XXII.

194 24 1
                                    

Sasuke przez cały tydzień chodził jak na szpilkach i jadł mniej niż kanarek gdy Itachi akurat nie patrzył. Zwracał mu uwagę za każdym razem gdy zauważał jakiekolwiek braki w apetycie, a zauważał je zawsze gdy akurat Uchiha takowe miał. Wszystkie jednak wynikały z jednego i tego samego powodu.

Podczas gdy spodziewał się, że pobyt Kakashiego nie będzie dłuższy niż dwa, może trzy dni, on przesiadywał tu już prawie cały tydzień. Przy każdym posiłku siadał jak najbliżej Itachiego i zajmował go rozmową na tak rozmaite tematy, że Sasuke przestawał nadążać. Przyłapywał się na tym, że słuchał jedynie na początku po czym po prostu się wyłączał i przesuwając jedzenie z jednej strony talerza na drugą, próbował się czymś zająć. Posiłki stały się totalną udręką, a wychodzenie z nich wcześniej codzienną rutyną. Przestali nawet spędzać razem ustalony czas. Gdy Sasuke próbował dostać się do brata jak co wieczór, przystawał przy drzwiach i z dłonią w połowie drogi do klamki zatrzymywał się jak wryty, po czym napięcie odwracał i odchodził. Słysząc głos Kakashiego zza drzwi nie mógł postąpić inaczej. Z czasem przestał więc przychodzić, zamiast tego odwiedzając Naruko lub w chwilach wyjątkowej złości przechadzając się samotnie po ogrodach. Dokładnie tak, jak w tej chwili.

Odetchnął głębiej, unosząc twarz ku górze, aby chłodne, nocne powietrze nieco go otrzeźwiło. Był śpiący, ale nie potrafił zasnąć. Przez swój niepokój mimowolnie z powrotem sprowadził na siebie problem bezsenności. Wcześniej udało mu się tego pozbyć tylko dzięki spaniu na kolanach Itachiego. Teraz nie miał w jaki sposób z tego skorzystać. W takich chwilach ogarniała go złość i o dziwo większą jej część kierował w stronę Itachiego. Nawet nie przyszedł i nie zapytał dlaczego nie przychodzi. Musiał być wyjątkowo zafascynowany swoją nową znajomością, skoro go olewał i traktował prawie gorzej niż służącego. Zacisnął dłonie w pięści, przysiadając na brzegu fontanny. Wziął kilka głębszych wdechów na rozluźnienie, ale na niewiele się to zdało. Może faktycznie przesadzał ze swoimi reakcjami, ale kiedy już zaczął, to choćby chciał, za Chiny nie mógł powstrzymać czarnych myśli, stopniowo wkradających mu się do głowy.

-Weź wyluzuj Uchiha, bo przez twoją aurę mordu nawet kwiatki usychają. -Zamrugał i przyjrzał się postaci beztrosko opartej o pień najbliższego drzewa. Przez swój stan nawet go nie zauważył, a musiał tu być już od jakiegoś czasu. Gdyby dopiero co przyszedł, usłyszałby kroki. Żwirowej ścieżki nie dało się tak łatwo ominąć, zwłaszcza nocą, gdy niewiele co widać, a trawa pokryta była rosą i klombami kwiatów.

-Suigetsu, a od kiedy Ciebie obchodzą nasze kwiatki? -Zapytał, udając znudzenie. Jego nastawienie natychmiastowo się zmieniło, a złość została przesunięta na dalszy plan i pieczołowicie skryta za jedną z wyćwiczonych masek.

-Och, błagam Cię. Tylko nie ze mną te numery. -Chłopak oderwał się od pnia i szybkim krokiem podszedł do fontanny, przybierając jakby bojową pozycję. Lekki rozkrok i splecione na torsie dłonie dokładnie na to wskazywały. Sasuke zmarszczył brwi i uniósł spojrzenie ku górze. W innym przypadku mówiłby do brzucha chłopaka, a nie było to specjalnie eleganckie, ani tym bardziej wygodne.

-O co Ci chodzi? -Zapytał opryskliwie przez zaciśnięte zęby, co brzmiało prawie jak "odwal się, albo będzie z tobą bardzo źle". Gdyby potrafił zabijać wzrokiem, to Suigetsu właśnie leżałby martwy na idealnie zielonym trawniku.

-O pstro. Już ty dobrze wiesz Uchiha o co mi chodzi. Znam Cię nie od dziś, a największym dowodem na to, że nie jesteś sobą, jest fakt iż mnie nie zauważyłeś i pewnie potrwałoby to jeszcze trochę gdybym się nie odezwał. Normalnie nie miałbyś z tym żadnego problemu. -Król prychnął, odwracając głowę w bok aby przerwać kontakt wzrokowy. Ustąpił. Suigetsu mówił z sensem i on zdawał sobie z tego sprawę. Został przejrzany. Ostatnio zdarzało mu się to nazbyt często.

-Co się dzieje? -Ponowił próbę, tym razem delikatniej. Kucnął zaraz obok, aby zrównać się z Sasuke wzrostem i podparł dłońmi o żwir. Choć na co dzień rzucali w siebie jedynie kąśliwymi uwagami, Suigetsu naprawdę martwił się o przyjaciela. Fakt, mieli dość specyficzny sposób na wyrażanie do siebie sympatii, ale właśnie to sprawiało, że ta znajomość nie była tylko powierzchowna. Sasuke westchnął, przecierając twarz dłońmi, aby w jakiś sposób dodać sobie sił.

-Po za tym że irytuje mnie spoufalanie się Kakashiego z Itachim jakby najwyraźniej mieli na siebie ogromną ochotę? Ależ nic. -Suigetsu uniósł brwi ku górze, przyglądając się mu z niemałą uwagą i zaskoczeniem.

-Oya? Mały braciszek Itachiego jest o niego zazdrosny? -Zapytał z lekkim rozbawieniem, mającym na celu rozładowanie emocji.

-Jeszcze kurwa jak. -Nie spodziewał się takiej odpowiedzi. W ogóle nie myślał, że pójdzie tak łatwo. Stwierdzenie że Sasuke otwarcie powiedział mu o co chodzi już było dziwne, ale bezpośrednia odpowiedź na wredne pytanie jeszcze dziwniejsza. Zagwizdał cicho pod nosem i pokręcił głową, w duchu powstrzymując cisnące mu się na usta uwagi.

-Chłopie, skoro zdajesz sobie z tego sprawę, to co ty tu jeszcze robisz? -Sasuke spojrzał na niego niezrozumiale, po czym zamrugał jak małe dziecko, któremu trzeba wskazać drogę aby się nie zgubiło. Gdyby Suigetsu był homo, z pewnością by na to poleciał. Zapisał sobie w głowie aby urządzić Sasuke wykład na temat tych słodkich minek, bo jakoś nie chciał aby został przez to napadnięty seksualnie czy coś. Trzeba było go uświadomić.

-No leć do niego. O swoje się walczy, a skoro Itachi-sama Cię do siebie dopuścił to nie ma mowy, żeby wypuścił to z rąk tak łatwo. Wierz mi, mam trochę doświadczenia z Uchihami. -Puścił mu oczko, po czym zaśmiał się cicho na widok miny przyjaciela. Jego oczy przypominały teraz ogromne spodki i zanim zdołał jakkolwiek to skomentować Sasuke wstał, odwrócił się na pięcie i już go nie było. 

Tron // ItaSasuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz