Długo i szczęśliwie żyje się tylko w bajkach

145 18 1
                                    

*Julia*

Stałam przed lustrem czesąc swoje długie, kręcone, brązowe włosy w kok. Nie malowałam się, wiedziałam, że i tak się rozpłaczę i cały makijaż pójdzie na marne. Wygładziłam moją czarną sukienkę i zeszłam na dół.

- Gotowa kochanie? - spytała mama.

Na co mam być gotowa? Na pogrzeb chłopaka którego kochałam najbardziej na świecie? Nigdy nie byłam na to gotowa i nigdy nie będę!

- Tak mamo, jedźmy już. Chcę już to mieć za sobą. - rzekłam.

Założyłam płaszcz i chwyciłam parasolkę. Na dworze padało. Bardzo się z tego cieszyłam, przynajmniej pogoda wie jak się czuję.

Wsiadłam do samochodu i pojechałam z mamą w kierunku cmentarza. Dotarłyśmy tam w 15 minut. Na parkingu stało pełno samochodów. Widziałam ludzi z naszej szkoły, wszyscy nieśli kwiaty. I tak większość z nich znała Michała tylko z widzenia, nikt nie znał go tak jak ja, nikt nie kochał go tak jak ja...

Kiedy dotarłam do kaplicy zauważyłam matkę Michała - panią Magdalenę. Siedziała najbliżej trumien. Mogłam się tylko domyślać co czuła. Straciła dwie najważniejsze osoby w swoim życiu - męża i syna. Mimo to siedziała na krześle wyprostowana, a na twarzy nie miała ani jednej łzy. Wszystkie emocje dusiła w sobie, a one tylko czekały aż wybuchną i zniszczą ją...

Trumny były zamknięte. Podobno ich ciała były tak zniszczone, że lepiej było ich nie oglądać. Mimo to chciałam je zobaczyć, zwłaszcza jego ciało. Nie obchodziło mnie jak wyglądał, pragnę tylko jeszcze raz zobaczyć jego usta, poczuć jego lekko kłujący zarost i dotknąć jego ciemne, kręcone włosy.

Ksiądz jak zwykle odprawił mszę. Mówił tym samym ponurym głosem jakby przeżywał z nami żałobę. Tak naprawdę wątpię żeby go to cokolwiek obchodziło. Grzebał ludzi praktycznie codziennie, ten czy tamten nie zrobi na nim różnicy...

Po skończonej mszy wszyscy podążyliśmy za procesją. Samochód z trumnami jechał wolno, a wszyscy podążający za nim mieli spuszczone głowy.

Schowałam parasolkę i nie wytrzymałam. Łzy popłynęły mi istnym wodospadem. Podnosłam głowę do góry i popatrzyłam w niebo. Było szare, smutne, rozmazane. Mamy kwiecień a pogoda jest jak z listopada.

Kiedy już dotarliśmy do końca naszej drogi słychać już było same lamenty. Płakały koleżanki z klasy Michała, ciotki, kuzynki. Ciągle słychać było "Jaki to dobry chłopak, taki kochany".

Stałam jak wryta, bez żadnej emocji na twarzy. Łzy przestały już spływać. Nie czułam nic kiedy wsadzali jego trumnę w ziemię. Chciałam krzyknąć "Nie róbcie tego, on jeszcze żyje, musi żyć!".

Wraz z nim umarła też moja część. Teraz leży już w ziemi, a jego dusza błąka się gdzieś w rajskich ogrodach. Oby tam był szczęśliwy. Ja już nie będę... Nie w tym życiu...

Kiedy cała ceremonia się skończyła stałam pod drzewem móc odetchnąć. Niestety nie mogłam nacieszyc się długo samotnością. Natychmiast potrzedł do mnie Mateusz - kolega z klasy.

- Hej Julka. Największe kondolencje, bardzo mi przykro, wiem, że go kochałaś. - popatrzyłam na niego spod byka. Jak to "kochałaś", ja nadal go kocham.... - Wiem, że potrzebujesz trochę odpoczynku i samotności, trzymaj się. Gdziekolwiek jest, wciąż myśli o tobie.

Pokiwałam głową i popatrzyłam w jego zielone oczy. Był w nich jakiś niepokojący błysk.

Mateusz przytulił mnie i odszedł w stronę bramy.

Rozejrzałam się dookoła. Ostanie osoby składały kondolencje matce Michała. Postanowiłam być ostatnia. Szybkim krokiem ruszyłam w jej stronę. Kobieta spojrzałam na mnie swoimi smutnymi oczami. Podbiegłam do niej i przytuliłam ją.

- Ja również kocham go tak jak pani. Obiecuję, że pomogę pani. Nie zostawię panią samą.

- Wybacz dziecko ale mi już nic nie pomoże. - odrzekła kobieta. Uwolniła się z mojego uścisku, popatrzyła na grób swojego syna i męża i ruszyła w stronę bramy cmentarnej.

Biedna kobieta, nie zasłużyła na taki los...

Uklękłam obok nagrobka i wyciągnęłam z kieszeni srebrną baransoletkę.

- Pamiętasz jak mi ją dałeś? Była to nasza pierwsza randka, a ty już zdążyłeś wydać na mnie sporo pięniędzy. W moje urodziny obiecałeś, że już zawsze będziemy razem i nic już nas nie rozdzieli. Popatrz jak bardzo się myliliśmy. Rozdzieliła nas śmierć - twoja śmierć. Teraz i ja powoli umieram bez ciebie to nie to samo...

Wstałam i ruszyłam w stronę wyjścia. Mama wiedziała, że w czasie pogrzebu chcę zostać sama dlatego nie stała blisko mnie. Pewnie teraz czeka w samochodzie.

Ciekawe czy słyszał moje słowa? W głębi duszy czuję, że on gdzieś tu jest....

Druga szansaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz