VII.

381 46 8
                                    

Paina nie interesowały igraszki Uchihów, dlatego też, stwierdziwszy, że Itachiemu stać się nic nie może, odpuścił i zniknął nim ktokolwiek zdołał to zauważyć. Na początku przebywał tam z czystej ciekawości, ale w miarę jak obaj bracia zaczęli robić się coraz bardziej na siebie otwarci, uznał swoją obecność za jak najmniej wskazaną. Musiał przyznać że dzieciak, którego ciągle uważał za rozpieszczonego paniczyka okazał się całkowicie inną osobą. A mowa była oczywiście o Sasuke. Ocenianie go z góry, po tym jak zachowuje się ogół nie było zbyt dobrym pomysłem i teraz tego żałował. Nie jakoś dotkliwie, ale jednak.

Gardził podobną postawą, a sam nie był lepszy, wrzucając go do jednego worka z rodzinką królewską. Podrapawszy się po czole, uniósł kącik ust nieznacznie ku górze, uśmiechając się jak głupi do sera, czyli sam do siebie. Chyba zaprosi kiedyś młodego na kielicha, w ramach przeprosin. Jednak musiał poczekać aż skończy osiemnastkę. W innym przypadku dostałby niemały wpierdol od starszego księcia. Itachi zdołał się do krótkowłosego już przywiązać na tyle, że Pain wiedział czego musi się wystrzegać, aby nie oberwać. Nie poznawał przyjaciela. Pod wpływem nowych doznań zmieniał się nie do poznania, ale szczęśliwie - na lepsze. Parsknął, zerknął w kierunku obu chłopców, przechadzających się po lesie po raz ostatni i w końcu faktycznie zniknął, wracając do swoich obowiązków. Ktoś w końcu musiał robić za usprawiedliwienie dla ich nieobecności, prawda?

***

-Odpręż się.
Polecenie dotarło do jego uszu zbyt szybko, ponieważ stał za blisko.
-Rozpraszasz mnie.
Wytknął, marszcząc brwi i zerknął za siebie, na jego twarz, znajdującą się tuż obok. To nie miało sensu. Opuścił łuk, wypuszczając z płuc nazbierane powietrze. Odkąd tylko zaczęły się ich potajemne spotkania Itachi starał się nauczyć go polować. Jak widać - z marnym skutkiem. Przyczyny były różne. Z początku Sasuke po prostu szkoda było zabijać niewinne zwierzęta, potem długowłosy zaczął prawić mu uwagi, czego strasznie nie lubił, a na koniec doszła rozpraszająca obecność, śledząca każdy jego ruch. Bał się nawet mrugnąć, aby znów nie wyszło, że robi coś źle.
-To ty wystarczająco się nie skupiasz.
Westchnął. Po raz kolejny.
Oj Uchiha, to do Ciebie niepodobne...
-Może dajmy sobie z tym spokój, co?
Zapytał, niemalże błagalnie, robiąc kocie oczy. Jakby to miało w jakiś sposób pomóc. Byli już na takim etapie, że potrafił nie zachowywać się chłodno, a obdarzał go nawet swoim rozbrajającym spojrzeniem. Chociaż szkoda, że nie działało w taki sposób jak na dworskie kobiety. Byłoby interesującym zobaczyć braciszka, śliniącego się na sam widok jego nietypowej minki.
-Powinieneś potrafić się bronić. Wiesz, że nigdy nie wiadomo kto pokusi się o życie kogoś z królewskiej rodziny.
Itachi faktycznie zachowywał się jak straszy brat. Aż trudno było uwierzyć, że wczuł się w tę rolę tak szybko i najwidoczniej mu się to podobało, bo rozpieszczał go dosyć często, ale nie za przesadnie. Określenie jego zachowania jako ,,metody kija i marchewki" pasowałoby tutaj idealnie...
-Potrafię walczyć kataną.
Wzruszył ramionami, odważając się zdradzić mu ten mały szczegół na swój temat. Mało kto o tym wiedział. Nic dziwnego, bowiem Sasuke sztuki uczył się sam, metodą prób i błędów. Z czasem pojmował oczywiste podstawy i umiał o siebie zadbać w wystarczającym stopniu, aby nie zginąć od marnego cięcia. Musiał przyznać, że delikatna nadopiekuńczość mężczyzny była dość rozczulająca.
-Katana nie wystarczy. To narzędzie pozwalające na obronę z bliskiego dystansu,a tak nie będzie w każdym przypadku.
No i dalej się spierali. W końcu uznał, że może Itachi miał rację. Gdyby miał się bronić przed długodystansowcem jego narzędzie do walki stałoby się niczym więcej jak ozdobą. Niechętnie przyznał mu to, ale nadal był negatywnie nastawiony co do diabelskiego urządzenia. Strzały wcale nie chciały trafiać w celowane miejsce. Irytowało go to niemiłosiernie, a słabe nerwy były na wyczerpaniu po kilku kolejnych nieudanych próbach.
No cóż. Przynajmniej Paina tu nie ma. Dupek miałby niezły ubaw.
Uświadamiając to sobie, wykrzywił wargi w grymasie, licząc do dziesięciu aby się uspokoić. Nie mógł się poddać. W końcu to obiecał, a już na początku chciał zaplusować u Itachiego. Nigdy nie starał się do takiego stopnia. Jego powody były całkowicie dziecinne i pozbawione sensu, ale nie wydawał się tym przejęty i z nową dawką energii przystąpił do treningu. Musiał po prostu trafić w drzewo. Cóż, może nie było to aż takie trudne jak upolowanie ptaka w ciągłym ruchu, ale podstawy trzeba poznać. Ustawił się w odpowiedniej pozycji, prostując plecy i przygryzając kawałeczek języczka, z boku wycelował, a następnie strzelił.
Nie trafiła.
Przeklinając siarczyście ruszył po strzałę, ignorując całkowicie wgapiającego się w niego Itachiego. Nie było to ani grzeczne, ani tym bardziej przyjemne, ale Łasica jak zawsze był bardziej rozczulony, niżeli rozeźlony jego czynami. Tego człowieka naprawdę ciężko było wyprowadzić z równowagi. W tym samym czasie, w którym Sasuke uparcie szukał narzędzia, przyglądał mu się z tyłu i zastanawiał nad całym irracjonalizmem, który wstąpił w jego życie po pojawieniu się młodszego brata. Nie miał pojęcia, że będzie to wyglądać w taki sposób. Minęło kilka dni, a on zdołał wywnioskować, że Sasuke zawsze przy większej publice ukrywa swoje uczucia. Pokazywał ich nieco więcej dopiero w momencie, gdy zostawał sam albo skupiał się na czymś na tyle mocno, że zapominał o utrzymywaniu maski. Jakże byli podobni. Itachi robił dokładnie to samo. Nie widział oparcia i zrozumienia w nikim. Jedyne co robił, to trenował, uczył się, słuchał nakazów i rozkazów. Gdzie tu logika? Nie dostrzegał jej ani odrobinę. I wbrew temu, co postanowił sobie dawno temu otwierał się na młodszego braciszka. Wszystko działo się tak szybko, a oni poznawali się nawzajem. Już teraz mógł przyznać, że się przywiązał. Różane usta, wypowiadające w jego kierunku niepewne ,,c-cześć" skradły jego serce i ukryły gdzieś, gdzie on sam wstępu nie miał. Ale może to nawet lepiej. Zawsze chciał mieć rodzeństwo. Takie prawdziwe rodzeństwo. Niezdeprawowane przez politykę królewską. I to marzenie chyba powoli się spełniało.
-Cholera!
Zamrugawszy, niechętnie oderwał się od swoich przemyśleń w tym samym momencie, w którym zdyszany chłopak wbiegł na leśną polankę i pociągnął go za rękaw.
-Co się dzieje?
Zapytał zaniepokojony jego stanem, marszcząc brwi. Drgające wargi Sasuke świadczyły o powstrzymywanym roztrzęsieniu, a oczy błyszczały nienaturalnie jasnym blaskiem, jakby miał się zaraz rozpłakać. Gdy już miał ponowić pytanie, dostąpił zaszczytu usłyszenia upragnionej odpowiedzi.
-Trafiłem w szczenię.  

Tron // ItaSasuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz