XXVIII

594 61 12
                                    

* Lance pov. *

- Już?  - Zapytała Pidge, patrząc na mnie błagalnym wzrokiem.
Uniosłem lekko głowę, posyłając jej odpowiedź w samym moim spojrzeniu.
- Przyszedłeś dotrzymać mi towarzystwa,a teraz wychodzi na to, że ja muszę dotrzymywać towarzystwa tobie.. - Powiedziała, kładąc mi rękę na plecach.
- Od czegoś są przyjaciele.
Po tej półgodzinnej randce, którą zaliczyłem z kiblem, żegnając śniadanie, postanowiłem wrócić do pokoju i odpocząć.
- Keithowi się włączy instynkt samozachowawczy, jak Cię zobaczy, zawlecze do Allury.
- Pf. Na pewno "włączy mu się instynkt samozachowawczy".
- Mówię ci. Dobra, ja już będę lecieć. Jak już wszystko będzie wiadomo, to przyjdź do mnie.
- Okej.. pa.

- Hej Keith... - Powiedziałem, wchodząc do pokoju.
- Cześć Lan.. Co się stało kotku?! - Zapytał chłopak, zrywając się z łóżka i podbiegając do mnie. - Jakiś Ty blady! Lance, co jest? - Zapytał, lekko mną potrząsając.
- Ja... Ja nie mam pojęcia. Wiem tylko, że pożegnałem się ze śniadaniem. - Uśmiechnąłem się z zakłopotaniem.
- Do Allury, natychmiast. - Powiedział.
- Ale Ke..
- NATYCHMIAST.

Zostałem siłą wepchany do pokoju białowłosej.
- Zbadaj go i zobacz co mu jest. - Rozkazał Keith.
- A co mu jest? - Zapytała księżniczka, odkładając na bok czytaną książkę.
- Oślepłaś?!
- Keith, spokojnie. Wracaj do pokoju, ja z nią wszystko załatwię. - Powiedziałem spokojnym głosem, uśmiechając się do niego pocieszająco.
Keith popatrzył na Allurę, po czym wyszedł.
- To co się dzieje? - Zapytała ponownie, dotykając dłonią mojego czoła.
- Posłuchaj... - I tu zaczęła się wyliczanka ostatnich dni.

Siedziałem na fotelu i czekałem na wieści od białowłosej, która 2 godziny mnie "badała".
Patrzyłem po każdym kącie sali, szukając jakiegoś zajęcia.
- Lance...
- Wiesz już co mi jest? - Zapytałem, wstając.
- Lepiej będzie jak usiądziesz..
- No nie przedłużaj!
- Dobra.. No więc wynika, że ty najzwyczajniej w świecie jesteś w ciąży.
- Haha, dobre. A tak na prawdę?
- Jesteś w ciąży. Pierwszy miesiąc. - Allura miała naprawdę poważną minę.
- Ale faceci nie mogą być w ciąży! - Powiedziałem, unosząc jedną brew.
- Jak to nie?
- Normalnie?
Księżniczka westchneła, biorąc do ręki kartkę i podchodząc do mnie.
Szybko naszkicowała zarysy ciała mężczyzny.
- Spójrz. Keith jest na wpół Galrą, i to chyba przez to jesteś zdolny do dawania życia. Kiedy dochodził... w tobie, zaszła jakaś reakcja i twoje ciało akurat tak na to zareagowało. No i teraz masz pod sercem jego dziecko. - Mówiąc to, kreśliła różne linie, kształty i inne rzeczy na szkicu.
- O matko... I to pierwszy miesiąc?
- Około. Przyjdź za miesiąc, znów Cię zbadam.
- Ja... Dzięki. To ja już pójdę...
- Powodzenia.

tym oto sposobem zostałem sam.
Siedziałem na łóżku i patrzyłem na film, którego nie dokończył mój mąż.
Boże, jakie to to nudne.
Ale już minęła prawie godzina, to zaraz pewnie wróci.
- Hej Keith... - Bingo.
- Cześć Lan.. Co się stało kotku?! - Zapytałem, podbiegając do mojego chłopaka. - Jakiś Ty blady! Lance, co jest? - Zapytałem, lekko nim potrząsając.
( Genialny pomysł, c'nie? :') )
- Ja... Ja nie mam pojęcia. Wiem tylko, że pożegnałem się ze śniadaniem.
- Do Allury, natychmiast.
- Ale Ke..
- NATYCHMIAST.

Wepchałem mojego męża do pokoju Księżniczki.
- Zbadaj go i zobacz co mu jest.
- A co mu jest?
- Oślepłaś?!
- Keith, spokojnie. Wracaj do pokoju, ja z nią wszystko załatwię. - Powiedział Lance spokojnym głosem, uśmiechając się pocieszająco.
Patrzyłem na Allurę, w myślach prosząc, żeby wiedziała co dolega latynosowi.

Boże,  już 2 i pół godziny go nie ma!
Co mu jest?
Wyzdrowieje?
To pewnie nic poważnego.
To nie może być coś poważnego!
Chyba popadam w paranoję.
- Keith?
O matko, tylko jej tu brakowało.
- Przyszłaś mnie dobić? - Warknąłem, patrząc na Pidge.
- Nie, przyszłam dać Ci coś do picia, żeby Lance miał do kogo wrócić. - Odparła, marszcąc brwi.
- Ah, to..  dzięki.
Wziąłem od niej szklankę z przeźroczystym płynem w środku.
- Co tam dodałaś?
- Arszenik.
- Wiedziałem.
Jednak pomimo naszej typowej wymiany zdań, wypiłem zawartość.
- No, teraz masz już tylko 3 godziny, Keith.
- Onie.
- A propos.. - Wymruczała okularnica, niebezpiecznie się do mnie zbliżając.
- Masz się dobrze zajmować Lance'm, dotarło? Jak mi tylko powie, że sprawiłeś mu jakąś przykrość, to urwe ci chuja.
Otworzyłem szeroko oczy, kiwając głową.
- Cieszę się, że się zrozumieliśmy. Jak już Lance powie, co mu jest, to powiedz żeby przyszedł do hangaru Zielonego. - Zaświergotała, wychodząc z pokoju.
Ja się jej zaczynam bać.

Już mija 3 godzina!
Już miałem iść do Allury, gdy w drzwiach stanął mój mąż.
- I co ci jest? - Zapytałem, podbiegając do niego.
- Nic, jakiś tam wirus. Muszę leżeć w łóżku i pić jakąś herbatę od Księżniczki. - Odpowiedział, uśmiechając się.
- Całe szczęście. Była tu Pidge, chciała z tobą pogadać.
- To ja do niej pój-
- Nie, Ty Leżysz. - Zaprotestowałem, siłąkładąc go na łóżku i przykrywając. - Ona ruszy dupe do Ciebie.
Lance uśmiechnął się, doprowadzając mnie wzrokiem aż do drzwi.

Stanąłem naprzeciwko drzwi, powli je rozsuwając.
- I co ci jest? - Zapytał Keith, od razu do mnie podbiegając.
- Nic, jakiś tam wirus. Muszę leżeć w łóżku i pić jakąś herbatę od Księżniczki. - Odparłem, siląc się na uśmiech.
- Całe szczęście. Była tu Pidge, chciała z tobą pogadać.
- To ja do niej pój-
- Nie, Ty Leżysz. - Chłopak przerwał mi, popychając mnie na łóżko.

Keith, ja mam w sobie twoje dziecko, bądźże delikatniejszy!

- Ona ruszy dupe do Ciebie.
Zachichotałem, doprowadzając go wzrokiem do drzwi.

- Oi, Lance! I co ci jest?  - Zapytała Pidge, siadając na brzegu łóżka.
- Dobra, ale to zostaje między nami.
- Na mały palec!
Uścisneliśmy swoje małe palce, po czym zacząłem jej wszystko opowiadać.

*rozpieszczam was tymi rozdziałami  :3*

Born To Be Free ||Klance||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz