-Ally! Wstawaj, bo spóźnisz się do szkoły! - woła mama.
Odruchowo sprawdzam godzinę - 7:35. Wyskakuje z łóżka, biorę ubrania i idę załatwić poranną toaletę. Oczywiście z moim szczęściem musiałam zwalić książkę od biologii po drodze, którą oddał mi wczoraj Maks.
Ubrałam dzisiaj różowy T-shirt z napisem 'coś nie pykło', czarne, przetarte jeansy i zrobiłam lekki make-up.
Pakuję książki do torby i schodzę do kuchni na śniadanie.
Witam się z rodzicami i zabieram się za zjedzenie gofrów z dżemem truskawkowym. Po zjedzeniu wkładam jabłko do torby. Ubieram kurtkę i niemalże wybiegam z domu. Kupuję bilet w kiosku i jadę autobusem do szkoły.
Na moje szczęście, które rzadko się zdarza miałam jeszcze 3 minuty do rozpoczęcia zajęć, wiec schowałam niepotrzebne książki do szafki.
Pierwsze zajęcia: matematyka, sala 52, czyli drugie piętro.
W drodze do sali, uruchamiam telefon. Moim oczom ukazały się dwie wiadomości. Jedna od Kate, mojej przyjaciółki, a druga od nieznanego mi numeru.
Pierwsza wiadomość od Kate:
Masz czas jutro o 15, żebyśmy poszły na zakupy? Dawno na nich nie byłyśmy, czas to zmienić. A no i jutro nie będzie mnie w szkole. Trzymaj się!
Czym prędzej jej odpisuje, bo wiem, że woli być uprzedzona kilka godzin lub dni przed spotkaniem, wycieczką czy czymkolwiek na co musi być przygotowana.
Pewnie, spotkajmy się o 15 w galerii, do zobaczenia!
Druga od nieznanego mi numeru:
Hej, jak się spało? Mam nadzieję, że powtórzymy taki wieczór, razem ;)
Oczywiście szybko zorientowałam się, że to wiadomość od Maksa, więc zapisałam sobie jego numer jako 'Maksiu'.
Nie zważając na drogę poczułam, że na kogoś wpadam. Gdyby nie to, że ta osoba mnie złapała w silnym uścisku pewnie leżałabym cała potłuczona i połamania na parterze.
Uniosłam wzrok i ujrzałam te piękne, brązowe tęczówki... Zaraz, zaraz co ja mówię, one są po prostu brązowe... Szlag.
Momentalnie odebrało mi mowę i poczułam gule w gardle.
-Hej - uśmiechnął się, boże jaki on ma piękny uśmiech... Nie! To jest zwykły uśmiech, Ally. Szlag
-Hej - ledwo wydusiłam z siebie, kiedy gula lekko się zmniejszyła.
- Jak tam?
- Wiesz, nie mogę zbytnio gadać, spieszę się na zajęcia - wyminęłam go szybkim krokiem, a ten znowu stał bez ruchu jak wczoraj.
Co jest ze mną nie tak, że znów czuję się jakbym dała mu kosza drugi raz?
W końcu dotarłam do sali, spóźniona dwie minuty.
Pukam do klasy kiedy drzwi się otwierają i moja ręka powędrowała na jakiegoś chłopaka klatkę piersiową.
Stoję lekko zdezorientowana, nie wiedząc co się właśnie stało. Nagle poczułam piekące policzki, zapewne wyglądając jak pomidor. Uniosłam lekko wzrok. Ujrzałam bardzo znany mi chytry uśmiech. Był to pewnie Cameron. Widząc jego twarz, rumieńce znikają, a moja twarz przybiera normalny kolor. Uśmiecham się lekko i wymijam go pewnym krokiem.
Przepraszam pana Moona za spóźnienie i siadam na miejscu przy oknie w 4 ławce.
Chcecie pewnie wiedzieć kim jest Cameron? To wam powiem.
Cameron Walker to 18-letni chłopak. Jest koszykarzem i kapitanem szkolnej drużyny. Blondyn o niebieskich oczach, nieźle umięśniony, zwykle ubiera koszulki okalające jego mięśnie, jak już widać ma lekko przerośnięte ego, ale to pewnie byłby opis połowy chłopaków z mojej klasy, czy szkoły.
Nigdy nie zastanawiałam się nad jego osobą, ale średnio rok temu chciał być moim chłopakiem. Szczerze mówiąc nie zgodziłam się, uważałam że jest kolejnym burakiem z największym ego pod słońcem. I nie dziwcie mi się, bo taki właśnie był. Wziął się lekko w garść po daniu mu kosza. No cóż 'życie' jak to mówią.
Nigdy nie byłam stworzona do związków, nadaje się jedynie za przyjaciółkę. Mimo, że nigdy nie próbowałam być z jakimkolwiek chłopakiem to i tak zdania o sobie nie zmienię. Nie znalazłam jeszcze tego swojego księcia z bajki i tyle. Pomimo moich myśli, wiele chłopaków mi się podoba, ale to nie miłość. Zwykłe zauroczenie, nic poza tym.
Po matematyce mam historie w sali 24 z panią Campbell. Nie przepadam za panią, ale historia, sama w sobie jest interesująca.
W dosyć nudnym klimacie idę do szatni, aby przebrać się na wychowanie fizyczne. Jestem zastępcą kapitana damskiej drużyny siatkówki. To jedyny sport, który wręcz kocham.
Na moje nieszczęście dzisiaj mamy łączone zajęcia z chłopakami.
- Dzisiaj będziemy grać w siatkówkę! -mówi trener - Proszę dobrać się w 3 drużyny, kapitanka siatkówki wybiera i kapitan koszykówki oraz zastępca kapitanki siatkówki. Grupy mają być damsko-męskie!
Zaczyna się mecz. W mojej drużynie jest Dean, Fabian, Crystal, Lydia, Victor i oczywiście ja.
Rozgrywamy ostatni mecz. Dean podaje mi piłkę. Cameron odbija, piłka leci w stronę Lydii. Ona odbija w stronę Camerona. Musiałam ratować piłkę od uderzenia w ziemię. Czuję teraz lekki ucisk w klatce piersiowej, tracę świadomość.
Chwilę później słyszę głos Camerona. Nie mam siły otworzyć oczu. Głowa mnie boli.
Mam dziwne uczucie, że ktoś mnie niesie.
-Ally? Ally? Obudź się! - ktoś krzyczy moje imię, ale nie mam siły otworzyć oczu, wszystko mnie boli.
Nagle czuję czyjś oddech przy moim uchu. Kładąc mnie chyba na łóżku, wyłączam wszystkie zmysły. Nie słucham go. Zapadam w sen, chcę tylko odpocząć. Dajcie mi spokój...
CZYTASZ
Pierwsza Miłość
RomanceAllie jest uczestniczką bójki szkolnej. Max "wybawia" ją z kłopotów i wyznaje miłość. Jak potoczy się życie Allyson? Czy także pokocha chłopaka i będzie to dobra decyzja? Czy jej zachowanie zmieni wszystko? Tego dowiecie się właśnie w tej książce :)