XXXV

470 52 3
                                    

To nie rozdział :3































































Też was kocham ❤



































































































































































































































































Ale jestem zuaaaa












































































































Nie no nie jestem taż taka zua C:

* Keith pov *

- Nosz kurwa... - Wywarczałem, gdy na ekranie mojego telefonu pojawił się kolejny raz napisz game over.
Położyłem komórkę na poduszce, zawijając się w kołdrę.
A ogóle gdzie jest Lance?
- KEITH, CHODŹ SZYBKO! - Znalazła się zguba.
Zerwałem się na równe nogi zapominając o pościeli.
Wbiegając na schody poleciałem so przodu i gdyby nie wąska przestrzeń na 1000000000000000000000000% dotarłbym na dół na twarzy.
- Co się dzieje?! - Zapytałem, podbiegając do kanapy na której leżał mój małżonek.
Zaalarmowani domownicy stanęli w kuchni.
Chłopak chwycił moją dłoń, kładąc ją na swoim brzuchu.
Sekundę potem poczułem lekkie kopnięcie w sam środek mojej ręki.
Moje oczy się zaszkliły.
Uśmiechnąłem się, opierając o siebie nasze czoła.
- Lance... - Wyszeptałem, zaciskając powieki, a przez to po moim policzku spłyneła pojedyńcza łza.
Mój mąż kciukiem otarł mokry ślad.
- Przybiliście sobie piątkę.. - Wyszeptał, chichocząc.

Leżałem na łóżku, z bezczynnie zamkniętymi oczami.
- Jak myślisz, to chłopczyk czy dziewczynka? - Zapytał Lance, obejmując czuleswój brzuch.
- Bo ja wiem? Ty chcesz niespodziankę, nie ja - Otworzyłem powoli powieki, patrząc na biały sufit.
- Myślałeś w ogóle nad imionami?
- W sumie to nie..
Po tym krótkim monologu oboje zamilkliśmy.
- Ale to jest pojebane. - Przerwał nagle ciszę Lance.
- Co jest pojebane?
- Walczyliśmy z fioletowymi kosmitami kolorowymi lwami, zaprzyjaźniliśmy się z księżniczką planety spoza naszej galaktyki, i szukaliśmy prawa natury.
Uśmiechnąłem się.
- No racja, troszkę to pojebane.. - Przyznałem.

- Jak je nazwiemy? - Zapytał Lance, wyciągając się na łóżku.
- Nie wiem, nie zastanawiałem się - Odparłem, kładąc dłoń na jego brzuchu.
- Jak nazwałbyś dziewczynkę?
...
Ja...
Tak, właśnie takie imię jest bliskie mojemu sercu.
- Nicola.
- Czemu akurat Nicola?
Zamilkłem, patrząc na granatowe niebo obsypane mieniącymi się gwiazdami.
- Tak ma na imię moja mama.
Chłopak zamarł.
- Oh.......kochanie, zaraz wracam!
Powiedział, po czym wybiegł z pokoju.

Zaskoczonym wzrokiem patrzyłem na drzwi, którymi przed chwilą wybiegł latynos.
- Co? -Zapytałem sam siebie, unosząc do góry jedną brew.
Po dłuższym zastanowieniu postanowiłem wziąść gorący prysznic.

Zsunąłem z siebie całe moje odzienie ( Ah, w książce poetycko, a w realu... szkoda gadać :") )
po czym wszedłem prosto pod strumień parującej wody.
Rozkoszowałem się gorącymi kroplami uderzającymi o moje nagie ciało.
Co wstąpiło w Lance'a?
Czemu tak szybko uciekł z pokoju?
Mam nadzieję że to nie moja wina...
- Keith, wszysko ok?
Gwałtownie otworzyłem oczy i spojrzałem w stronę dźwięku.
O framugę łazienki opierał się mój mąż, krzyżując ręce na piersi.
- Tak, po prostu... Zamyśliłem się.
- Mchm. Możesz ściemniać komu chcesz, ale mnie nie oszukasz. - Mówiąc to usiadł na blacie zlewu.
- Zastanawiałem się, dlaczego tak nagle wyskoczyłeś z pokoju.
Chłopak zaśmiał się, spoglądając na mnie.
- Załatwiam Ci prezent na urodziny. Ale z racji że to prezent niespodzianka to nie pisnę nic więcej.
Westchnąłem, odgarniając z czoła mokrą grzywkę.
- Wspólny prysznic?
- Jasne.

Born To Be Free ||Klance||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz