Szepnął, z powrotem patrząc za szybę.
Zerknąłem na niego.
Ma rację.
Nie łatwo będzie się z tym pożegnać.
Ze wspólnymi misjami, posiłkami przy jednym stole czy chociażby kłótniach..
- Wszyscy będziemy za tym tęsknili, Lance. Ale teraz liczysz się ty i dziecko. Wrócimy na ziemię i znajdziemy dla siebie i malucha jakiś kąt. Tam jest nasz dom. Tam się wychowaliśmy, więc i tam powinien dorosnąć mały... co nie?
- Masz rację.. - Szepnął łamiącym się głosem. - Masz jebaną rację...
Przytuliłem latynosa do siebie.

- Zawsze najtrudniej jest się pożegnać z czymś, co kochałeś..

Wybaczcie że taki krótki, ale :
1. Brak weny
2. Szkoła/sprawdziany i kartkówki
3. Życie poza internetem *tylko 3/4 %*

Wybierzcie sobie, które dla was będzie najlepszym wytłumaczeniem :3

Born To Be Free ||Klance||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz